Zatrzymali się niedaleko lasu, niespełna kilometr od wzgórza, na którym zostały szkielety.
– Rozejrzę się – oznajmił Gert i po chwili zniknął w cieniu drzew.
– Rozpalę ognisko – zaproponowała Veronika, zwracając się do Estalijczyka.
Wiedziała, że czarodzieje z Kolegium Płomienia najszybciej wracali do formy w pobliżu ognia, a Jose wyglądał na wykończonego. Z pewnością rzucał zaklęcia ponad swoje siły. Każdy z magów miał swoje ograniczenia. Nadużycia mogły ich doprowadzić nawet do śmierci. Na szczęście on potrzebował jedynie odpoczynku.
– Ja bym tu nie zostawał – powiedział Edgar, rozglądając się dość nerwowo. – Tym bardziej nie rozpalałbym ogniska. Ten wampir wylezie w końcu ze swojej kryjówki.
– Jeszcze jest dzień – zaznaczyła.
– Popraw mnie, jeśli się mylę. On chce tej dziewczyny, a do tego my mamy jego rzeczy. Tak czy inaczej, wpadniemy na siebie.
– Zgadza się, ale być może gdzieś się tutaj zakopał i zdążymy go załatwić, gdy będzie wyłaził – przedstawiła mu swoje stanowisko.
– Albo ożywi te trupy, które tam powaliliśmy i znowu je na nas naśle. Czarodziej jest już bez sił...
– Najpierw musiałby opuścić kryjówkę – przerwała mu. – Powinniśmy uważnie obserwować okolicę... Zresztą zaraz przejadę się na wzgórze i poszukam go – postanowiła Veronika.
– Na jakie wzgórze? – zapytał Edgar, wpatrując się w nią rozszerzonymi oczami.
– Na to rozkopane – wyjaśniła.
– Wszystko jest rozkopane, dookoła! To jakiś cholerny cmentarz! – Edi denerwował się coraz bardziej.
– Zgadza się. Porozglądam się i może coś znajdę.
– A może przestałabyś już tak... szarżować? Udało się i chyba powinniśmy się z tego cieszyć. – To, co się działo, nie mieściło mu się w głowie.
– Oczywiście, że tak, ale jeszcze nie skończyliśmy – przypomniała.
– Tak. Mamy właśnie czas, żeby się stąd ulotnić. To jakieś dwie, trzy godziny – oszacował, zerkając w niebo. – Tyle jest do zachodu słońca.
Czarodziejka zaczęła zbierać chrust na obrzeżach lasu. W międzyczasie Jose ściągnął Estelę z konia i obejrzał ją. Potem zaczął rozcierać jej rękę.
– Co on jej zrobił? – zatroskany pytał sam siebie.
– Może to jakaś trucizna? – zasugerowała Veronika.
– Po co miałby ją truć? Co wy wymyślacie? – wtrącił się Edgar.
– Pewnie to jakieś zaklęcie. Unieruchomił ją, by mu nie uciekła. – Kobieta rozważała różne możliwości.
– Więc nie chce jej zabić – wnioskował Jose.
– Od początku tego nie chciał – zauważyła. – Ci najemnicy mieli zawieźć ją żywą do narzeczonego. On tam czekał, tak? W wieży znalazłam list. – Rzuciła na ziemię patyki, po czym podeszła do swojej torby, wyjęła wspomniany zwój i podała go magowi.
– Co? Myślisz, że to on? – zapytał zdumiony po lekturze.
– Nie wiem, ale już tego nie wykluczam – odpowiedziała szczerze.
– Zmienili go w wampira?
– Raczej nie wyglądał na nieszczęśliwego, dopiero co przemienionego. Może nie wiedziała, z kim się zadaje? – zgadywała Veronika.
– To po co ten okup?
– Niewiele z tego rozumiem – przyznała. – Myślę, że ona mogłaby nam sporo wyjaśnić... Szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać, kiedy opowie nam swoją bajeczkę.
– Zrobimy tak – zaczął po chwili czarodziej. – Zabierzecie ją stąd i postaracie się odjechać jak najdalej i jak najszybciej. Chyba najlepiej będzie przez te łąki w stronę rzeki... Ja tu na niego zaczekam.
– Iście bohaterskie – skwitowała. – Heroizm aż ci uszami wychodzi.
– Nie czas na sarkazm.
– A ja myślę, że to idealny czas – stwierdziła, wracając do zbierania chrustu.
– To dobry pomysł – upierał się Jose.
– Ledwo stoisz na nogach – przypomniała mu.
– On ma rację – Edi poparł Estalijczyka.
– Trochę racji ma – przyznała – ale sam tu nie może zostać.
– Zapytaj Gerta. Może będzie chciał mu towarzyszyć – zasugerował Edgar ze złośliwym uśmieszkiem.
– Ja zostanę, a wy zajmijcie się dziewczyną – oznajmiła po chwili namysłu.
– Jeszcze czego? – rzucił Edi, po czym burknął pod nosem coś niezrozumiałego.
– Wygląda na to, że okolica jest bezpieczna – poinformował ich Gert, wyjeżdżając z lasu.
– Trzeba zabrać stąd dziewczynę... i zaczekać na wampira. Pewnie jest w pobliżu – powiedziała do niego narzeczona.
– Kto się tym zajmie? – zapytał rzeczowo.
– Jose chce zostać, ale nie jest w najlepszej formie. Sam sobie nie poradzi – wyjaśniła.
– To znaczy, że nie będzie czarował? – upewnił się.
Veronika w odpowiedzi skinęła głową.
– Więc powinien jechać – zasugerował.
– O czym wy mówicie? – oburzył się Edgar. – Mieliśmy wszyscy się stąd zabierać.
– Jose, Gert ma rację. To ty powinieneś z nią jechać – zwróciła się do niego czarodziejka.
– Jestem Estalijczykiem, mam rapier, a moje serce jeszcze bije...
– A niewiasta potrzebuje ochrony – przerwała mu.
– I to prawdziwy dylemat, ale Edi nie chciałby nam towarzyszyć – stwierdził.
– Chętnie wróci do domu, a ja i Gert zostaniemy.
– Wy żeście całkiem poszaleli... – wtrącił Edgar. – A właściwie, dlaczego nie?
– Widzisz? Dogonimy was, a w razie czego będziesz miał czas, żeby się trochę pozbierać i będziesz mógł z nim powalczyć, gdyby jednak na was napadł. – To rozwiązanie wydawało się Veronice właściwe.
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasyImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...