część 66

227 32 3
                                    

          – Tu już nikt nas nie usłyszy – powiedziała, zatrzymując się w miejscu, które wybrała. – Mów.

          – Będę musiał szeptać – stwierdził, chcąc iść dalej.

          – Nie będziesz musiał. – Skutecznie ukrywała swój niepokój.

          – Będę szeptał. – Rozejrzał się i zbliżył się do niej.

          Uważnie obserwowała jego ręce. Sięgnął do jej twarzy i odgarnął włosy z ucha.

          – W przeszłości byłem... – przerwał. – Czujesz napięcie?

          – Czuję, że zaraz się odwrócę i pójdę porozmawiać z twoim dowódcą.

          – Od niego tego się nie dowiesz.

          – Gdy już cię tu nie będzie, to straci znaczenie – zapewniła go.

          – To, że mnie zwolni, wcale nie zagwarantuje, że mnie tu nie będzie.

          – Nie będzie cię tu – oznajmiła z pełnym przekonaniem.

          – Grozisz mi? – Zmrużył oczy.

          – Nie, skądże – zaprzeczyła z niewinną miną.

          – Więc skąd ten pomysł?

          – Tak mi się po prostu wydaje. – Uśmiechnęła się do niego.

          – Słodka i niebezpieczna – mruknął. – No więc w przeszłości byłem... – zawiesił na moment głos – łowcą czarownic – wyznał w końcu, odsunął się od Veroniki i założył ręce na piersiach.

          – Gdzie? – zapytała beznamiętnie.

          – To nie koniec przesłuchania? – Uniósł brwi. – Uważaj, bo ci się odwdzięczę.

          – Proszę. – Nie traciła pewności siebie. – Gdzie? – powtórzyła z naciskiem.

          – Mam wielu znajomych – powiedział. – Nawet w Nuln.

          – Grozisz mi?

          – Też masz swoje sekrety. – Rozejrzał się.

          – Gdzie?

          – W Altdorfie – odpowiedział po chwili milczenia.

          – Dlaczego już tego nie robisz? – drążyła.

          – To długa historia... – Wyraźnie nie chciał o tym mówić.

          – Z pewnością interesująca.

          – Z pewnością... Ale nie dla każdego.

          – Chętnie posłucham – powiedziała.

          – Naprawdę cię to interesuje? A może zamierzasz sprawdzać te informacje?

          – Jestem ciekawa, dlaczego już nie pracujesz jako łowca czarownic. To intratna posada, szczególnie w Altdorfie.

          – Owszem, powodziło się – przyznał. – Powiedzmy, że to nie było dla mnie.

          – Dlaczego? Chyba nie bałeś się wampirów? – dopytywała.

          – Nie – zaprzeczył, unikając jej wzroku.

          – Nie grozili też chyba twojej rodzinie, bo jej nie masz. Gdyby wymordowali twoich bliskich, pewnie robiłbyś to do końca życia. Mściłbyś się, więc wnioskuję, że to nie to – dedukowała.

          – Koniec przesłuchania – uciął ostro, po czym odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w stronę obozu.

          Tam wsiadł na konia.

          – A ty dokąd?! – krzyknął jego dowódca, podnosząc się z miejsca.

          – Nie twoja sprawa – warknął najemnik i już po chwili galopował na północ.

          Veronika patrzyła na to ze spokojem. Liczyła się z tym, że mogą mieć wroga w tym człowieku.


          Gdy zniknął jej z pola widzenia, postanowiła porozmawiać z Estalijczykami, którzy także obserwowali całe zajście z zainteresowaniem. Chciała ustalić, jakie informacje przekazali Alexowi.

          – Proszę wybaczyć jego zachowanie. – Po drodze zatrzymał ją dowódca. – Przy pierwszej lepszej okazji uzupełnię braki. On oczywiście już dla nas nie pracuje. Ktoś inny przejmie jego obowiązki. Może Kaspar?

          Skinęła tylko głową, bo w rzeczywistości było jej obojętne, który z najemników zostanie wyznaczony do jej ochrony. I tak zbytnio na nich nie liczyła.


          – O co was pytał? – czarodziejka zwróciła się do towarzyszy.

          – O nic – odparł Jose, wzruszając ramionami.

          – Chciał się wyspowiadać – wyjaśniła Estela, która nadal miała na sobie szaty ze świątyni Morra. – Powiedziałam mu, że nie jestem kapłanką... Chyba będę musiała się przebrać.

          – Jak chcesz – rzuciła Veronika, patrząc w stronę traktu.

          Nie pomyliła się co do Alexa.

          – Tylko że nie mam w co – kontynuowała Estalijka.

          – Może któraś z moich rzeczy będzie ci odpowiadać – zaoferował mag.

          – Pożyczę ci coś – zaproponowała czarodziejka.

          – Będę wdzięczna. Jak tylko wrócimy do miasta, udam się do Zakonu, gdzie z pewnością udzielą mi pomocy.

          – Jakiej pomocy potrzebujesz? – zapytała Veronika.

          – Nie mam pieniędzy. Będę potrzebowała konia i eskorty, by wrócić do kraju – wyjaśniła dziewczyna.

          – Jose wszystkim się zajmie. On też się tam wybiera – powiedziała czarodziejka, po czym ruszyła w stronę swojego rumaka, gdzie były jej bagaże.

          Gdy odchodziła, usłyszała, jak zdziwiona Estalijka zwróciła się do maga:

          – Nie wspominałeś o tym. Myślałam, że jesteś na stałe związany z Imperium.

          – To był taki luźny pomysł – odparł.


          Po tym jak kobieta przekazała Esteli swoje spodnie i koszulę, poszła obudzić narzeczonego.

          – Niech pan każe zbierać się ludziom - poleciła po drodze dowódcy najemników.


          – Dlaczego odsyłasz eskortę? – mruknął zaspany Gert, gdy usiadła obok niego.

          – O czym ty mówisz? – Nie rozumiała.

          – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ruszamy?

          – Ruszamy – potwierdziła. – Najwyższa pora.

          – Miałem nadzieję... – Podniósł się z wysiłkiem i pocałował ją.

          – Straciliśmy jednego człowieka – poinformowała go Veronika. – Alex odjechał.

          – Dokąd? – zapytał zaskoczony.

          – Tego nie wiem, ale kierował się na północ.

          – Szpieg?

          – Nie mam pojęcia. – Wzruszyła ramionami i powtórzyła mu wszystko, czego dowiedziała się od najemnika.

          – Może powinienem za nim pojechać? – Popatrzył w stronę drogi.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz