Ocknęła się, gdy jakiś wielki facet w skórzanej kamizelce chlusnął na nią zimną wodą z wiadra. Na ramieniu miał duży tatuaż. Za nim stał prawdopodobnie jego pan. Był bardzo elegancki i sprawiał wrażenie niezwykle dumnego. Jego bladość była nietypowa. Pewnie dlatego Veronika od razu pomyślała, że to może być wampir z tartaku. Ona była zakneblowana i przywiązana do krzesła. Zarówno ręce jak i nogi miała zupełnie unieruchomione. Więzy były bardzo solidne.
W pomieszczeniu panował półmrok, paliły się pochodnie. Ściany były kamienne. Z zewnątrz nie dochodziły żadne odgłosy. Najprawdopodobniej było to jakieś opuszczone miejsce.
Arystokrata podszedł do niej. Był nieprzyzwoicie przystojny. Wyciągnął rękę do jej twarzy i pogładził ją po policzku. Obserwowała go bez najmniejszego ruchu. Uśmiechnął się i pochylił się nad nią, po czym odgarnął jej włosy z szyi i powąchał ją. Drugą dłonią przytrzymał jej twarz i wtedy poczuła chłód jego oddechu na swojej skórze. Zesztywniała ze strachu. Pocałował ją, po czym pogładził dłonią jej szyję w tym miejscu. W myślach wyzywała go od najgorszych.
– Uwielbiam, kiedy krew szybko krąży – powiedział niskim, matowym głosem. – Przyznam, że jesteś odważna... Pewnie zastanawiasz się, kim jestem i co tu robisz. Z pewnością masz mnóstwo pytań... Albo myślisz sobie: ratunku, ratunku, ratunku... Interesująca biżuteria – stwierdził, oglądając jej magiczny pierścień, który miał już na swoim palcu. – Wiesz, do czego to służy? – Znów pogładził dłonią jej twarz. – Skiń głową, jeśli wiesz.
Patrzyła na niego, nie okazując lęku. Nawet nie drgnęła. Nie zamierzała odpowiadać na żadne z jego pytań. Wtedy zamachnął się i uderzył ją w twarz. Ten cios sprawił jej ogromny ból. Był nieludzko silny. Miała przeczucie, że nie wyjdzie z tego żywa, mimo to nie zamierzała z nim współpracować. W Kolegium Cienia przygotowywali magów także na takie okoliczności. Była dość odporna na tortury. Bała się, ale potrafiła to skutecznie ukryć. Potrafiła nad sobą panować.
– Przepraszam – powiedział, głaszcząc ją po włosach. – Naprawdę nie chciałem tego robić. Liczyłem na to, że zechcesz odpowiedzieć na moje pytanie. Nikt tutaj nie zamierza cię krzywdzić. Chcielibyśmy tylko z tobą porozmawiać. Więc? – Czekał chwilę na jakiś gest z jej strony, jednak trwała bez ruchu. – Nie zmuszaj nas do tego, abyśmy zachowali się jak krwiożercze bestie.
„Będziecie musieli" – pomyślała.
– No dobrze... – kontynuował. – Twoje milczenie odczytam jako potwierdzenie. Poza tym inne rzeczy świadczą o tym, że zdajesz sobie sprawę z właściwości pierścienia... O ile te rzeczy należą do ciebie. – Podszedł do stołu i wziął do ręki jej księgę z zaklęciami.
Otworzył i zaczął ją przeglądać. Przeczytał po kolei tytuły czarów, zmierzając w stronę zdewastowanego okna, a gdy dotarł do celu, wystawił księgę na zewnątrz.
– To jak? Porozmawiamy? – Spojrzał na Veronikę i cofnął rękę. – Szukam kogoś i sądzę, że wiesz, gdzie ta osoba jest. Obiecuję, że jeśli udzielisz mi pewnych informacji, wypuszczę cię. Oczywiście oddam ci twoje rzeczy. Na nic mi się nie przydadzą. Znam to na pamięć... A więc jak?
Nie wykonała żadnego gestu, więc wyrzucił księgę przez okno. Życzyła mu śmierci w najgorszych możliwych mękach. Uśmiechnął się i ruszył w jej stronę. Złapał ją za włosy i szarpnął, zadając tym ból.
– Co ty sobie wyobrażasz?! – wrzasnął, po czym znów mówił spokojnie: – Nie sądzę, abyś była aż tak tępa, by nie zdawać sobie sprawy z tego, co może się z tobą stać... Już wiem! – Puścił ją i położył rękę na jej ramieniu, po czym kucnął przed nią.
Złapał ją za brodę i przekręcił jej głowę w swoją stronę.
– Myślisz, że nie pozwolimy ci odejść. Zabijemy cię tak czy inaczej... – kontynuował. – Może powinniśmy, ale śmierć śmierci nierówna. Na przykład mogłabyś się stać taka jak ja... Owszem, możesz łudzić się, że starczy ci siły woli, by skrócić swój byt. Zaręczam ci, że nic z tego... Oprócz nieśmiertelności, pewnych... Ups, trochę za dużo powiedziałem... No cóż...
„Edi, gdzieś ty się podział?" – pomyślała.
– Dobrze... Próbowałem po dobroci – ciągnął wampir. – Teraz poproszę mojego wiernego sługę, by się tobą zajął. Uwielbia piękne, jędrne kształty młodych kobiet... Nie tylko pieścić... Jest twoja – rzucił do oprawcy, wychodząc.
Obleśny, wielki typ uśmiechnął się i ochoczo podszedł do czarodziejki. Od razu rozdarł jej koszulę i położył swe łapska na jej piersiach. Po chwili zaczął je ssać, lizać i kąsać, mrucząc przy tym z zadowolenia. Bardzo mu się to podobało.
„To tylko ciało. To tylko ciało..." – powtarzała sobie Veronika.
Przerwał i spojrzał na nią wyraźnie podniecony.
– Podoba ci się, co? – zapytał, sapiąc, a ona nadal nie okazywała żadnych emocji. – Ale ty jesteś zimna. Trzeba cię jakoś rozgrzać.
Podszedł do ściany i zdjął pochodnię.
– Od czego by tu zacząć? – Pomachał przed nią parę razy płomieniem.
Poczuła pot na twarzy.
„Jeśli spalisz mi włosy, własnoręcznie cię wykastruję" – pomyślała.
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasiImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...