część 36

316 36 6
                                    

          – To może teraz porozmawiamy o ślubie? – zaczął Gert, gdy został sam z narzeczoną.

          – Dobrze... Myślę, że powinniśmy przesunąć datę – powiedziała, zerkając na niego.

          – W porządku – odparł bez namysłu z tajemniczym uśmiechem.

          – W porządku? – zapytała, nie spodziewając się takiej reakcji.

          – Przesunąć można... zawsze w dwie strony. Ponieważ chciałaś kameralną uroczystość, można by to załatwić, gdy będziemy przejazdem w Nuln.

          – Żartujesz? – Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.

          – Okoliczności są takie, a nie inne. Czas na przygotowania już nie jest potrzebny, więc możemy to zrobić od razu.

          – Ale przez okoliczności nie można rezygnować ze swoich pragnień. Chciałeś pięknego ślubu.

          – Chętnie zrezygnuję – oznajmił.

          – Nie ma takiej potrzeby – zapewniła go. – Możemy to zrobić później, tak jak sobie wymarzyłeś. Szczerze mówiąc, zaczęłam być ciekawa, jak te serwetki będą się komponowały z kwiatami i tortem.

          – Nie mówisz tego po to, żeby odwlec to w czasie? – zapytał z podejrzliwością.

          – Nie, naprawdę to przemyślałam.

          – Więc teraz chcesz wesela, tak? To jest jedyny powód, dla którego mielibyśmy czekać?

          – Dlaczego tak ci się spieszy? Czy ty myślisz, że jeśli nie weźmiemy tego ślubu w najbliższych dniach, to już w ogóle do niego nie dojdzie?

          – Nie mam pojęcia – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Pamiętam, jak bardzo nie chciałaś jechać do Nuln, jak się przed tym broniłaś. Nie chciałaś też ślubu. Wyszło na moje i nie zamierzam tracić tej przewagi.

          – Ale ja chcę być z tobą i cały czas tego chciałam – zapewniła go.

          – Możesz się rozmyślić. Teraz tego chcesz i muszę wykorzystać ten moment, zanim coś się zmieni... – przyznał. – Nie wiem, może ubzdurasz sobie, że nie powinnaś mnie narażać albo coś w tym stylu.

          – Ty mi kompletnie nie ufasz – powiedziała z wyrzutem.

          – Zróbmy to w Nuln. Będziemy tam za dwa dni. – Udawał, że jej nie słyszał.

          – Dobrze – zgodziła się, ale nie było w niej entuzjazmu.

          – Świetnie. – Uśmiechnął się. – Powiem Ediemu. Będzie naszym świadkiem. Zaczekaj, Edi! – krzyknął i przyspieszył, by go dogonić.

          Veronika odwróciła się, żeby sprawdzić, jak sobie radzi Jose. Z pewnością podtrzymywanie Esteli wymagało od niego sporego wysiłku, ale nie zostawał w tyle.

          – Nie teraz! – Edgar uniósł głos, co od razu przykuło uwagę czarodziejki.

          Rozejrzała się dokoła za ewentualnym zagrożeniem, jednak nie dostrzegła niczego niepokojącego. Przyjaciele zatrzymali się, ale nie rozmawiali ze sobą.


          – Co się dzieje? – zapytała zaniepokojona, podjeżdżając do nich.

          – Wcześniej tu nie było tych bagien – powiedział Edi. – Ziemia robi się coraz bardziej miękka. Kierunek w zasadzie jest dobry. Celowo odbiłem trochę w stronę miasta, żeby skrócić podróż.

          Veronika zlustrowała wzrokiem okolicę. Faktycznie teren był podmokły, tu i ówdzie błyszczała woda.

          – Musimy jechać ostrożnie – stwierdziła, po czym powoli ruszyli.

          – Już mogę? – zaczął Gert. – Postanowiliśmy zmienić datę ślubu. Rozumiem, że nadal chcesz być moim świadkiem?

          – Chyba nie mam wyjścia – usłyszał w odpowiedzi.

          – No właśnie. Jak tylko przyjedziemy do Nuln i odstawimy do świątyni Morra czarodzieja z tą dziewczyną, pojedziemy do świątyni Sigmara.

          Edgar spojrzał na niego zdumiony:

          – Jak tylko przyjedziemy? A wampir? A to, że musimy szybko stamtąd wyjechać? Zdążymy wynająć ludzi? Będziemy tam nocować?

          – Wykluczone – wtrąciła kobieta, która jechała nieco za nimi. – Nie możemy zostać tam na noc.

          – Nie możemy? A ja myślałem, że ślub jest najważniejszy – ciągnął Edi.

          – Wszystko da się załatwić – zapewnił Gert. – Jak teren będzie dogodniejszy, pojedziemy szybciej. Na miejscu też będziemy się spieszyć. Jeśli już cokolwiek zatrzyma nas w mieście, nie sądzę, aby był to ślub.


          Obrana przez nich trasa doprowadziła ich do dużego rozlewiska rozciągającego się centralnie przed nimi. Zaniepokojeni tym zatrzymali się i zaczęli się rozglądać. Wszędzie było pełno błota i wody.

          – Na pewno jedziemy w dobrym kierunku? – zapytał Gert.

          – Tak, kierunek jest właściwy. Nie wiem tylko, czy przejazd będzie odpowiedni – odparł Edgar.

          Czarodziejka znalazła w miarę suche miejsce i zsiadła z konia. Próbowała ocenić, w którą stronę powinni pojechać, by okrążyć bajoro stanowiące przeszkodę. Teren z prawej zdawał się być przystępniejszy.

          Przeszła kawałek, by upewnić się, czy faktycznie da się tamtędy przeprawić.

          – Nieźle to wygląda – poinformowała towarzyszy.

          – Jeśli nie chcemy zawracać, to chyba jest jedyna droga – powiedział Edi.


          – Ten wampir nic przy sobie nie ma. Pewnie wróci do wieży po swoje rzeczy – przyszło na myśl Veronice.

          – To prawdopodobne – zgodził się z nią Edgar. – Potem gdzieś się na nas zasadzi.

          – Dotrzemy tam przed zmierzchem – oszacowała. – To chyba będzie najbezpieczniejsze miejsce na nocleg... Będziemy musieli pozbierać te ciała, żeby nam nie zagrażały. Jose mógłbyś je spalić, prawda? – zwróciła się do mężczyzny.

          – Oczywiście – odparł, ocierając zwilżoną chusteczką usta Esteli.

          Veronika patrzyła przez chwilę na te zabiegi, nie wiedząc, co ma o tym myśleć. Spojrzała na narzeczonego.

          – Co? – zapytał, podchodząc do niej.

          Czarodziej mruczał coś pod nosem, wpatrując się w Estalijkę.

          – Widzisz, co on z nią wyprawia?

          – Troszczy się o nią. Też bym to dla ciebie zrobił – zadeklarował Gert. – Naprawdę. – Wyciągnął z kieszeni chusteczkę.

          – Przestań się wygłupiać – upomniała go. – To jest jakaś obca dziewucha, do tego wredna.

          – Teraz wygląda na całkiem miłą. W zasadzie już się do niej przyzwyczaiłem, więc nie jest też taka obca.

          – Mniejsza z tym – zakończyła temat. – Słyszałeś, że nocujemy w wieży? Tam mamy największe szanse, by spotkać wampira.

          – Powinniśmy się spieszyć, by dotrzeć tam za dnia.


          Zgodnie z planem skręcili w prawo. Niestety wkrótce pojawiło się przed nimi kolejne rozlewisko.

          – Edi, gdzieś ty nas wyprowadził? – zapytał Gert z pretensją w głosie.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz