– To może teraz porozmawiamy o ślubie? – zaczął Gert, gdy został sam z narzeczoną.
– Dobrze... Myślę, że powinniśmy przesunąć datę – powiedziała, zerkając na niego.
– W porządku – odparł bez namysłu z tajemniczym uśmiechem.
– W porządku? – zapytała, nie spodziewając się takiej reakcji.
– Przesunąć można... zawsze w dwie strony. Ponieważ chciałaś kameralną uroczystość, można by to załatwić, gdy będziemy przejazdem w Nuln.
– Żartujesz? – Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
– Okoliczności są takie, a nie inne. Czas na przygotowania już nie jest potrzebny, więc możemy to zrobić od razu.
– Ale przez okoliczności nie można rezygnować ze swoich pragnień. Chciałeś pięknego ślubu.
– Chętnie zrezygnuję – oznajmił.
– Nie ma takiej potrzeby – zapewniła go. – Możemy to zrobić później, tak jak sobie wymarzyłeś. Szczerze mówiąc, zaczęłam być ciekawa, jak te serwetki będą się komponowały z kwiatami i tortem.
– Nie mówisz tego po to, żeby odwlec to w czasie? – zapytał z podejrzliwością.
– Nie, naprawdę to przemyślałam.
– Więc teraz chcesz wesela, tak? To jest jedyny powód, dla którego mielibyśmy czekać?
– Dlaczego tak ci się spieszy? Czy ty myślisz, że jeśli nie weźmiemy tego ślubu w najbliższych dniach, to już w ogóle do niego nie dojdzie?
– Nie mam pojęcia – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Pamiętam, jak bardzo nie chciałaś jechać do Nuln, jak się przed tym broniłaś. Nie chciałaś też ślubu. Wyszło na moje i nie zamierzam tracić tej przewagi.
– Ale ja chcę być z tobą i cały czas tego chciałam – zapewniła go.
– Możesz się rozmyślić. Teraz tego chcesz i muszę wykorzystać ten moment, zanim coś się zmieni... – przyznał. – Nie wiem, może ubzdurasz sobie, że nie powinnaś mnie narażać albo coś w tym stylu.
– Ty mi kompletnie nie ufasz – powiedziała z wyrzutem.
– Zróbmy to w Nuln. Będziemy tam za dwa dni. – Udawał, że jej nie słyszał.
– Dobrze – zgodziła się, ale nie było w niej entuzjazmu.
– Świetnie. – Uśmiechnął się. – Powiem Ediemu. Będzie naszym świadkiem. Zaczekaj, Edi! – krzyknął i przyspieszył, by go dogonić.
Veronika odwróciła się, żeby sprawdzić, jak sobie radzi Jose. Z pewnością podtrzymywanie Esteli wymagało od niego sporego wysiłku, ale nie zostawał w tyle.
– Nie teraz! – Edgar uniósł głos, co od razu przykuło uwagę czarodziejki.
Rozejrzała się dokoła za ewentualnym zagrożeniem, jednak nie dostrzegła niczego niepokojącego. Przyjaciele zatrzymali się, ale nie rozmawiali ze sobą.
– Co się dzieje? – zapytała zaniepokojona, podjeżdżając do nich.
– Wcześniej tu nie było tych bagien – powiedział Edi. – Ziemia robi się coraz bardziej miękka. Kierunek w zasadzie jest dobry. Celowo odbiłem trochę w stronę miasta, żeby skrócić podróż.
Veronika zlustrowała wzrokiem okolicę. Faktycznie teren był podmokły, tu i ówdzie błyszczała woda.
– Musimy jechać ostrożnie – stwierdziła, po czym powoli ruszyli.
– Już mogę? – zaczął Gert. – Postanowiliśmy zmienić datę ślubu. Rozumiem, że nadal chcesz być moim świadkiem?
– Chyba nie mam wyjścia – usłyszał w odpowiedzi.
– No właśnie. Jak tylko przyjedziemy do Nuln i odstawimy do świątyni Morra czarodzieja z tą dziewczyną, pojedziemy do świątyni Sigmara.
Edgar spojrzał na niego zdumiony:
– Jak tylko przyjedziemy? A wampir? A to, że musimy szybko stamtąd wyjechać? Zdążymy wynająć ludzi? Będziemy tam nocować?
– Wykluczone – wtrąciła kobieta, która jechała nieco za nimi. – Nie możemy zostać tam na noc.
– Nie możemy? A ja myślałem, że ślub jest najważniejszy – ciągnął Edi.
– Wszystko da się załatwić – zapewnił Gert. – Jak teren będzie dogodniejszy, pojedziemy szybciej. Na miejscu też będziemy się spieszyć. Jeśli już cokolwiek zatrzyma nas w mieście, nie sądzę, aby był to ślub.
Obrana przez nich trasa doprowadziła ich do dużego rozlewiska rozciągającego się centralnie przed nimi. Zaniepokojeni tym zatrzymali się i zaczęli się rozglądać. Wszędzie było pełno błota i wody.
– Na pewno jedziemy w dobrym kierunku? – zapytał Gert.
– Tak, kierunek jest właściwy. Nie wiem tylko, czy przejazd będzie odpowiedni – odparł Edgar.
Czarodziejka znalazła w miarę suche miejsce i zsiadła z konia. Próbowała ocenić, w którą stronę powinni pojechać, by okrążyć bajoro stanowiące przeszkodę. Teren z prawej zdawał się być przystępniejszy.
Przeszła kawałek, by upewnić się, czy faktycznie da się tamtędy przeprawić.
– Nieźle to wygląda – poinformowała towarzyszy.
– Jeśli nie chcemy zawracać, to chyba jest jedyna droga – powiedział Edi.
– Ten wampir nic przy sobie nie ma. Pewnie wróci do wieży po swoje rzeczy – przyszło na myśl Veronice.
– To prawdopodobne – zgodził się z nią Edgar. – Potem gdzieś się na nas zasadzi.
– Dotrzemy tam przed zmierzchem – oszacowała. – To chyba będzie najbezpieczniejsze miejsce na nocleg... Będziemy musieli pozbierać te ciała, żeby nam nie zagrażały. Jose mógłbyś je spalić, prawda? – zwróciła się do mężczyzny.
– Oczywiście – odparł, ocierając zwilżoną chusteczką usta Esteli.
Veronika patrzyła przez chwilę na te zabiegi, nie wiedząc, co ma o tym myśleć. Spojrzała na narzeczonego.
– Co? – zapytał, podchodząc do niej.
Czarodziej mruczał coś pod nosem, wpatrując się w Estalijkę.
– Widzisz, co on z nią wyprawia?
– Troszczy się o nią. Też bym to dla ciebie zrobił – zadeklarował Gert. – Naprawdę. – Wyciągnął z kieszeni chusteczkę.
– Przestań się wygłupiać – upomniała go. – To jest jakaś obca dziewucha, do tego wredna.
– Teraz wygląda na całkiem miłą. W zasadzie już się do niej przyzwyczaiłem, więc nie jest też taka obca.
– Mniejsza z tym – zakończyła temat. – Słyszałeś, że nocujemy w wieży? Tam mamy największe szanse, by spotkać wampira.
– Powinniśmy się spieszyć, by dotrzeć tam za dnia.
Zgodnie z planem skręcili w prawo. Niestety wkrótce pojawiło się przed nimi kolejne rozlewisko.
– Edi, gdzieś ty nas wyprowadził? – zapytał Gert z pretensją w głosie.
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasyImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...