część 58

231 35 16
                                    

          Ochroniarz pojechał w przeciwnym kierunku od zakapturzonej postaci, po czym skręcił w boczną uliczkę, znikając wszystkim z pola widzenia. Chwilę po tym zza świątyni wyłonili się Gert, Jose i kobieta w szatach kapłańskich pod eskortą najemników.


          – Musimy chwilę zaczekać – czarodziejka poinformowała narzeczonego, gdy tylko do niej podjechał.

          – Przepraszam, że to trwało tak długo – powiedział.

          – Poznaję cię. Już się spotkałyśmy – zwróciła się do niej Estela.

          Twarz ukrywała pod obszernym kapturem.

          – Owszem – potwierdziła Veronika, po czym dyskretnie zerknęła na koniec ulicy.

          – Co się dzieje? – zapytał Gert, dostrzegając ten gest.

          – Stoi tam jakiś typ. Obawiam się, że to może być wampir. Alex się tym zajmuje – wyjaśniła.


          Minęło sporo czasu, zanim ochroniarz pojawił się za obserwującym ich osobnikiem. Przejechał obok galopem, w odpowiednim momencie zarzucając na niego lasso. Nie zwolnił i przewróconego pociągnął za sobą po bruku. Czarodziejka, podobnie jak jej towarzysze, patrzyła na to w osłupieniu. Nie wiedzieli przecież, kto to był i czy faktycznie miał złe zamiary.

          Nie ruszał się, gdy został dowleczony na środek placu.

          Alex zeskoczył z konia i wyciągnął miecz. Podszedł do leżącego i ostrożnie sięgnął bronią do kaptura, nieco go uchylając. Pod wpływem promieni słońca odsłonięta twarz zaczęła dymić. Wtedy już wszyscy zyskali pewność, że był to kolejny wampir.

           – Powinniśmy zatrudnić go na stałe – stwierdził Gert.

          Nagle schwytany zaczął się szarpać i przeraźliwie wrzeszczeć. Przetoczył się na brzuch, by skryć się przed światłem. Zaalarmowani tym kapłani niemal natychmiast wybiegli ze świątyni i pospiesznie ruszyli w jego stronę.

          Najemnik powoli obszedł swoją ofiarę, zatrzymał się przodem do Veroniki, wskazał na nią mieczem, po czym zamachnął się i jednym ciosem odrąbał wampirowi głowę, która potoczyła się po bruku.

          Zapadła cisza.

          Odcięty łeb stanął w płomieniach, a po chwili eksplodował. Słudzy Morra, którzy zdążyli dobiec na miejsce, odruchowo się zasłonili, natomiast Alex spokojnie wytarł swój miecz o płaszcz martwej bestii. Powiedział coś do jednego z kapłanów, następnie zwinął lasso, wsiadł na konia i wrócił do swoich towarzyszy.


           – Coś jeszcze? – zapytał, zatrzymując się obok czarodziejki.

           – Na razie nie – odparła, udając, że ta akcja nie zrobiła na niej wrażenia.

           – Więc chyba możemy jechać?

           – Jasne – rzucił Gert. – Dość już widzieliśmy.

           – A gdyby to nie był wampir? – kobieta zwróciła się do swojego ochroniarza.

           – To by się nie spalił – usłyszała w odpowiedzi.

           – Mogliśmy mieć kłopoty – zauważyła. – To, że w mieście grasują te bestie, chyba nie usprawiedliwia napadów na przechodniów.

           – Gdyby to był zwykły mieszczuch, dwie złote korony by go udobruchały – stwierdził Alex.

           – Jedźmy już – zdecydował Gert i wszyscy ruszyli w stronę bramy.


          – Jak się czujesz? – Veronika po drodze zagadnęła Estelę.

          – Dziwnie. Dziękuję za pomoc. – Podjechała bliżej, by mogły swobodniej rozmawiać. – Większości z tego, co się ostatnio działo, nie pamiętam. Mam tylko takie niewyraźne przebłyski – opowiadała Estalijka.

          – Poza tym nic ci nie dolega?

          – Jestem osłabiona. Kapłani stwierdzili, że to z braku jedzenia... Gert mówił, że mogę wam jakoś pomóc. Mam nadzieję, że chociaż w niewielkim stopniu pozwoli mi to spłacić dług.

          – Nie czuj się zobowiązana – powiedziała czarodziejka.

          – Niestety... Nie niestety – poprawiła się Estela. – Zobowiązanie to zobowiązanie, a nie kwestia odczuć czy nawet wyboru.

          – Jakbym słyszała Jose.

          – Tak... – Odruchowo spojrzała w stronę maga. – W Estalii poważnie traktujemy honor i dane słowo... On będzie nas szukał – powiedziała, ściszając głos.

          Veronika zerknęła na Alexa, by sprawdzić, czy to słyszał. Zdawał się w tym momencie nie zwracać na nie uwagi.

          – Miejmy nadzieję. Trzeba to załatwić raz na zawsze.

          – Dlaczego tak ryzykujecie? Większość ludzi pozamykała się w domach i czeka, aż to się skończy – słusznie zauważyła Estela.

          – My jesteśmy przyzwoitymi ludźmi i nie lubimy wampirów.

          – Czuję się jak idiotka... Zwabił mnie tu, a mój narzeczony... – urwała i pokręciła głową.

          – Co z nim? – zainteresowała się Veronika.

          – Miał za zadanie mnie omotać. To było częścią planu tego wampira – wyjaśniła. – Już chyba nigdy nie zaufam żadnemu mężczyźnie.

          – Nie popadaj w skrajności. Niektórzy są naprawdę w porządku – powiedziała czarodziejka. – Nawet tu są fajni faceci. Chociażby Gert i Jose. Od razu zaznaczam, że Gert jest zajęty.

          – Jose troszczył się o mnie. Pamiętam to i trochę mnie to krępuje w tej sytuacji. Jestem żołnierzem i zazwyczaj nikt mnie tak nie traktuje.

          – Potraktował cię jak kobietę potrzebującą pomocy.

          – Myślisz, że dotykanie moich włosów mogło mi w jakiś sposób pomóc? – zapytała Estalijka, nie spodziewając się twierdzącej odpowiedzi.

          – Było mu ciebie żal. Zwykły ludzki odruch. To chyba było miłe?

          – Ale my jesteśmy dla siebie obcy...

          – Tłumaczył mi, że czuje z tobą więź przez to, że jesteście z tego samego kraju, a on bardzo dawno tam nie był i tęskni. Dlatego potraktował cię wyjątkowo, jak kogoś bliskiego. – Veronika starała się pomóc Jose.

          Estela patrzyła na nią i przez chwilę nad czymś się zastanawiała.

          – Może on ma tam siostrę? – odezwała się w końcu.

          – Tego nie wiem – odparła czarodziejka.

          – Pewnie tak. Porozmawiam z nim. – Dziewczynie wyraźnie poprawił się humor.

          Zwolniła, by zrównać się z magiem.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz