Z bagażem wyszła na zewnątrz. Stanęła na uboczu i skoncentrowała się na magii emanującej z zajazdu. Tym razem wyraźnie poczuła szary wiatr. To nie był prawdziwy pożar, tylko iluzja. Dobrze znała zaklęcie, które zostało użyte. Wiedziała, że czarodziej podtrzymywał je, skoro trwało tak długo. W związku z tym musiał być skoncentrowany i stać nie dalej niż pięćdziesiąt kroków od budynku. Był blisko.
Znów zaczęła się rozglądać i wtedy go dostrzegła. Nie schował się w tłumie. Skierowany przodem do karczmy pozostawał w bezruchu. Twarz ukrywał pod szarym, obszernym kapturem. Sądząc po posturze, był to mężczyzna.
Dokoła panowało zamieszanie. Jedni krzyczeli, inni próbowali gasić ogień.
Ruszyła w jego stronę, chcąc zajść go od tyłu. Nie zdołała skrócić dzielącego ich dystansu nawet o połowę, gdy czarodziej odwrócił się i zaczął się oddalać. Bez wahania podążyła za nim. Obejrzał się i prawdopodobnie ją zauważył, bo wyraźnie przyspieszył, po czym skręcił w boczną ulicę. Zachowywała ostrożność, nie wiedząc, z kim ma do czynienia. Liczyła się z tym, że może ją zaatakować zza rogu budynku. Trzymała się środka drogi, by ewentualnie mieć czas na reakcję.
Uliczka, którą poszedł, prowadziła na puste podwórze. Budynek naprzeciwko, którego fragment widziała, wyglądał na niezamieszkały. W połowie drogi stały dwie duże beczki z przykrywami. Postanowiła minąć je szerokim łukiem. Szła niezbyt szybko, czujnie rozglądając się i nasłuchując.
Gdy minęła już podejrzane pojemniki, usłyszała za sobą ruch i gwałtownie się odwróciła. Z beczek wychodzili właśnie w pośpiechu dwaj rośli mężczyźni, uzbrojeni w pałki. Jeden miał kłopot z wydostaniem się z kryjówki, za to drugi śmiało ruszył na Veronikę z wyraźnym zamiarem użycia broni.
Nie zastanawiając się, doskoczyła do niego, wypowiadając formułę Uśpienia. Dotknęła go, w wyniku czego natychmiast upadł na ziemię. Spał.
Od razu skierowała się w stronę drugiego zbira, który dopiero co zdołał wygramolić się na zewnątrz. Był ostrożny i szykował się do obrony.
– Chodź tu i miejmy to za sobą – powiedziała, zbliżając się do niego.
Jej słowa przyniosły zaskakujący efekt. Mężczyzna odwrócił się i zaczął uciekać. Czarodziejka aż przystanęła ze zdziwienia. Takiej reakcji się nie spodziewała.
W związku z tym, że nie zamierzała biegać za nim po mieście, wróciła do śpiącego, by zabrać mu pałkę. Wtedy kątem oka dostrzegła ruch na początku uliczki. Elegancki mężczyzna w czarnym kapeluszu wycelował z pistoletu do uciekającego jeszcze draba. Ten gwałtownie się zatrzymał i uniósł ręce. Wszystko to działo się błyskawicznie i nie miała pewności, do kogo faktycznie tamten mierzył. Odskoczyła w bok, by nie pozostawać na linii strzału. Była gotowa, by znów użyć magii.
Lufa bez wątpienia była skierowana w zbira. Mężczyzna w kapeluszu powoli ruszył do przodu, nawet na moment nie opuszczając broni. Dopiero wtedy Veronika rozpoznała Edgara. Przez myśl przeszło jej pytanie: „Co on tu robi?", jednak nie chcąc tracić czasu, skierowała się w stronę podwórza.
– Dokąd? – usłyszała za sobą głos przyjaciela Gerta.
– Mam coś do załatwienia. Szukam kogoś – odpowiedziała mu pospiesznie.
– Raczej ktoś szuka ciebie – stwierdził.
– Nic mi o tym nie wiadomo.
– Możesz nie być tego świadoma, ale mi to wygląda na zasadzkę.
– Pozwól, że się przekonam, czy masz rację – powiedziała, choć podzielała jego zdanie.
Było bardzo prawdopodobnym, że miała do czynienia z czarnoksiężnikiem, więc musiała iść dalej. Jej obowiązkiem było go unieszkodliwić.
– Oczywiście, że mam rację! – zirytował się Edi. – Dwóch typów ukrytych w beczkach czekało na ciebie. Jak byś to nazwała? Zbieg okoliczności?
– Słabo im poszło. – Obrzuciła wzrokiem obu napastników.
– A to już inna sprawa.
– Co tu robisz? – zapytała go.
– Załatwiam interesy.
– Przechodziłeś przypadkiem?
– Właśnie tak. Tam jest bezpieczniej. – Skinął w stronę głównej ulicy. – Pożar już ugasili.
Veronika, ignorując jego słowa, weszła na podwórze i rozejrzała się. Było pusto.
– Masz broń? – zapytał Edgar, nadal mierząc do zbira.
Pokazała mu pałkę, którą podniosła z ziemi. Oprócz tego miała sztylet ukryty w bucie.
Zobaczyła, że drzwi do jednej z piwnic właśnie się zamykają. Zerknęła w stronę znajomego, który zaczął przeszukiwać zatrzymanego mężczyznę.
Czarodziejka miała złe przeczucie, ale mimo to ruszyła w kierunku, gdzie dostrzegła ruch. Nie miała wyboru, gdyż chodziło o magię. Była bardzo czujna. Zanim zdecydowała się wejść do środka, przez chwilę nasłuchiwała. Potem powoli uchyliła drzwi, ale nikogo nie dostrzegła. Wtedy usłyszała słowa wypowiadanego zaklęcia. Sięgnęła do drzwi, by je zatrzasnąć, jednak nie zdążyła. Uderzyło w nią coś lepkiego i cieknącego niczym ogromna pajęczyna, co pokryło ją niemal całą. Przewróciła się i wpadła do środka. Zupełnie unieruchomiona nie mogła nic zrobić. Wiedziała już na pewno, że ma do czynienia z czarnoksiężnikiem. Tym razem nie korzystał z szarego wiatru magii, a licencjonowani czarodzieje byli zobowiązani do używania wyłącznie jednego, wybranego koloru.
Słyszała zbliżające się kroki. Bezskutecznie próbowała się uwolnić.
Gdy przy niej kucnął i zaczął szeptać, rozpoznała słowa dobrze znanego jej zaklęcia Uśpienia.
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasiaImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...