Gdy ruszyli w stronę strażników, Jose przeszedł ze swoimi żądaniami do następnej chaty. Alex natomiast przejechał przez wieś, oglądając kolejne budynki. W pewnym momencie zniknął za jednym z nich.
Pozostali czekali w gotowości na rozwój sytuacji.
– Jestem czarodziejem z Kolegium Płomienia! Jeśli się czegoś obawiacie, ja mogę wam pomóc! – przemawiał Estalijczyk.
– Z tego wszystkiego, czego się obawiają, chyba najbardziej obawiają się magów – przypomniała mu Veronika.
– Bardziej niż wampirów? – zapytał zaskoczony.
– Niewykluczone. Teraz pewnie barykadują drzwi. – Roześmiała się, widząc bezradność na twarzy mężczyzny. – Chociaż może to odniesie skutek...
– Jaki? – zainteresował się.
– Będą uciekać oknami od tyłu.
Jose spojrzał na chałupę, przed którą stał.
– Żartujesz? – upewnił się.
– Trochę – przyznała. – Ale to był kiepski argument, jeśli chciałeś ich przekonać do rozmowy.
– Wkrótce wyjeżdżamy! – kontynuował Jose. – Musicie wiedzieć, że w Nuln grasują wampiry i może wam grozić niebezpieczeństwo! Jako lojalni słudzy Imperatora i prawi obywatele ostrzegamy was! Daję słowo, że nie spotka was z naszej strony żadna krzywda!
– Nie sądzę, by tu były wampiry – powiedział Alex, zatrzymując się przy Veronice.
– A co ciekawego widziałeś? – zapytała.
– Właśnie nic. Zwierzęta pozamykane, brak śladów walki, żadna chata nie spłonęła, nie ma krwi. Myślę, że po prostu obawiają się zmierzchu.
Czarodziejka spojrzała w stronę narzeczonego, który akurat rozmawiał z jednym ze strażników.
– To, że się pozamykali, w niczym im nie pomoże – stwierdziła Estela. – Przyjadą w nocy i spalą im domy. Wieśniacy, tak jak wspomniałaś, będą umykać przez okna i zginą.
– To prawdopodobne – przyznała Veronika.
– Albo spłoną... – ciągnęła Estalijka, podjeżdżając bliżej do swojej rozmówczyni. – Nie możemy tak ich tu zostawić – przeszła do sedna.
– A co według ciebie powinniśmy zrobić? – zapytała czarodziejka, choć nie miała zamiaru zmieniać planów.
– Moglibyśmy tutaj przygotować się na spotkanie z nimi. Po drodze z pewnością jest więcej takich wiosek, a ci ludzie zginą, jeśli wampiry będą tędy przejeżdżać. Nie powinni zamykać się w domach, tylko schronić się za palisadą.
– To nie są moi podwładni i nie mam na to wpływu – powiedziała Veronika. – Jeśli masz takie zdanie na ten temat i uważasz, że ktoś powinien cię wysłuchać, to jest z pewnością tam. – Skinęła w stronę pałacyku.
Estela od razu ruszyła we wskazanym kierunku.
– Zaczekaj! – krzyknął Jose za swoją rodaczką. – Dokąd jedziesz?!
– Ktoś musi zadbać o bezpieczeństwo tych ludzi! Bez nas zginą w swoich domach! – odpowiedziała, nie zwalniając.
– To nam się bohaterka trafiła – mruknął Alex. – Skąd wy ją wzięliście? – zwrócił się do czarodziejki.
– Z Estalii – odparła, obserwując dziewczynę, do której dołączył Jose.
– A po co ją tutaj przywieźliście?
– Mówiłam ci, że to jego znajoma.
Gdy strażnicy otworzyli bramę, Gert zawołał narzeczoną.
– Dołączcie do niego i przekażcie, że spotkamy się na drodze – poleciła ochroniarzom.
Jedynie Alex i Gottri towarzyszyli jej, gdy zawróciła, kierując się w stronę traktu wiodącego na południe. Nie miała ochoty na kolację w pałacyku. Z pewnością tutejszy władca zadawałby wiele pytań. Poza tym zależało jej na tym, by nie była kojarzona ze sprawą wampirów.
– Co się dzieje? – zapytał zaniepokojony Gert, zrównując się z nią po chwili.
– Zaczekamy przy drodze. Załatw wszystko jak należy – poprosiła.
– Nie musisz wchodzić do środka. Możesz zostać z nimi. – Skinął w stronę najemników. – Odpoczniemy, zjemy, zajmą się końmi – przekonywał.
– Nie mam ochoty.
– Teraz żałuję, że w ogóle tam pojechałem – wyznał. – Nie podoba mi się to.
– Do zobaczenia. Potem porozmawiamy – zakończyła temat i przyspieszyła.
– Ja też nie przepadam za wielkimi salonami – odezwał się po jakimś czasie krasnolud. – Lepsze towarzystwo obdartej drużyny niż jakiegoś nadętego barona... Dlaczego właściwie nie zostaliśmy w tej wsi na noc? – zapytał.
– Bo tam mogą się zjawić wampiry – wyjaśniła czarodziejka.
– Nie chcemy ich wywlec na światło? Pozwolimy, żeby nas wyręczyli?
– Niech wyręczają, jeśli dadzą radę.
– Myślałem, że masz na pieńku z wampirami. – Popatrzył na nią, licząc na jakieś wyjaśnienie.
– Nie lubię wampirów, dzisiaj zrobiły mi krzywdę, ale żeby zaraz wywlekać je osobiście na światło... Niekoniecznie mam na to ochotę.
– Więc uciekamy? – upewnił się Gottri.
– Gdyby zależało ci na walce z nimi, chyba nie opuściłbyś miasta – zauważyła Veronika.
– Tam akurat jest dość wojska, by się z nimi tłuc – stwierdził.
– Chyba sobie nie radzą. – Zerknęła na niego.
– Niestety nie miałem pomysłu jak to zmienić. Wyjechałem, bo chronię kogoś, kto ma na pieńku z wampirami. Tak przynajmniej sądziłem – tłumaczył. – Uważam, że trzeba im stawić czoła.
– Kiepski z ciebie ochroniarz – skrytykował go Alex. – Przede wszystkim powinieneś myśleć o tym, by zapewnić bezpieczeństwo swojemu chlebodawcy.
– Niby racja – przyznał krasnolud. – Więc powinienem sugerować, byśmy odjechali jak najdalej?
Kobieta twierdząco skinęła głową.
– Ale to ty podejmujesz decyzje? – kontynuował, zwracając się do niej.
– Gert – odparła.
– Więc, żeby było jak należy, on powinien zdecydować, że tu zostajemy wbrew temu, co ja bym sugerował? Tak by było właściwie...
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasyImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...