część 82

224 30 17
                                    

          – Nie wiem, czy powinniśmy podpalać dach – wtrącił dowódca najemników. – Raczej nie będą trzymać zakładników przy drzwiach na parterze, bo mogliby uciec. Ja bym ich zamknął gdzieś u góry albo w piwnicy.

          – W piwnicy byliby bezpieczni – stwierdził Gert.

          – Do piwnicy jest pewnie drugie wejście – powiedziała barmanka.

          – I to można by było sprawdzić, zanim tam wejdziemy, gdy już wszyscy będą ustawieni – zwróciła się do narzeczonego Veronika. – Może udałoby się uwolnić zakładników, zanim wszystko się zacznie.

          – Wolałbym tam nie walczyć z ich strażnikami – przyznał.

          – A jeśli nikt nie będzie ich pilnował? Może tylko ich związali i zamknęli. Warto byłoby to sprawdzić. Zawsze można uciec, wycofać się – przekonywała.

          – Jeśli nie będzie paniki spowodowanej pożarem, to podniosą alarm i od razu zajmą się zakładnikami – zauważył Gert.

          – Kochanie, gdyby udało nam się uwolnić ich wcześniej, moglibyśmy puścić to wszystko z dymem, pomijając nawet strzelanie.

          – Zgadzam się z Gerhartem – odezwał się Alex. – Nikt nie wejdzie tam niepostrzeżenie. Nie ma takiej opcji. Powinniśmy wszystko przesłonić dymem, o ile to możliwe. Jeśli będzie ogień i dym, wtedy będzie można tam wejść. Zwłaszcza, jeśli będzie się wyglądało jak któryś z nich. – Ubrał płaszcz i naciągnął na głowę kaptur.

          – No to wchodzimy wszyscy oprócz ciebie – Gert zwrócił się do krasnoluda. – Mogliby zacząć coś podejrzewać.

          Gottri roześmiał się tak, że aż się zakrztusił i opluł.

          – Bardzo, bardzo śmieszne – powiedział, wycierając brodę.

          – Rozumiem, że do wioski wchodzimy po cichu, tak? – upewniła się Veronika.

          – Szarża jest wykluczona – stwierdziła Estela.

          – To nam zaoszczędzi sporo czasu. Wiecie, zbudowanie tarana, maszyn oblężniczych... – żartował krasnolud.

          – Widzę, że humory dopisują, ale czas ucieka – zauważyła czarodziejka. – Otworzysz nam bramę od środka – zwróciła się do narzeczonego. – Konie zostawimy na zewnątrz. Wejdziemy po cichu do osady i ukryjemy się. Jose podpali zajazd. Alex będzie gotowy, by wejść po zakładników, a my będziemy strzelać do wampirów, które wyjdą na zewnątrz – podsumowała. – Potrzebuję broni strzeleckiej.

          – Dam ci pistolet – zaoferował jej Gert.

          – Mam, tylko że nie jest naładowany. – Przypomniała sobie, że kupiła go od Gottriego.

          – Już go ładuję, kochanie. Gdzie go masz?

          – I jeszcze pokaż, jak tego używać – poprosiła, wyciągając broń z torby.

          Gert wziął ją od narzeczonej i zaczął wyjaśniać:

          – Najpierw czyścimy, potem wsypujemy proch, ubijamy, wrzucamy kulkę, ubijamy, odciągamy kurek, naciskamy spust, wampir leży.

          Veronika słuchała go uważnie i obserwowała każdy jego gest.

          – To znaczy, że tym celujemy? – zażartowała, wskazując lufę.

Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz