Po chwili poczuli przeciąg, a zaraz potem zobaczyli otwarte drzwi. Widać było przez nie rozgwieżdżone niebo. Dotarli na szczyt wieży.
Czarodziej się zatrzymał. Wyjrzał najpierw w lewo, potem w prawo, po czym wyszedł na zewnątrz, trzymając się blisko ściany. Veronika zajęła miejsce z drugiej strony drzwi. Znaleźli się na dużym, okrągłym tarasie. Na wprost nich znajdowały się drugie, również otwarte drzwi. Z miejsca, w którym stali, nie mogli stwierdzić, czy byli sami.
– Pójdę tam – powiedziała szeptem kobieta, wskazując w prawo.
Jose skinął głową i ruszył biegiem przed siebie. Po kilku krokach czarodziejka dostrzegła stojącą przy balustradzie postać ubraną na czarno. Wychylała się na zewnątrz. Nie spostrzegła zbliżających się magów.
Estalijczyk, będąc już dostatecznie blisko, wziął zamach halabardą. Veronika błyskawicznie wypowiedziała formułę zaklęcia Sztylety cienia, ale tym razem nie udało jej się spleść wiatrów magii i nic się nie wydarzyło. Zaalarmowana ich poczynaniami postać odwróciła się gwałtownie i w ostatniej chwili, odskakując w bok, uniknęła ciosu wymierzonego przez czarodzieja.
– Przestańcie! – wrzasnął Gert, który na twarzy miał przewiązaną czarną chustę.
Jose zatrzymał się, ale nadal był gotów do ataku.
– Oszalałeś?! Mogłeś być trupem! Dlaczego się nie odzywasz?! – krzyknęła zdenerwowana czarodziejka.
Wiedziała, że gdyby jej zaklęcie wyszło, on byłby już martwy.
– Jose, odłóż to, zanim komuś stanie się krzywda – poprosił Gert. – Przecież się odzywam. Wyskoczyliście na mnie. Chcieliście... Nie wiem, co wy właściwie chcieliście... Odbiło wam?! – Szybkim ruchem zerwał chustę z twarzy.
Dopiero wtedy Estalijczyk opuścił broń.
– To ty otworzyłeś tamte drzwi? – zapytała Veronika.
– Tak – potwierdził.
– Uciekł nam! Cholera, uciekł! – Była wściekła.
Gert wskazał za balustradę. Od razu tam podeszła i wychyliła się. Dostrzegła kogoś odjeżdżającego konno.
– Szybko! – krzyknęła i natychmiast skierowała się do wyjścia.
– Tam jest Estela! – wrzasnął Jose i ruszył biegiem za towarzyszką.
Wtedy wprost na nich wpadli dwaj opancerzeni mężczyźni uzbrojeni w wielkie miecze.
– Na bok! – czarodziej rozkazał kobiecie, gdy zamachnęli się na nią.
Błyskawicznie odskoczyła, jednak nie udało jej się zachować równowagi i upadła. Usłyszała, że mag wypowiada zaklęcie. Odruchowo zasłoniła się przed podmuchem ognia, gdy płonące kule uderzyły w ich wrogów, którzy momentalnie zaczęli się palić. Wrzeszczeli przeraźliwie, tarzając się po ziemi.
Veronika, podnosząc się, zerknęła na Gerta. Stał nieopodal i właśnie chował sztylet.
– Pójdę przodem – oznajmił Jose.
Minął płonące ciała i biegiem ruszył schodami w dół, potykając się co jakiś czas. Gdy się przewrócił i spadł parę stopni, czarodziejka go wyprzedziła.
– Edi, wychodzimy! Wychodzimy! – wrzasnął Gert, goniąc za magami.
Po drodze Veronika złapała za swoje rzeczy.
Zatrzymała się dopiero na zewnątrz, próbując ustalić, gdzie upadła jej księga z zaklęciami. Ruszyła w prawo, trzymając się ściany budynku.
– Gdzie są nasze konie?! – krzyknęła, oddalając się od wyjścia.
– Jakieś dwa kilometry stąd! W lesie! – odpowiedział Jose.
Przeklęła niezadowolona z tej informacji.
– W którą stronę?! – dopytywała, nie zwalniając.
– Tam dokąd pojechał... Czy to był wampir?!
– Tak! – potwierdził Gert, biegnąc tuż za kobietą.
– Jeśli coś jej zrobi, to go zabiję! – zagroził Estalijczyk.
– Ja i tak go zabiję! – odezwała się czarodziejka.
Gdy wreszcie dotarła do swojej księgi, podniosła ją z szacunkiem, przetarła rękawem i pospiesznie sprawdziła, czy nie brakuje w niej żadnej strony.
Gert stał obok z mieczem w ręku i rozglądał się dookoła.
– Czy to już wszystko? – zapytał, gdy spojrzała na niego.
– Tak. – Minęła go, idąc z powrotem. – Co tu robisz?
– Zamierzam kupić tę wieżę.
– Kiepska inwestycja – stwierdziła.
– To nie inwestycja. To spełnienie marzeń, a marzenia są bezcenne – odparł. – A ty co tu robisz?
– Szukam wrażeń. Odreagowuję po wizji pięknego ślubu. – Od razu pożałowała tej złośliwości.
– Otrzymałem twój list – zaczął. – Wybacz, ale nie potraktowałem go zbyt poważnie.
– Powinieneś – rzuciła, nie patrząc na niego. – To nie był żart.
– A kto by cię wtedy uratował? Kto by znalazł twoją książkę?
– Jose?
– Jose? Sam? Nie sądzę. – Pokręcił głową.
– No dobrze. – Musiała przyznać mu rację. – W porządku. Dziękuję. Jestem ci wdzięczna, ale...
– To będzie cię kosztować o wiele więcej – oznajmił, przerywając jej.
– Ile chcesz? – zapytała, choć doskonale wiedziała, że nie miał na myśli złota.
– Wrócisz ze mną na plantację i wyjdziesz za mnie.
– Nie wezmę z tobą tego ślubu. Ja się do tego nie nadaję – odpowiedziała szczerze i zupełnie spokojnie.
– Do czego się nie nadajesz? A kto się nadaje? – Nie zamierzał rezygnować.
– Gert, błagam cię. Ty myślisz, że ja będę twoją żoną, na plantacji będę się czuła jak w domu, a w końcu urodzę ci dzieci. Ja naprawdę się do tego nie nadaję.
– Żeby wziąć ślub nie trzeba mieć żadnych predyspozycji.
– Ja ci mówiłam, że nie chcę, by tak to wyglądało, prawda? Nie akceptujesz mnie takiej, jaką jestem i dlatego nic z tego nie będzie – uniosła się nieco.
– Oczywiście, że cię akceptuję – zapewnił ją. – Inaczej by mnie tu nie było.
Jose podjechał do nich z osiodłanymi końmi, które należały do ludzi wampira.
– Później to omówicie – powiedział i od razu puścił się galopem w pościg.
– Dziękuję – Veronika zwróciła do Ediego, gdy ten się do nich zbliżył, po czym dosiadła swojego wierzchowca.
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasyImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...