część 44

287 35 5
                                    

          Wjechała do lasu i zwolniła, gdy jej emocje nieco opadły.

          – Zaczekaj! – usłyszała za sobą głos Edgara.

          Zaniepokoiła się i prawie się zatrzymała.

          – Gert by mi nie wybaczył, gdyby coś ci się stało, a las to idealne miejsce na zasadzkę – wyjaśnił.

          Skinęła tylko głową i jechała dalej, rozglądając się.

          – Wiem, że to nie moja sprawa, ale jakoś kiepsko widzę to wasze małżeństwo – zaczął. – On nie nadaje się na męża, a ty z pewnością, bez urazy, nie sprawdzisz się w roli gospodyni domowej.

          – Żona to tylko gospodyni domowa? – zapytała.

          – A czym jest małżeństwo? Dom, żona, mąż, dzieci...

          – Nie zamierzam gotować, sprzątać, prać ani robić tego typu rzeczy – oznajmiła, patrząc na niego prowokująco.

          – To po co ten ślub? O co tu chodzi? – Edi zdawał się być autentycznie zdumiony.

          – Gert chce mieć mnie na wyłączność. Chce mieć pewność... Chyba już to słyszałeś?

          – A ty? Przysięgę składają dwie osoby. Wiem już, dlaczego on tego chce. Zresztą nie dziwię się. A ty? – Patrzył na nią z wyczekiwaniem.

          – Trudno to wytłumaczyć.

          – Spróbuj. Nie powtórzę mu – zapewnił ją. – Jeśli nie masz powodu, by z nim być, to chyba jest bez sensu, nie uważasz?

          – Wygląda na to, że się zakochałam.

          – To przechodzi – powiedział po chwili Edgar. – Jak wrażenie zapachowe. Wiesz, zapach kwiatów na łące.

          – Jest świetny w łóżku. To zostanie, gdy zakochanie minie.

          – Yhm... – Pokiwał głową. – W zasadzie nie jest to powód gorszy od innych... Może nawet całkiem dobry.

          Veronika roześmiała się na to stwierdzenie.

          – Nie śmiej się. Ludzie biorą śluby dla pieniędzy, chociaż nie rozumiem, jak można marnować sobie życie z takiego powodu.

          – Według ciebie małżeństwo to marnowanie życia? – zapytała.

          – Jeżeli ktoś bierze ślub tylko i wyłącznie dla pieniędzy.

          – A jaki powód według ciebie byłby dobry? – zainteresowała się.

          – Chyba nie ma takiego – przyznał. – Prędzej czy później każdy musi dojść do tego wniosku.

          – Miałeś żonę?

          – Wyglądam na naiwnego idiotę?

          – Absolutnie nie – zapewniła go, ukrywając swoje rozbawienie.

          – Miło mi to słyszeć – powiedział. – Nie, żebym uważał Gerta za idiotę, ale myślę, że naiwny to on jest. Chyba wierzy w to, że go kochasz.

          – A to według ciebie oznaka jego naiwności?

          – Jeśli się wierzy, że to coś trwałego... Kiedy go zostawisz? Gdy pozbędziemy się wampira?

Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz