część 84

182 31 4
                                    

          – Co tam się dzieje?! – wrzasnął ktoś w środku.

          – Dach się pali!

          Mężczyzna wycofał się natychmiast po tym, jak uchylił okiennicę. Jose rzucił kolejne pociski, ale tym razem mierzył w parter. Zasłona w oknie na moment się podniosła i zaczęła płonąć, a kule ognia wpadły do środka.

          – Światło! – rozległ się przeraźliwy krzyk.

          – Co tu się dzieje?!

          – Co to było?! – W zajeździe było już spore zamieszanie.

          – Idź i sprawdź, co tam się dzieje! Ktoś otworzył okno!

          – Zajmiesz się tym, który wyjdzie na zewnątrz? – Gert zapytał narzeczoną. – Nie będę jeszcze robił hałasu pistoletem.

          – Yhm – zgodziła się, nie odwracając wzroku od budynku.

          – Myślałem, że stać cię na więcej. Jakieś małe te twoje płomyki – powiedział do czarodzieja.

          Jose uśmiechnął się i wypowiedział zaklęcie. To samo co wcześniej, ale powtórzył je kilkakrotnie. W zajazd uderzyło mnóstwo pocisków.

          Veronika uznała jego zachowanie za nieodpowiedzialne. Nie powinien był tracić tyle energii w tym momencie. Powinien zachować siły na dalszą walkę. Jakby zupełnie zapomniał, że czekało ich jeszcze spotkanie z wampirami w lesie.

          – Przestań. Zostaw coś na później – upomniała go, na co skinął głową i przerwał.

          Wtedy ktoś zakapturzony wyjrzał zza budynku na ścianę, gdzie była otwarta okiennica. Miał czymś owinięte ręce, wyglądał jak trędowaty. Czarodziejka od razu rzuciła w niego sztyletami cienia. Trafiły go w brzuch, a jeden z nich uderzył tak mocno, że przeleciał na wylot. Wampir od razu padł martwy.

          – Co teraz? – zapytał Gert.

          – Czekamy – odparła kobieta.

          – Teraz Alex – powiedziała Estela.

          – Chyba jeszcze nie. – Veronika uważała, że na to jest za wcześnie.

          Na parterze zajazdu panował harmider. Cały czas słychać było krzyki:

          – Zgaście to natychmiast!

          – Nie ma wody!

          – To przynieś!

          Uwagę czarodziejki przykuła kolejna zakapturzona postać, tym razem zmierzająca w stronę budynku. Po sylwetce rozpoznała, że to Alex.

          Przystanął na moment i rozejrzał się, po czym wyciągnął sztylet i patrząc w stronę towarzyszy, odciął swoją przepaskę. Potem szybko schował ją do kieszeni. Podszedł do okiennicy i zamknął ją. Gdy poprawił kaptur, ruszył w stronę wejścia, tym samym znikając pozostałym z oczu.

          Gert spojrzał na narzeczoną.

          – On jest niesamowity – stwierdził. – Teraz to mi zaimponował.

          Ze środka dochodziły odgłosy, jakby demolowano cały zajazd.

          – Nie trudno się będzie teraz pomylić, Alex czy wampir – powiedziała po cichu Veronika.

          – Owszem – przyznał z lekkim uśmiechem. – Chyba tego nie przemyślał.

          Dym nad budynkiem był coraz gęstszy. Na parterze pożar także się rozprzestrzeniał.


          Po chwili na pierwszym piętrze z hukiem otworzyła się okiennica. W oknie stanęła półnaga, zmaltretowana kobieta. Spojrzała w dół i wtedy pojawił się za nią mężczyzna. Popchnął ją i z krzykiem wypadła na zewnątrz. Tuż po tym sam wszedł na parapet i wyskoczył.

          Wtedy Veronika dostrzegła z boku ruch. Odwróciła się i zobaczyła, że Estela zdejmuje kaptur i rusza w stronę zajazdu. Czarodziejka w ostatniej chwili chwyciła ją za rękę i przyciągnęła do siebie.

          – Umawiałyśmy się – warknęła.

          – Trzeba jej pomóc – powiedziała Estalijka.

          – Zaraz się tym zajmę. Nie ruszaj się stąd – nakazała jej Veronika, po czym pospiesznie podeszła do jednego z najemników.

          – Wyprowadź tych ludzi za bramę – poleciła mu. – Idź z nim – rozkazała kolejnemu.

          Ochroniarze od razu pobiegli wykonać przydzielone im zadanie.


          Czarodziejka, wracając na swoje miejsce, miała wątpliwości, czy oby na pewno zastanie tam Estelę. Ta zachowywała się, jakby zupełnie nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Jak na razie tylko utrudniała im działanie. Veronika była na nią wściekła. Postanowiła, że ją uśpi, jeśli zajdzie taka potrzeba. Nieprzytomna była znacznie znośniejsza.


          Kolejna okiennica gwałtownie się otworzyła i postać w płaszczu wypadła na zewnątrz, lądując na ziemi na plecach. Ktoś z groteskową twarzą wyjrzał za nią i niemal natychmiast się cofnął, ale czarodziejka zdążyła posłać w jego stronę swoje sztylety cienia. Zniknęły w środku razem z nim.

          – Alarm! Zakładnicy uciekają! – doszedł ich krzyk gdzieś z góry.

          Alex, który chwilę wcześniej został wypchnięty przez okno, z wysiłkiem podczołgał się pod ścianę budynku i wyciągnął pistolet. Rozglądał się, orientując się w sytuacji. Zsunął kaptur i rękawem wytarł krew spływającą mu po twarzy.

          – Zabierz go stamtąd – Veronika poprosiła narzeczonego. – Będę cię ubezpieczać. Zabierz go w miejsce, z którego nie będzie mnie widział.

          – Myślisz, że to on? – Pokazał przepaskę.

          – Nie trać czasu – ponagliła go.

          Uważnie obserwowała zajazd, gdy ruszył w tamtą stronę. Była gotowa do użycia magii.

          W pewnym momencie w oknie pokazały się trzy osoby, które natychmiast wyskoczyły z budynku. Ktoś podążał za nimi, ale w ostatniej chwili został wciągnięty do środka. Rozległ się wrzask, po czym na zewnątrz wypadło bezwładne ciało z zakrwawioną twarzą.

          Gert bezpiecznie dotarł do Alexa i pomógł mu wstać. Najemnik kulał, ale raczej nie odniósł poważnych ran. Truchtem ruszyli z powrotem.

          Wtedy z zajazdu zaczęły wybiegać postacie w płaszczach. Na początku było ich dziesięć. Niektóre z nich miały broń.

          Gdy tylko Gert i Alex zniknęli czarodziejce z oczu, zdecydowała się użyć magii. Wypowiedziała zaklęcie, kierując swoje sztylety cienia w jednego z uzbrojonych. Pociski sięgnęły celu, ale nie zadały śmiertelnych ran. Niestety wampir zorientował się przez kogo został zaatakowany i ruszył w stronę kobiety. Jose, widząc to, użył swojego najpotężniejszego zaklęcia. Zarówno zajazd, jak i wampiry przed nim, momentalnie stanęły w płomieniach. Część z przeraźliwym wrzaskiem wybiegała z ognia, próbując się gasić. Jeden z nich zerwał z siebie płaszcz i zaczął się palić pod wpływem słońca. Inne, którym ogień zajął ubrania, kończyły podobnie. Ranne krzyczały z bólu i tarzały się po ziemi. Budynek także był trawiony przez potężny pożar.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz