część 56

251 31 25
                                    

          – Gdzie jest ta... szefowa? – W korytarzu rozległ się tubalny głos krasnoluda.

          – Tu jestem – odpowiedziała czarodziejka.

          Po chwili Gottri zjawił się w salonie. Wyglądał dość komicznie w nowym, lśniącym hełmie na głowie.

          – Jestem gotów – oznajmił, zatrzymując się przed nią.

          – Świetnie. Proszę. – Podała mu pistolet, po który sięgnęła, gdy się zbliżał.

          Wziął go do ręki i obejrzał z uwagą, mrucząc coś pod nosem.

          – Będzie wart jakieś dwadzieścia koron – stwierdził.

          – Pokaż – poprosiła.

          Broń była używana, ale według Veroniki warta znacznie więcej.

          – Jeśli chcesz go sprzedać, mogę go od ciebie kupić. Przyda mi się. Dwadzieścia sztuk złota, tak? – upewniła się.

          – Jest wart z osiemdziesiąt – odezwał się Alex, który właśnie stanął w drzwiach.

          Kobieta spojrzała na niego, ukrywając swoją dezaprobatę.

          – Tyle nie mam – powiedziała.

          – Może być dwadzieścia – zapewnił krasnolud, więc od razu odliczyła pieniądze i zapłaciła.

          Oczy świeciły mu się na widok złota.

          – To za wampira. – Dołożyła jeszcze jedną złotą monetę. – Tak jak się umawialiśmy.

          – Świetnie. – Ucieszył się. – Może jeszcze zaliczka?

          – Nie starczy ci na dzisiaj pieniędzy? – Zdziwiła się. – Nie oszukamy cię. Masz kuca, topór...

          – Mogę nie dożyć do wypłaty – uzasadnił swoją prośbę.

          – W takim wypadku on chyba nie będzie nam potrzebny – wtrącił Alex.

          – A ciebie kto pytał o zdanie? – obruszył się Gottri. – Chcesz się spróbować, podrzędny najemniku?

          – Za pozwoleniem... – Mężczyzna spojrzał na Veronikę.

          – Może jednak się wstrzymacie – zasugerowała. – Za godzinę ruszamy, wampiry szaleją. Któryś z was będzie kontuzjowany i co wtedy? Niepotrzebnie się osłabimy.

          – Może się przydać, ale łbów to on nie poobcina – stwierdził Alex.

          – A to niby czemu? – zapytał krasnolud, mrużąc oczy.

          – Nie sięgniesz.

          – Z jednym świetnie sobie dzisiaj poradził, a nawet nie miał broni – zauważyła czarodziejka.

          – Ja nie muszę sięgać. Będę go skracał, aż głowa będzie na odpowiedniej wysokości. Zacznę od kolan – wyjaśnił Gottri, wywołując uśmiech u pozostałych. – Kiedy ruszamy?

          – Czekamy jeszcze na kogoś, ale myślę, że za godzinę – odparła kobieta.

          – Widziałem na zewnątrz studnię. Pójdę... się odświeżyć – oznajmił i od razu po tym wyszedł.

Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz