część 30

307 34 11
                                    

          Gdy wrócili do pozostałych, Jose spał przy ognisku niedaleko Esteli. Veronika podeszła do niej, by sprawdzić, czy jej stan uległ zmianie. Niestety wyglądała tak samo.

          – I co? Jak było na wycieczce? – zapytał Edi siedzący nieopodal.

          – Świetnie – odparła czarodziejka z udawanym entuzjazmem.

          – Przykro mi to stwierdzić, ale ty jesteś chyba... Nie do końca zdajesz sobie sprawę z niebezpieczeństw.

          – Pomóż mi, proszę. Muszę umyć ręce – zwróciła się do Gerta, sięgając po bukłak z wodą. – Chciałabym coś zjeść, a od tego grzebania w ziemi trochę się pobrudziłam. Szukaliśmy grobu wampira – wyjaśniła Edgarowi. – Wykopaliśmy metrową dziurę, ale chyba go tam nie było.

          – Gratuluję – mruknął – Ograniczyliście się do jednego?

          – Jeden wyglądał podejrzanie. Był świeży... Może siedział głębiej? – Spojrzała pytająco na narzeczonego.

          – Gdyby był zakopany płycej, już by się smażył – stwierdził.

          – Myślisz, że tam jest? Wrócę tam i na wszelki wypadek wykopię jeszcze z pół metra – oznajmiła zaniepokojona myślą, że mogli za wcześnie przerwać pracę.

          – Zaraz będzie zmierzch – powiedział Edi z naciskiem.

          – No właśnie. Zostało niewiele czasu. Chodź, w razie czego będziesz strzelał – poprosiła Gerta i ruszyła w stronę konia.

          – Gaszę ognisko – zdecydował Edgar, podnosząc się z trawy.

          – Obudź Jose – poprosiła. – Istnieje prawdopodobieństwo, że może chować się w lesie, więc mógłby nas tu zaskoczyć. Trzeba się ukryć między wzgórzami. Musimy z daleka widzieć, czy się nie zbliża.

          – Gdzie? W którym miejscu? A wy sobie jedziecie kopać groby? – W głowie mu się to nie mieściło.

          – Jeden grób – poprawiła go.

          – Wspólny – mruknął i pokręcił głową.

          – Jeśli ten wariant ci nie odpowiada, możemy jeszcze schronić się w krypcie i skorzystać z jej cienia...

          – Cień krypty? – przerwał jej. – To jest to, co może nam ocalić życie...

          – Wybierz, co ci bardziej pasuje, a my niedługo do was dołączymy – zaproponowała.

          – Nie wiem, cholera jasna! Nie jestem jakimś nawiedzonym łowcą wampirów ani fanatykiem! Dobra, uspokójmy się... Jedna chwila nas nie zbawi. Musimy to przeanalizować – powiedział Edi, starając się panować nad emocjami. – Po pierwsze, tam jest wampir, który żywi się naszą krwią. Po drugie, słyszałem wiele paskudnych historii na ich temat. W życiu żadnego nie spotkałem, więc zakładam, że to, co mówią, jest prawdą. Są silne, wytrzymałe i bądź co bądź już są martwe. Więc jak uśmiercić kogoś, kto nie żyje? To chyba nie jest takie proste.

          – Wystarczy zaczekać do świtu. Spali się w słońcu – przypomniała Veronika.

          – Do świtu jest cała noc. Do tego czasu nie powinno nas tu być, niezależnie od tego, czy on będzie żywy czy martwy... Czy ktoś z was zabił już wampira albo chociaż spalił go w słońcu?... Tak myślałem – kontynuował, nie słysząc żadnej odpowiedzi. – Czy trzeba wbić mu kołek w serce?

          – Raczej nie – odpowiedziała czarodziejka. – Z tego co się orientuję, można go zabić tak jak człowieka.

          – Z tego co się orientujesz? A skąd ta wiedza?

          – Słyszałam o tym. Są wytrzymałe, niebezpieczne i szybkie, ale można je zabić. Myślę, że wszyscy razem poradzimy sobie bez problemu, biorąc pod uwagę, jak ostatnio uciekał. Chyba też zdawał sobie z tego sprawę, a przypominam, że w wieży nie był sam.

          – Może uciekał, a może nie.

          – Zostawił parę cennych rzeczy – zauważyła.

          – Yhm. I zdobył inną. – Edgar skinął w stronę Esteli. – Ona też chyba jest dla niego cenna. Może nawet cenniejsza.

          – Pewnie, ale po co miałby rezygnować z tamtych? Mógł nas wszystkich załatwić, zabrać swoje rzeczy i dziewczynę, skoro jest taki potężny... Proponuję po prostu go zabić, a potem na wszelki wypadek zaczekać do świtu i popatrzeć jak się smaży w słońcu. – To rozwiązanie wydawało się Veronice najwłaściwsze.

          – Tylko czy to nasze „po prostu go zabić" przyniesie jakiś efekt, skoro on już jest martwy? Czy może tylko go tym wkurzymy?

          – Przyniesie efekt – zapewniła.

          – Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Plotek? – pytał z naciskiem.

          – Nie. Moje źródło było bardziej wiarygodne od przerażonych wieśniaków w jakiejś karczmie. – Ta rozmowa zaczynała ją denerwować.

          – Dobrze. Więc co robimy? – zapytał Edi.

          – Sprawdzę tylko, czy pistolet jest nabity i pojedziemy tam. – Gert wskazał ręką wzgórze. – Ostrzelamy go, może nawet wbijemy coś ostrego, a potem się zobaczy. Myślę, że im dłużej tu jesteśmy i ciągniemy te rozważania, tym bardziej nasza przewaga taktyczna maleje.

          – Zgadzam się z tobą w stu procentach – kobieta poparła narzeczonego.

          – Jeśli ten wampir nas zabije, to będzie wasza wina – powiedział Edgar. – Obudzę czarodzieja i zaczekamy tu na was.


           Veronika i Gert wrócili na wzgórze. Grób, przy którym się zatrzymali, wyglądał tak samo, gdy go zostawiali.

          – Ja będę kopał na wypadek, gdyby nie spał. Weź pistolet. – Narzeczony podał jej broń. – Wiesz jak się tym posługiwać?

          – Nie bardzo.

          – Odciągasz kurek i naciskasz spust. – Pokazał jej, gdzie co jest.

          – Poradzę sobie... Chociaż wolałabym użyć magii. Weź ten pistolet i odłóż go sobie gdzieś pod ręką – zdecydowała, oddając mu go.


          Gert podwinął rękawy i wszedł do dziury, którą wcześniej wykopali. Kobieta stanęła tak, by być blisko niego, a jednocześnie móc obserwować towarzyszy pod lasem. Niepokoiło ją, że słońce było już na tyle nisko, że jego promienie nie docierały do miejsca, gdzie pracował.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz