część 32

352 35 15
                                    

          Było już widno, gdy Veronika się obudziła.

          – Nic się nie dzieje – powiedział Gert, który trzymał wartę. – Istnieje prawdopodobieństwo, że Jose usmażył go w tej dziurze.

          – Miejmy nadzieję, ale nie liczyłabym na to.

          – A, zapomniałem. Mam twój pierścień. Miałem dać ci go wczoraj, ale wyleciało mi to z głowy. – Sięgnął do kieszeni i podał jej zgubę.

          – Dziękuję. – Ucieszyła się i od razu zawiesiła go na łańcuszku.

          – Dlaczego nie nosisz go na palcu? – zainteresował się.

          – Jest na nim symbol Kolegium. Nie chcę się z tym afiszować – wyjaśniła, na co pokiwał głową ze zrozumieniem.


          Po śniadaniu poszli sprawdzić, czy von Carstein był w nocy w krypcie, jednak nie znaleźli żadnych śladów, które by na to wskazywały.


          Gdy narzeczeni wrócili do obozu, ich towarzysze byli już gotowi do drogi.

          – W którą stronę do domu? – zapytał Edi, dosiadając wierzchowca.

          – Chyba w tamtą. – Gert wskazał kierunek, skąd mniej więcej przyjechali.

          Edgar ruszył na przedzie.

          – Zaraz wrócę. Muszę porozmawiać z Jose – Veronika powiedziała do narzeczonego i zwolniła.


          Czarodziej jechał z Estalijką. Trzymał jej bezwładne ciało oparte o siebie w pozycji siedzącej. Wymagało to od niego sporego wysiłku.

          – Jak już będziemy w mieście, wolałabym żebyś sam załatwił tę sprawę w świątyni Morra. Nie chciałabym oficjalnie w żaden sposób się z tym wiązać. Będę mieszkać tu w okolicy. Rozumiesz? – zapytała, na co on skinął głową.

          – Chcesz, żebym się wyprowadził? Jeśli będę musiał ją tam zostawić, to i tak przynajmniej na jakiś czas przeniosę się do miasta.

          – Jeśli chodzi o mój kamuflaż, to nie jest konieczne – zapewniła go.

          – Obiecuję, że nikomu o tym nie wspomnę. Zrobię to też ze względu na nią. Pewnie wampir będzie jej szukał.

          – Dobrze by było, gdyby ona była z nami – powiedziała.

          – Przecież nie chcesz być z nią kojarzona. Jeśli nie pomogą jej od razu, są dwa wyjścia. Albo kapłan będzie towarzyszył jej, albo ona zostanie w świątyni. Jeśli kapłan będzie jej towarzyszył, a chcesz, żebyśmy byli wszyscy razem, to nie odetniesz się od tej sprawy.

          – Niekoniecznie, Jose. Z tym sobie poradzę. Pomiń tylko moją osobę w relacjonowaniu minionych wydarzeń. Chcę tam uchodzić za zwyczajną kobietę.

          – To musisz się bardziej postarać – zasugerował. – Zawsze myślałem, że wy stamtąd wychodzicie wyszkoleni. Wybacz, ale kiepściutko ci idzie.

          – Na plantacji chyba nikt nie podejrzewa, kim jestem – broniła się.

          – Edi na pewno już się zastanawia, kim ty właściwie jesteś. Jeśli nie, to wkrótce zacznie.

Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz