część 31

313 35 12
                                    

          Gdy zaczęło się ściemniać, zniecierpliwieni towarzysze postanowili dołączyć do Veroniki i Gerta, którzy właśnie zakończyli swoje poszukiwania.

          – Co tak długo?! – krzyknął Edgar, zanim jeszcze się spotkali. – Szkielety padły! Czy to znaczy, że go macie?! Wyciągajcie! Zaraz będzie noc! Macie go?!

          – Nie – odpowiedziała czarodziejka z wyraźnym rozczarowaniem w głosie.

          – To co tu jeszcze robicie?!

          – Sytuacja wygląda w ten sposób... – kobieta zwróciła się bardziej do Jose, gdy ten zatrzymał się w pobliżu. – Dokopaliśmy się do trumny. Gert przebił ją parę razy mieczem, a po otwarciu znaleźliśmy wszystkie ubrania wampira, trochę rzeczy osobistych, broń i dziurę, jakby po jakimś gryzoniu.

          – Szczurze – poprawił ją narzeczony i pokazał jakiego rozmiaru był wspomniany otwór.

          – Mniejsza z tym. – Machnęła ręką. – Wygląda na to, że przemienił się w coś i uciekł.

          – Zmienił się? – zapytał z niedowierzaniem Edi. – Gdzie on teraz jest?

          – Uciekł w tamtą stronę – wskazała kierunek.

          – W tamtą stronę – powtórzył i pokręcił głową. – Wydaje mi się, że nie możemy pójść jego tropem.

          – To byłoby trudne – przyznała. – Potrafisz posłać za nim ogień? – zwróciła się do czarodzieja.

          – Mogę spróbować wypełnić otwór płomieniem, ale nie wiem, jak daleko on jest. Jeśli skręcił, to raczej go nie dosięgnę... Ktoś musi mi pomóc.

          – Dobra. Macie na to chwilę, a potem odjeżdżamy – powiedział Edgar, zsiadając z konia.

          – Czujesz się na siłach? – upewniła się Veronika, patrząc na Jose.

          – To nie jest wymagające zaklęcie. Silniejsze byłoby nieodpowiednie na tę okazję. Sam bym się prędzej przysmażył. Lepiej wyjdź – polecił Gertowi. – Jeśli nie trafię w dziurę, płomień może się odbić.

          Czarodziejka podała rękę narzeczonemu, by pomóc mu wydostać się z dołu.

          – Brudny jesteś – stwierdziła, gdy już stanął obok niej.

          – Walczyłem z wampirem – odparł z dumą i uśmiechnął się do niej.

          Jose wszedł do grobu. Przyklęknął, włożył rękę w otwór i wypowiedział formułę zaklęcia. Wtedy z trumny buchnął ogień. Estalijczyk syknął i gwałtownie się poderwał. Rękaw jego koszuli się palił. Zaczął się miotać i nerwowo machać ręką. Zupełnie stracił zimną krew. Widząc to, kobieta doskoczyła do niego i pomogła mu zgasić płomień.

          – Chyba nie wyszło – powiedziała, gdy już opanowali sytuację.

          – Może nie trafiłem. To nie był najlepszy pomysł – przyznał, starając się wyrównać oddech.

          Czarodziejka, nie ruszając się z miejsca, zastanawiała się, co jeszcze mogliby zrobić. Jej magia związana z iluzją nie działała na nieumarłych, a w tym i na wampiry.

          – Miała być chwila. Jedźmy stąd – niecierpliwił się Edi. – Na co czekacie? Aż zajdzie słońce?

          – Trzeba go znaleźć – oświadczyła Veronika.

Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz