Gdy wyjechali z lasu, ich oczom ukazało się miasto.
– Kochałeś kiedyś? – Veronika zapytała Ediego.
– Tak i dlatego wiem, o czym mówię – przyznał zaskakująco szczerze. – Dwie osoby są ze sobą szczęśliwe, a potem jedna z nich odchodzi i to się kończy. Co komu po tym? Miłość daje nieszczęście... – zamilkł na chwilę. – Najgorsze jest to, że często zdajemy sobie sprawę z tego, że kochaliśmy, gdy już jest po wszystkim – dodał jakby w zamyśleniu.
Gert i Jose dołączyli do nich dopiero przy bramie. Edgar uiścił tam wymaganą opłatę i wjechali do Nuln.
– Dziś nie opuszczamy miasta, prawda? Jest za późno? – zapytała czarodziejka.
– Jeszcze jest parę godzin do zmroku – stwierdził jej narzeczony.
– Tak, ale przecież nie chcemy jechać w nocy.
– Masz rację. Nie zdążymy wszystkiego załatwić – przyznał z nutą niezadowolenia.
– Zatrzymamy się u Ermana – oznajmił Edi.
– To chyba dobry pomysł – poparł go przyjaciel.
– A nie lepiej w jakimś zajeździe, w którym nas nie znają? – zasugerowała. – Nie powinniśmy ściągać na nikogo kłopotów. Poza tym wampir miałby trop, który mógłby doprowadzić go do ustalenia naszej tożsamości.
– Ermanowi można ufać. Tam przynajmniej porządnie się wyśpimy. Nie będziemy musieli trzymać wart – zapewnił ją Edgar.
– A będzie tam ktoś, kto wyczuje magię? – zapytała Veronika.
– Nie jestem pewien, ale porozmawiam z nim o tym i poinformuję cię... To moje miasto i najlepiej wiem, gdzie jest, a gdzie nie jest bezpiecznie – powiedział Edi.
– W porządku – zgodziła się, po czym zwróciła się do Gerta. – W zasadzie chciałam tylko spytać, czy nie miałbyś nic przeciwko, gdybyśmy przełożyli ślub, skoro i tak dziś nie wyjeżdżamy?
– Słucham? – Był zupełnie zaskoczony tym pytaniem. – Właśnie dlatego, że nie wyjeżdżamy, to jest dobry moment, żeby się tym zająć. Przynajmniej nie musimy się tak spieszyć.
– Rano też byśmy nie musieli – stwierdziła.
– Dziś mielibyśmy wieczór i noc. Moglibyśmy to uczcić – przekonywał. – Oczywiście bez szaleństw.
– Może przełóżmy to...
– Masz jakiś powód? – wszedł jej w słowo.
– Tak. Nie wiem, czy to dobry pomysł – wyznała.
Gert westchnął i pokręcił głową.
– W porządku. Jeśli chcesz, możemy zaczynać od początku, bylebyśmy zdążyli przed ostatnim nabożeństwem w świątyni – powiedział, po czym uśmiechnął się przebiegle. – To jak? Jedziemy na zakupy, czy mam zaczynać?
– Bądź poważny – upomniał go Edgar. – Rozmawiacie o życiowej decyzji, a ty co? Na dodatek ten pośpiech. Ile wy jesteście razem? Lat trzeba, żeby się poznać.
– On ma rację – poparła go Veronika.
– Daj spokój. Przecież już o tym rozmawialiśmy – Gert zwrócił się do narzeczonej, zupełnie ignorując przyjaciela.
– Wiem, ale nadal uważam, że powinniśmy...
– Nie chcesz wziąć ze mną ślubu? – znów jej przerwał. – O ile dobrze pamiętam, zgodziłaś się, więc chyba nie ma o czym rozmawiać. Kochamy się, a to jest najważniejsze. Kochasz mnie? Ja wiem, że ty mi tego nie powiesz, ale możesz zasugerować odpowiedź.
Edi popatrzył na nich ze zdumieniem.
– Załatwcie to między sobą, najlepiej na osobności. Ja jadę do Ermana – oznajmił i nieco przyspieszył, zostawiając ich z tyłu.
– Kim jest ten Erman? – Veronika zapytała Gerta.
– Przyjacielem. Ma ochronę i jest godny zaufania – odparł, jednak sprawiał wrażenie, jakby nadal czekał na odpowiedź.
– Przecież wiesz, że tak – powiedziała w końcu.
– O, i ja nie potrzebuję innych argumentów. – Uśmiechnął się.
– A ja potrzebuję. Więcej nas dzieli, niż łączy. Uczucie nie może zrównoważyć tego wszystkiego.
– Co niby nas dzieli? Nic nas nie dzieli – stwierdził. – Ty źle na to patrzysz. To, o czym mówisz, tylko nas różni. Przez to tak do siebie pasujemy. Poza tym poruszamy się nocą, lubimy ciche zagrania, nie zwracamy uwagi na honor. Ja nie będę w żaden sposób ci przeszkadzać w pracy. To dla ciebie ważne, dlatego pomagam ci, jak umiem i zamierzam ci towarzyszyć.
– A ja myślę, że nie powinnam cię tak narażać. Skoro mi na tobie zależy, nie powinnam robić ci krzywdy.
– Wiem, czym się zajmujesz i wiem, co może się zdarzyć. Wchodzę w to, kochanie. Skoro ustaliliśmy, że różnice nas łączą...
– Nie, ty to ustaliłeś – zaznaczyła, przerywając mu.
– Ale to są fakty. Weźmy na to koło powozu, które ma oś. Ta idealnie do niego pasuje. Chociaż się różnią, bez siebie byłyby tylko...
– Myślę, że z nią gorzej – powiedział zmartwiony Jose, podjeżdżając do narzeczonych.
– Zaraz będziemy w świątyni. Tam jedziemy, prawda? – Veronika zwróciła się do narzeczonego.
– Upewnię się – zadeklarował, po czym przyspieszył, by dogonić Edgara.
Wkrótce znacznie zmienili kierunek.
– Ja tam nie idę – oznajmiła czarodziejka, gdy zatrzymali się w pobliżu świątyni Morra.
– Dobrze. Daj mi te książki, sam je tam zawiozę – zaproponował Gert.
– Słucham? – To ją zaskoczyło. – Nie zamierzam ich oddawać.
– W porządku – ustąpił, nie chcąc kolejnej sprzeczki – ale nie możesz zostać tu sama.
– Mogę. Co to za zajazd? – wskazała lokal, który z zewnątrz wyglądał na dość przyzwoity.
– Zatrzymują się tam przede wszystkim goście świątynni, dla których nie ma miejsca w środku. Kupcy i tacy tam. Porządne miejsce – odpowiedział.
– To ja tam zaczekam, a ty idź z nimi. – Skinęła w stronę towarzyszy, po czym ruszyła do zajazdu, nie czekając na protesty narzeczonego.
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasyImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...