część 37

301 37 12
                                    

          Znów musieli się zatrzymać. Czarodziejka stanęła w strzemionach, by poszerzyć pole widzenia. Tym razem nie znalazła żadnej drogi i szybko doszła do wniosku, że należy inaczej rozwiązać ten problem.

          Na początek zlokalizowała w miarę sucho wyglądające miejsce po drugiej stronie. Potem zwróciła się do swoich towarzyszy:

          – Użyję magii, żebyśmy mogli się przeprawić i nie kręcić się w nieskończoność po tych mokradłach. Jeśli zobaczycie most, to śmiało i bez ociągania wjeżdżajcie na niego – poinstruowała ich.

          – Jasne. – Dla Jose nie stanowiło to najmniejszego problemu.

          Veronika popatrzyła na pozostałych.

          – Zaczynaj – dopingował ją narzeczony wyraźnie podekscytowany tym, co miało nastąpić.

          Nie słysząc żadnych protestów, zajęła odpowiednie miejsce, po czym wypowiedziała zaklęcie. Przed nią pojawił się solidny most prowadzący na drugą stronę rozlewiska.

          – Pójdę przodem – powiedział z zapałem Gert, lecz mimo to pierwsze kroki stawiał ostrożnie. Za sobą prowadził konia stukającego kopytami o kamienne podłoże.

          – Pospieszcie się – poganiała ich, obserwując stworzoną przez siebie iluzję. – Edi, jedź przede mną.

          Była skoncentrowana. Zaklęcie, którego użyła, nie było zbyt trwałe i musiała je podtrzymać, gdy magia zaczęła się rozpraszać. Gdyby jej się to nie udało, most by zniknął, a oni powpadaliby do wody.


          – Jesteś genialna! – stwierdził Gert pełen entuzjazmu, gdy już wszyscy bezpiecznie dotarli na drugą stronę.

          – To faktycznie był świetny pomysł – przyznał Jose.

          – Żałuję, że wcześniej na to nie wpadłam. Którędy do wieży? – zapytała, patrząc na Ediego.

          – Trakt jest gdzieś tam. – Ręką wskazał kierunek. – Wieża będzie nieco na wschód. Sugerowałbym najpierw wrócić na drogę. Będziemy mogli przemieszczać się znacznie szybciej.


          – Myślicie, że w Nuln znajdziemy odpowiedniego kapłana albo maga? – zaczął Jose, gdy ruszyli.

          – Jeśli nie w Nuln, to tylko w Altdorfie – stwierdziła Veronika.

          – Jest jeszcze Talabheim. Tam chyba byłoby bliżej... Miejmy nadzieję, że znajdziemy pomoc w Nuln. – Czarodziej był bardzo zatroskany.

          – Na pewno wszystko będzie dobrze – pocieszał go Gert. – Kapłani tak jej nie zostawią.

          – Jestem pewny, że zrobią wszystko, co w ich mocy, ale czy to wystarczy? Martwię się.


          Zanim wyjechali na przyzwoity dukt, trafili na jeszcze jedno spore rozlewisko. Tym razem nadłożyli nieco drogi i udało im się ominąć je w tradycyjny sposób.

          Mając świadomość, że do zmierzchu zostało niewiele czasu, znacznie przyspieszyli, gdy tylko było to możliwe.

          – Dogonię was! – krzyknął Jose, zostając w tyle.

          Veronika nieco zwolniła i zwróciła się do narzeczonego:

          – Nie możemy zostawić go samego. Nie wiemy przecież, gdzie jest ten wampir.

Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz