część 35

318 35 13
                                    

          Zanim dojechali do lasu, ustalili, że udadzą się do Nuln. Tam w pierwszej kolejności mieli się zająć Estelą. Zamierzali zabrać ją do świątyni Morra i poprosić kapłanów o pomoc. Gdyby ta nie mogła być natychmiastowa, chcieli zostawić dziewczynę pod ich opieką.

          Jedyny problem był z Jose, który nie chciał opuszczać Estalijki, a przydałby im się w walce z wampirem. Gert podjął się próby przekonania go, że dziewczyna będzie w świątyni bezpieczna, a on powinien pojechać z nimi.

          Ponadto postanowili wynająć zbrojnych do ochrony. Kilku oficjalnie i grupę, która miała jechać na południe i czekać w umówionym miejscu. Tym dyskretnie miał się zająć Edgar. Wszystko po to, by wampir nie wiedział, jaką siłą naprawdę dysponują.


          – Co jest z tobą nie tak? – Edi zapytał Veronikę, gdy jej narzeczony pojechał porozmawiać z czarodziejem. – Czym ty się właściwie zajmujesz?

          – Ostatnio podróżuję – odparła.

          – A skąd masz pieniądze na podróże? – drążył.

          – Zarobiłam. Miałam hojnego pracodawcę – skłamała.

          – Dlaczego zrezygnowałaś z tej pracy?

          – Nie do końca zrezygnowałam. Powiedzmy, że zrobiłam sobie przerwę.

          – Więc zamierzasz do tego wrócić... Większość ludzi na słowo „wampir" piszczy ze strachu, a ty mówisz o zabijaniu – zmienił temat, ale nie zakończył przesłuchania.

          – To Chaos, tak? Nigdy nie byłeś na kazaniu w świątyni? Tam można się dowiedzieć, co należy robić z wampirami i im podobnymi – powiedziała.

          – Wielu ludzi chodzi do świątyni. Pewnie wszyscy ci, o których wspomniałem. Tam też opowiadają, jakie straszne są wampiry.

          – Na tym kazaniu nie byłam. – Uśmiechnęła się do niego.

          – Nie rób ze mnie głupka. – Popatrzył na nią, mrużąc oczy. – W ten sposób możesz rozmawiać z Gertem... Chociaż on też nie jest idiotą.

          – Naprawdę nie rozumiem, o co ci chodzi... Może brakuje mi instynktu samozachowawczego. Nie wiem. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z wampirami. Owszem, trochę o nich słyszałam, ale nic poza tym – wyjaśniła.

          – Dlaczego po prostu nie pojedziemy do łowców czarownic i nie poinformujemy ich o tym, co zaszło? – zapytał.

          – O łowcach czarownic też słyszałam i to chyba gorsze rzeczy niż o wampirach. Wybacz, ale ani z jednymi, ani z drugimi nie mam ochoty się spotykać.

          – Masz z nimi na pieńku? – podłapał Edgar.

          – Nie, nie mam. – Znów się uśmiechnęła. – Nawet powiem ci, że z jednym z nich się zaprzyjaźniłam. W Talabheim. Gert ci nie wspominał o Arthurze Ecksteinie?

          – Wspominał... Coś mi tu nie pasuje. O czymś nie mówisz – powiedział wprost. – Rozumiem, że Gert zna tę tajemnicę, skoro zamierzacie wziąć ślub... Nie mam pojęcia, skąd jesteś i czym się zajmowałaś, kim był twój pracodawca, ani kim byli twoi rodzice, ale chyba jesteś już dość dorosła, żeby wiedzieć, że prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw.

          – Tak myślisz? – zapytała spokojnie.

          – Jestem o tym przekonany.

          Veronika przyjrzała mu się uważnie. Sądziła, że on ma o wiele więcej do ukrycia niż ona. Była prawie pewna, że wykonuje tę samą profesję co jej narzeczony, a plantacja kwiatów i dla niego była jedynie przykrywką.

          – Ja się z tym nie zgadzam, ale nie mam nic do ukrycia. Mówię poważnie – oznajmiła.

          – Grzebiesz w grobach, zwiedzasz krypty, które mogą być nawiedzone przez wampiry... Jak chcesz. Mnie nie musisz mówić, ale uprzedzam, że poinformuję Gerta o swoich spostrzeżeniach na twój temat – wrócił do początku rozmowy. – Z nim powinnaś być szczera.

          Przez chwilę jechali w milczeniu.

          – Masz rację, o czymś nie wiesz – odezwała się wreszcie. – Są pewne sprawy, o których nie opowiada się na prawo i lewo. Skoro jednak podróżujemy razem i jesteś przyjacielem Gerta, powinieneś wiedzieć. Tym bardziej, że nieraz zapewniał mnie, że można ci ufać. – Spojrzała na niego. – Opuściłam Kolegium Magii niespełna dwa miesiące temu i jestem czarodziejką w trakcie wędrówki – wyjaśniła.

          – Dlaczego nie widziałem cię w szatach? Dlaczego to ukrywasz? – Nie widział niczego złego w byciu magiem i nie miał pojęcia, z jakiego powodu trzymała to w tajemnicy.

          – Moim zadaniem jest walka z Chaosem. Dyskretne działanie znacznie mi to ułatwia i zwiększa moją skuteczność. Dlatego nie opowiadam wszystkim, kim jestem.

          – Rozumiem... – Pokiwał głową. – Więc to nie przypadek, że tu jesteśmy. – Wiele kwestii stało się dla niego jasnych. – Gert o tym wie? – zapytał.

          – Tak – potwierdziła. – Bardzo zależy mi na tym, żebyś zachował to dla siebie.

          – W porządku. To ma sens... Nie, żebym ci nie wierzył, ale pewnie masz licencję... – Rozejrzał się od niechcenia.

          – Oczywiście.

          – Mogę rzucić okiem? – poprosił, nie patrząc na Veronikę.

          Czarodziejka uśmiechnęła się, sięgnęła do torby po dokument i podała mu go. Gdy rozwinął zwój i zaczął go czytać, przyglądała mu się uważnie. Zauważyła, że nagle zesztywniał. Domyśliła się dlaczego.

          – To kolejny powód, by o tym nie mówić – powiedziała.

          – To znaczy? – głos mu nieco zadrżał.

          – Stereotypy. Ludzie nasłuchają się strasznych rzeczy o magach z mojego Kolegium, a potem niewłaściwie na nas reagują.

          Powoli złożył licencję i oddał ją kobiecie.

          – Wygląda na to, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy – stwierdził niezmiennie spięty. – Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego, że byłem podejrzliwy. To było uzasadnione.

          – Rozumiem. W porządku.

          – Więc mamy to już za sobą... W pewnym sensie mi ulżyło. I zapewniam cię, że nie mam nic wspólnego z Chaosem – zadeklarował. – Mam nadzieję, że Gerta o nic takiego nie podejrzewałaś, bo ręczę za niego. – Przyjrzał jej się badawczo i nieco odetchnął, gdy z uśmiechem pokręciła głową.


          – Załatwiłeś? – Veronika zwróciła się do narzeczonego, gdy do nich dołączył.

          – Tak – potwierdził, nie kryjąc zadowolenia z siebie. – Jose będzie współpracował.

          – Skoro już jesteś, to ja pojadę naprzód na wypadek, gdyby ktoś zorganizował zasadzkę - powiedział Edgar, po czym przyspieszył.


Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz