część 59

243 33 5
                                    

          Gdy zbliżali się do murów, Veronika zaczęła się rozglądać za podejrzanymi osobnikami. Przy wyjeździe z miasta obok strażników, których było tam znacznie więcej niż zazwyczaj, stał Magister z Kolegium Ametystu. Ubrany był w czarne szaty zdobione licznymi symbolami, a w ręku dzierżył elegancką, perfekcyjnie wykonaną kosę. U jego pasa wisiało kilka ludzkich kości, co było typowe dla magów tradycji śmierci.


          Strażnicy zatrzymali ich przed bramą. Jeden z nich stanął kilka kroków od Esteli i położył rękę na mieczu.

          – Ściągnij kaptur – zażądał.

          – Najpierw będziesz musiał mnie powalić – warknął Jose, opuszczając szyk.

          – Uspokój się – Gert upomniał czarodzieja. – Ten człowiek wykonuje swoje obowiązki.

          – Mógłby to robić grzeczniej, nie grożąc bronią – rzucił Estalijczyk.

          – Jose, uspokój się. Wszyscy jesteśmy po tej samej stronie – powiedziała Veronika, obawiając się tego, co może nastąpić.

          Kosa, niczym młotek sędziowski, zastukała o ziemię, by ich uciszyć.

          – Nie przedłużajmy tego. Chyba nam się spieszy – odezwała się Estela i zsunęła kaptur.

          Strażnik spojrzał pytająco na maga, a ten powoli przechylił swoją broń w stronę wyjazdu z miasta.


          Gdy już nieco oddalili się od Nuln, Gert zajął się rozmową z Gottrim. Alex wykorzystał to, że nikt nie towarzyszył Veronice i zajął miejsce obok niej.

          – Kim ona jest i dlaczego się ukrywa? – zapytał.

          – Już ci mówiłam, to znajoma Jose. Dlaczego się ukrywa? Może uważa, że jest wyjątkowo ładna i nie chce być zaczepiana. Odnoszę wrażenie, że ciągle mnie przesłuchujesz – powiedziała.

          – Wciąż nie otrzymałem odpowiedzi.

          – Przecież zawsze ci odpowiadam.

          – Ale nie na temat. Ukrywasz coś. – To było dla niego oczywiste.

          – No co ty? – obruszyła się.

          – Daj spokój. Wiem, że coś się dzieje. Założę się, że te wampiry nie kręcą się po całym mieście, tylko tam, gdzie wy jesteście.

          – Widziałeś jakiegoś pod domem Gerta? – zapytała.

          – Nie, ale biorąc pod uwagę to, co działo się w zajeździe, a potem na placu, żałuję, że baczniej się nie rozglądałem – przyznał.

          – A może ich jest wszędzie pełno? Może obserwują poczynania kapłanów?

          – W zajeździe? – Najemnik wymownie spojrzał na kobietę.

          – Nie, przy świątyni. Być może w zajeździe chciały sobie pomordować i akurat trafiło na nas.

          – Pewnie. – Parsknął. – Chciały zrobić dywersję, by włamać się do świątyni i uprowadzić Estalijkę, bo jest wyjątkowo piękna – zakpił.

          – To była hipoteza – wyjaśniła.

          – Z jakiegoś powodu chcą ją porwać.

Strażnicy cienia IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz