– Mogło wyjść nietaktownie, choć uwierz mi, że nie miałam nic złego na myśli – wyjaśniła, po czym wyciągnęła rękę w stronę rozmówczyni.
Veronika odpowiedziała tym samym.
– W moim kraju jestem osobą na stanowisku i przyzwyczaiłam się do pewnego sposobu rozmawiania. Jestem dowódcą i zazwyczaj wymagam posłuchu. Oczywiście mam też przełożonych i przed ich obliczem sama zajmuję pozycję, powiedzmy, niższą. Po prostu przywykłam do hierarchii – tłumaczyła Estela.
– Rozumiem – przyznała kobieta. – Hierarchia panuje wszędzie. Każdy jest pod kimś albo nad kimś, ale ani ja, ani Jose byle kmiotami nie jesteśmy.
– Wiem, aczkolwiek, nie widząc żadnych insygniów wojskowych, doszłam do wniosku, że nie jesteście osobami z tym związanymi, a tym bardziej moimi przełożonymi, więc... Naprawdę trudno jest mi to wyjaśnić. Tak czy inaczej, przepraszam. – Bardzo zależało jej na zgodzie.
– W porządku.
– A to, że chciałam tam na moście... Chciałam pomóc... – ciągnęła.
– Rozumiem.
– Mam doświadczenie w walce. Nadal uważam, że to był dobry pomysł, chociaż nigdy nie miałam do czynienia z wampirami i pierwszy raz jestem tak daleko na północy – przyznała Estalijka. – Poza tym jestem młoda i wciąż się uczę.
– Ja także nie mam doświadczenia z wampirami i po prostu wydało mi się to zbyt ryzykowne. To wszystko – powiedziała czarodziejka. – Mam nadzieję, że mój pomysł jest lepszy.
– Ja też. – Uśmiechnęła się. – Zrealizujmy go.
Gdy kobiety wyszły zza budynku, wszyscy już byli gotowi do drogi. Co dziwne, niedaleko na ciężkim pociągowym koniu siedziała barmanka. Na plecach miała miecz w skórzanej pochwie zrobionej przez niezbyt uzdolnionego amatora.
Veronika pytająco popatrzyła na Gerta.
– Co? – zapytał szeptem, gdy do niego podeszła.
– Wziąłeś sobie dziewczynę?
– Nie – zaprzeczył od razu.
– To co ona tu robi?
– Chce jechać z nami – odpowiedział.
– I ty się zgodziłeś?
– Powiedziała, że będzie kopać – wyjaśnił. – Mam kazać jej zostać?
– Skoro już się zgodziłeś... – Wzruszyła ramionami.
– Najchętniej zabrałbym wszystkich, ale wygląda na to, że nie ma więcej chętnych.
– Ale nie próbowałeś ich przekonać? – zapytała narzeczonego.
– Jej też nie przekonałem. Nie rozmawiałem z nią ani razu. Nie odezwałem się do niej słowem – zarzekał się. – Mogę rozkazać któremuś z najemników, by powiedział jej, że ma zostać.
– Nie trzeba. – Wsiadła na swojego rumaka. – Jedziemy?
– Za tamtymi krasnoludami! – polecił najemnikom.
– Czy to jakiś rasizm? – odezwał się Gottri.
– Wybacz. Za tamtymi dżentelmenami – poprawił się Gert.
– Znacznie lepiej. – Zadowolony krasnolud pokiwał głową.
Nieco spłoszona barmanka stała na uboczu, gdy koło niej przejeżdżali.
– Może powinieneś z nią porozmawiać? Chyba czuje się nieswojo – Veronika zagadnęła narzeczonego.
– W ogóle mnie to nie interesuje – odparł. – Jak tak dalej pójdzie, to wszystkie kwiaty nam uschną.
– O czym ty mówisz? – zapytała zdezorientowana.
– O plantacji. Zmieniłem temat na bezpieczniejszy – wyjaśnił. – Jest za sucho. Wody w rowach nie starczy na długo. Kiedy ostatnio padało?
– Nie mam pojęcia. – Kobieta patrzyła na Gerta, jakby ten postradał rozum.
– Zły temat?
– Genialny – rzuciła, po czym spięła konia.
– Nie musisz się tak spieszyć! – usłyszała za sobą. – Pamiętaj, że ci dżentelmeni wyznaczają tempo!
– Nie będziemy się za nimi wlec! Dogonią nas!
Krasnoludy zeszły z drogi, gdy je wyprzedzali.
– Zaczekamy na was! – krzyknął do nich Gert. – Trzeba je jeszcze odnaleźć!
Po drodze nie widzieli miejsc, w których mogłyby się ukryć wampiry. W końcu dotarli do Alexa, który siedział na sporym kamieniu przy drogowskazie. Jego koń pasł się obok.
Wstał, gdy byli już blisko.
– Tam? – zapytała Veronika, patrząc w lewo.
– Tam i tam. – Wskazał w przeciwnym kierunku. – Sporo tego tałatajstwa... To jest droga do wsi, a tam jest las.
– Co najpierw? – zapytała. – Wieś. Będzie prościej – zdecydowała.
– W lesie jest dla nich bezpieczniej – stwierdził Gert. – Tam bym go szukał.
– Ale tu będzie nam łatwiej.
– Z pewnością – zgodził się z narzeczoną.
– To niedaleko. Załatwmy najpierw wieś, a potem pojedziemy do lasu. Mamy czas. Krasnoludy... – Obejrzała się do tyłu.
Gert popatrzył na swoich ludzi i zwrócił się do dowódcy:
– Proszę wyznaczyć kogoś, kto zaczeka na tamtych dżentelmenów i skieruje ich do wsi. Chociaż w tym tempie mogą nie zdążyć... Albo nie. Niech wyjedzie im na spotkanie...
– Niech idą w stronę lasu – wtrąciła czarodziejka.
– Co? – zapytał.
– Niech idą w stronę lasu – powtórzyła.
– Wiem, słyszałem. Nie mogłaś tak od razu?
– Wygląda na to, że nie mogłam – powiedziała, po czym ruszyła w wyznaczonym przez siebie kierunku.
CZYTASZ
Strażnicy cienia II
FantasyImperium to kraj stworzony przez Sigmara - człowieka, który potem stał się bogiem. Żyją w nim ludzie, a obok nich krasnoludy, elfy i niziołki. Niestety nie tylko... W lasach kryją się niebezpieczne bestie oddane Chaosowi. W miastach wyznawcy mroczny...