Rozdział 71~ Wybieraj!

524 53 18
                                    

Czułem nareszcie, że żyje. Czułem w sobie tą pulsująca energię kiedy po raz pierwszy zakochałem się w Wannesse. Czuje jak moje martwe serce przy niej zaczyna mocniej bić.
Czułem się chociaż przez chwilę szczęśliwy.

- Wszytko okey ? - Zapytała Rose.

- Tak. Czuje że dziś wszutko się zmieni !

- Co masz na myśli?

- Uwolnienie nas z tąd. Nie ma opcji że zostanę jeszcze tu jeden dzień!

- Wiesz, że sami nie damy rady.

- Mówiła pani żebym uwierzył. Właśnie to robię - Uśmiechnąłem się - Z tego co znam Wans za niedługo tu będzie. Nie ma czasu. Czas atakować!

Zebrałem w sobie siłę. Wstałem. Czerwone światło przenikało moją pierś. Bez wachania wyrwałem łańcuchy z ściany. Lekko została pokruszona. Podeszłem do pani Rose. Pomogłem jej wstać. Przelałem łańcuchy. Zostały kraty. Złapałem je mocno a następnie wygniotłem. Rozpuściły się. Byłem w szoku. Spojrzałem na swoje dłonie. Uśmiechnąłem się pewien siebie. Złapałem Rose za rękę. Musieliśmy dostać się tylko do holu. Raz na zawsze załatwię drania. Przed nami jeszcze kilkanaście pięter. Nie ma co czekać.

Pov Wannessa

Znajdowałam się przed zamkiem z przyjaciółmi. Nie chcieli abym szła ale się uparłam. Wielki zimny wiatr pchał dosłownie nas w stronę zamku. Szliśmy w jego kierunku. Moje oczy były szkliste. Spojrzałam w górę. To zamczysko było orze ogromne. Nie mogę się poddać robię to dla Leo i dla mamy.

Znajdowaliśmy się na skrzyżowaniu korytarzy. Musieliśmy się rozejść. Ja poszłam z Erikiem a reszta razem.  Wybraliśmy dobry korytarz. Znajdowaliśmy się przy wielkim holu. Każdy mój krok starałam się robić jak najciszej jak tylko potrafię. Wokół nas zebrał się wielki czarny dym.

- Witam. Myślałem że już mnie nie odwiedzicie - Uśmiechnął się Ron.

- Gdzie jest Leo?! Gdzie mama!?- Krzyknęłam.

- Spokojnie drogie dziecko. Coś ty taka wściekła?

- Mam na co! Ostatni raz powtarzam gdzie oni są?

- Nie żyją! - Pokazał swoje białe zęby.

- Wiem że mnie kłamiesz! - W głębi duszy i tak toczyłam ze sobą walkę.

- Ale czemu wciąż mówimy o nich? Chciałbym zapytać jak to dalej ma wyglądać?

- Niby co?

- Nie udawaj głupiej! Jestem przecież dziadkiem. Mam jakieś Orawa do tego dziecka.

- Masz prawo zamknąć mordę- Krzyknął Leo.

Mężczyzna odwrócił się do niego zdziwiony.

Widziałam przed sobą dwie mi ukochane osoby.

- Jak ty się uwolniłeś?! Przecież to są najsilniejsze łańcuchy jakie miałem! I te kraty!- Był przerażony.

- Coś ci powiem! Jesteś zwykłym gnojem. Nie masz prawa do mojego dziecka! Możesz jedynie o nim pomarzyć w koszmarach! - Szedł do niego pewnym krokiem. Jego ręce płonęły. Z jego oczu dało się ujrzeć wściekłość i nienawiść- Zostaw moją rodzinę raz na zawsze! Jeśli tego nie zrobisz będę musiał cię zabić!

- No właśnie! Twoje serce jest dobre! Nigdy mnie nie zabijesz! Ta głupia dziewczyna zamieniła cię w nieudacznika! Nie jesteś tym sam żadnym władzy Leondre.

- Nie mów tak o mojej dziewczynie- Złapał go za szmaty- To że mnie zmieniła nie znaczy że mam posłać to na straty. Cieszę się z tego kim jestem!  Nie zmienisz mnie w kogoś kim nie chce być!

- Oj ty zawsze będziesz wierzył w takie bajki? - Zaśmiał się.

Rozpłynął się w powietrze. Jego czarny dym przeniósł się do mnie i do mojej matki. Jego czarny dym dusił mnie z jednej strony. Z drugiej zaś trzymał moją matkę.

- Dawaj Leoś! Taki twardziel jesteś? Wybieraj! Ukochana czy osoba którą traktujesz jak własną matkę? - Zaśmiał się.

[Poprawki]Pocałunek Wampira 1&2 || Leondre DevriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz