Na miejscu, zobaczyłam wysoki budynek. No kurwa mać gdzie on mnie przyprowadził? To jakiś wieżowiec.
- Jason...
- Udawaj ze mną.
Wszedł tu, trzymając mnie za rękę. Jak chcieliśmy wejść do windy, od razu podeszła do nas ochrona.
- Do kogo państwo są umówieni?
- Do Pana Gilberga, mamy problemy w małżeństwie.
Uśmiechnął się, a facet kiwnął głową, więc weszliśmy do windy.
- Zabrałeś mnie kurwa na jakąś terapię?
- Zawsze kochanie.
Wcisnął ostatnie piętro i puścił moją rękę.
- Wszędzie tu są kamery więc spokój, hm?
Kiwnęłam głową i się uśmiechnęłam. Na ostatnim piętrze wyszliśmy z windy i Jason znowu mnie złapał za rękę i zaczął gdzieś iść. To jakiś barek?
- Daj szampana.
Powiedział do jakiegoś chłopaka, więc ten mu dał całą butelkę i stąd wyszliśmy, znowu kierując się do windy.
- Jay co kombinujesz?
Uśmiechnął się i jak doszliśmy na koniec korytarza, obejrzał się do tyłu i po tym szybko wepchnął mnie do jakiegoś schowka, a tu otworzył tak jakby drzwi w dachu. Spojrzałam na niego i się zaśmiałam, a on mnie pocałował.
- Właź na górę.
Powoli weszłam, a tu się uśmiechnęłam i rozejrzałam, widząc ten widok.
- Pięknie tu jest...
Jason też tu wyszedł i wystawił do mnie bluzę, więc ją założyłam, czując że strasznie wieje tu wiatr.
- Pracuje tu ktoś taki jak ten Gilberg?
Spojrzałam na niego, a on się zaśmiał i pokręcił głową.
- Nie. Zawsze tak mówię i dalej nie ogarnęli.
- Pięknie tu jest...
Uśmiechnęłam się, a on mnie objął i pocałował w głowę. Oparłam głowę o jego ramię i westchnęłam, patrząc na panoramę miasta. Naprawdę kurwa... Idealnie. I jeszcze zaraz będzie zachód słońca. Spojrzałam na Jasona i się uśmiechnęłam, a on mnie pocałował, trzymając ręce na moich biodrach.
- Masz być zawsze taka uśmiechnięta, hm?
Przejechał kciukiem po moim policzku, przez co się uśmiechnęłam.
- Nie da się...
- Jasne że się da. Nie przejmuj się ojcem, to po pierwsze.
- To mój tata, jak mam się nim nie przejmować?
- Jak mi ufasz to się mnie posłuchaj.
- Ufam Ci... Ale... Ugh...
Westchnął i przede mną stanął, patrząc mi uważnie w oczy.
- Rozmawiałem z kimś. Nie masz się czym przejmować. Twój ojciec... Nie ma nic przeciwko nam.
- To po co mi zabrania? Coś musi być na rzeczy.
- Musisz być taka dociekliwa? Po prostu uwierz mi na słowo i się nie przejmuj.
Kiwnęłam głową i westchnęłam.
- Okej... Uwierzę Ci... Ale jeśli przez to tata mnie...
- Spokojnie. Biorę całą odpowiedzialność na siebie.