Po kilku godzinach zadzwoniłem do Sabine. Znaczy, wiem że poszła na zakupy ale nie daje oznak życia od kilku godzin. Chcę tylko wiedzieć czy jest okej, a nie odpisuje mi na wiadomości.
- Tak kochanie?
Wiedziałem kurwa.
- Gdzie jesteś?
- Em... W barze.
- Z kim?
Położyłem się, a ona się zaśmiała.
- A co? Martwisz się?
- Tak, cholernie.
- Z jakimiś typkami... Poznałam ich na zakupach. Doradzali mi co do prezentu.
- Kochanie...
- No już, przepraszam... Już zaraz wracam do domciu i cię wycałuję, dobrze?
- Mam przyjechać?
- Nie, jestem w tym barze ulicę dalej.
- To pójdę. Nie chcę żebyś sama wracała.
- Dobrze... Jay przepraszam że ciągle ci robię problemy.
- Nie robisz.
Westchnąłem i wstałem, od razu wychodząc z pokoju. Poszedłem pod ten bar i na nią tu poczekałem, a jak stąd wyszła i ci faceci za nią, przysunąłem ją bliżej siebie. Są z Soho.
- Merlot?
- Ta.
- Co tu robisz?
- Przyszedłem po dziewczynę znajomego. Tamten nie może.
- Ale ten świat mały, nie?
- Taa... Prawda.
- Sabine bardzo miło się bawiliśmy... Przekaż temu chłopakowi że dobrze trafił.
- Spoko.
Poszli, więc poszedłem w stronę domu, ciągnąc za sobą Sabine.
- Ty jesteś moim chłopakiem.
- Jeśli by się dowiedzieli by było po mnie i po tobie. Sabine... To byli ludzie z Soho.
- Jesteś z nimi, więc w czym problem?
- Nie, to nie to Soho w którym jestem. Ja jestem na południu, oni są z północy. Cholernie wkurwiający ludzie.
- Przepraszam...
- Nie pij z nieznajomymi, proszę cię...
- Obiecuję.
Uśmiechnęła się.
W domu u mnie, przytuliła się do mnie i pocałowała mnie w klatkę piersiową.
- Kocham cię...
- Mmm... Tak?
- Mhm... Mój chłopiec.
Zaśmiałem się i ją podniosłem.
- Nie pij na razie więcej...
- Co...?
O kurwa, wygląda jak dziecko któremu zabrało się cukierka.
- Porozmawiamy jutro, okej?
Kiwnęła głową i się uśmiechnęła.
Pov. Sabine.
Westchnęłam i się podniosłam, czując na sobie ciężar.
- Jaaay...
Zaśmiałam się, przytulając się do niego.