Tak było od zawsze jeśli chodziło o dobre panowanie i dobro poddanych.
Więc bracia musieli za wszelką cenę przejść do porozumienia między sobą aby nie zostali ukarani obydwaj za czyny jednego, ale Gromowładny nie miał żalu i złości do brata o jego przewinienia. Zaś Loki właśnie bał się tego, że znowu coś zrobi źle, a nie chciał aby tak było. Natomiast jego brat chciał mu pomagać za każdym razem gdyby upadał na złą drogę.
W końcu kot wypił ponownie całą butelkę mlekiem, a blondyn zjadł do końca kromkę. Czarna kulka oblizała się po nosie i zerknęła na brata.-Zjedzone? Po jedzony?
-Yhym - mruknął cicho.
-To dobrze to idziemy na spacerek. -oznajmił z uśmiechem. -Bez ucieczek!
-Jakich ucieczek?
-Jak poprzednio? -popatrzył na niego.
-Ja nic nie wiem - odparł.
-Uciekłeś na tron wcześniej miauczku.
-Może...
-Na pewno tak było.
-No dobra...
-Więc teraz bez takich ucieczek. -wyszli całkiem z kuchni.
-No dobrze - mruknął cicho.
-Dziękuję -uśmiechnął się i szli już po chwili korytarzem. Przechylił głowę w bok i mruknął nie rozumiejąc dlaczego mu dziękuję ten jedynie się uśmiechnął do niego idąc prosto. Loki mruknął ponownie i patrzył po korytarzu gdzie Thor idzie. Blondyn kierował się do ogrodu. Kot nie za bardzo stał się rozmowny w tej chwili.
Pomiędzy nimi w ogóle panowała cisza. Nie była ona nie przyjemna, a wręcz była przyjemna i potrzebna.
Teraz jakiekolwiek rozmowy nie były wskazane. Każdy po prostu był w swoim świecie zastanawiając się nad wszystkim i niczym. Po prostu każdy chciał żeby było jak najlepiej, ale wiadome było, że na powoli, bo jak się szybko wszystko zacznie robić to nic z tego nie wyjdzie.Gdy w Asgardzie było późne popołudnie na ziemi zbliżała się powoli druga w nocy. Tony nie przerwanie pracował od zjedzenia kolacji. Gdy wszyscy poszli spać kilka minut po północy Steve postanowił wtedy po cichu wy być na krótki trening by uzbierać myśli i co powiedzieć Tony'emu, który zrobił konfiguracje praktycznie wszystkich zbroi nawet i zbroję War Machine wziął pod uwagę. Praca bardzo go wciągnęła i od kilku godzin nie ruszył się z fotela. Rogers ani śnił iść przeszkadzać milionerowi więc ładował po prostu pięściami we worek aby uspokoić lekko swoje stargane emocje. Tony choć trochę był zmęczony to starał się o tym nie myśleć gdy jego kocie dodatki jakby już spały ponieważ nawet nie reagowały na nic, ale on chciał pracować dalej, chciał mieć wszystko po zapinane na ostatni guzik. Chociaż gdzieś w tyle jego głowy mówiło o tej makiecie, którą trochę zrozumiał, a jednak i nie. Było dużo roboty, a trochę zbyt mało czasu przez to, że Hydra dreptała im po piętach. Starał się opanować wszystko jak najszybciej, ale nawet jego umysł delikatnie zaczął szwankować z pracą przez te kilka dni wolnego. Jednak musiał mieć tych dni wolnych, bo jako kot na pewno nie dałby rady pracować. Nawet jeśli znalazłby sposób to życie kocie zbyt bardzo nalegał oby na to aby po prostu się bawić bądź spać. I wypoczęcia od wszystkiego co go tak przytłaczało.
Po prostu owa chwila była zbyt korzystna dla niego aby nie wykorzystać do odpoczynku i regeneracji wyniszczonego organizmu. Nawet z jednej strony lepiej było, że był tym kotem nie tylko wzmocnił siły, trochę pogorszyło to na jego zdrowiu reaktora, ale zbliżyli się trochę ze Steve'm kiedy ten się nim opiekował. Oraz w końcu doszli do porozumienia ze sobą i nie muszą ze sobą walczyć o wszystko. Co bardzo odpowiada Tony'emu, bo stęsknił się za nim.To była odpowiednia dla nich droga, ale Steven musiał mu dziś powiedzieć, że z ich przekomarzanek nic nie wyjdzie. W końcu ich znajomość powinna zostać na etapie znajomości gdyż Stark miał własne życie i tak też właśnie miało się stać. Cap nie chciał więcej narzucać się Tony'emu w prywatne życie, chodź mogło go to nieco boleć. Choć Antosiowi w cale to nie przeszkadzało iż Steve się wtrąca gdyż gdyby miał coś przeciw to by dawno powiedział nie, ale niektórzy w wieży mieli inne zdanie co do ich nad znajomości i chcieli ich rozdzielić za wszelką cenę. W sumie wszyscy ich shipowali oprócz ich przyjaciół, którzy toczyli ze sobą bój. Jedynie tylko im zawadzało to, że Steve chodzi za Anthony'm jak posłuszny piesek.
Niestety nikt do nich nie mógł dotrzeć aby przestali tą bezsensowną walkę.
Póki sami jej nie zakończą, ale w końcu kiedyś musieli. Tony westchnął i przetarł dłonią zatoki. Nie mógł się skoncentrować. Podczas gdy Rogers jednak dalej uderzał pięściami o worek treningowy do czasu.
CZYTASZ
Los bywa różny lecz zawsze prowadzi do przeznaczenia!
Truyện Ngắn[Porzucona - Wiele błędów] 𝘏𝘪𝘴𝘵𝘰𝘳𝘪𝘢 𝘥𝘸ó𝘤𝘩 𝘳óż𝘯𝘺𝘤𝘩 𝘰𝘥 𝘴𝘪𝘦𝘣𝘪𝘦 𝘤𝘩ł𝘰𝘱𝘢𝘬ó𝘸, 𝘬𝘵ó𝘳𝘺𝘤𝘩 𝘱𝘰łą𝘤𝘻𝘺ł𝘰 𝘤𝘰ś 𝘸𝘪ę𝘤𝘦𝘫! Przed nimi wiele wyzwań, bólu i rychłej nadziei jednak zawsze trzeba mieć nadzieję na lepsze jut...