-Ale mnie nie obchodzi, że jesteś dupkiem, ja w tobie wszystko lubię nawet najgorsze wady. -mówił spokojnie póki miał w sobie odwagę na takie rzeczy.
-Skoro tak to ja też lubię w tobie wszystko. Przynajmniej wiesz jak mnie uspokoić - powiedział cicho i delikatnie się zarumienił.
-U-uspokoić z czym? -zerknął na niego czując, że pewność siebie ucieka z niego drążąc temat o uczuciach.
-Z w-wszystkim... Koszmarami, gdy jest nie dobrze... Po prostu potrafisz mnie uspokoić - wyjaśnił nieśmiało.
-T-to jest drobiazg przecież.. -szepnął.
-Lecz jako jedyny potrafisz to zrobić - rzekł cicho.
-M-może jest więcej osób, które by to potrafiły zrobić przecież to nie jest trudne. -podrapał się po karku.
-Nie jeden próbował - wyjaśnił.
-Rozumiem, po prostu ja się o ciebie martwię nie chce aby stała ci się krzywda.
-Nic mi się nie stanie Steve... Przeżyłem już kawał czasu z tym - przełożył rękę do reaktora - że jestem przyzwyczajony.
-Jakbyś o siebie nie dbał na pewno byś nie przeżył.
-Może - zerknął w jego oczy - lecz tak czy siak nie cofnę skutków reaktora.
-Wiem o tym dobrze, że przynajmniej on jest. -również zerknął w jego oczy.
-Choć robi wiele szkód to trzyma mnie jednak przy życiu.
-Tak wiem. I mam nadzieję, że przeżyjesz jeszcze długo.
-Przekonamy się - odpowiedział.
-Żadne przekonamy się, masz żyć długo Tony.
-Jak pokonamy Hydrę i jak znajdę coś na reaktor to może..
-Tony żadne może, a na pewno!
-Nie jestem tego taki pewien jak ty...
-Ja też nie jestem pewny niektórych swoich słów, ale nie możesz tak mówić
-Stwierdziłam tylko fakt Steve... Mój -zawahał się- organizm się powoli po prostu wykańcza i tyle.
-Musi być na to jakieś lekarstwo ja nie chce cię stracić -szepnął bardzo smutny.
-Nie martw się, bo nie lubię gdy się obwiniasz - mruknął - muszę wrócić do pracowni...
-A po co tam teraz w takim stanie?
-Muszę dokończyć naprawdę zbroi i po prostu pomyśleć.
-Ja cię samego tam nie puszcze.. -mruknął cicho.
-Dlaczego? - spytał.
-Bo nie i koniec kropka ktoś musi cię ratować.
-Ratować? - zapytał nie rozumiejąc - Przecież nie mam zamiaru wyskakiwać z okna.
-Jakbyś znowu miał mdleć na mój widok.. -mruknął i popatrzył mu w oczy.
-Nie przypominam sobie abym mdlał na twój widok Kapitanku.
-Wpadłeś mi po prostu w ramiona i nosiłem po całej wieży jak księżniczkę. - Tony słysząc owe słowa zaczerwienił się bardzo mocno na policzkach i przygryzł wargę. -A na końcu położyłem do swojego łóżka i pilnowałem aż ktoś przyjdzie i wybudzi cię ze snu, ale nikomu się nie chciało cię ratować, hm może przez to, że broniłem cię jak ten jaszczur co zieje ogniem, a nie ważne w końcu sama się księż..znaczy sam się obudziłeś i ten..koniec?
CZYTASZ
Los bywa różny lecz zawsze prowadzi do przeznaczenia!
Conto[Porzucona - Wiele błędów] 𝘏𝘪𝘴𝘵𝘰𝘳𝘪𝘢 𝘥𝘸ó𝘤𝘩 𝘳óż𝘯𝘺𝘤𝘩 𝘰𝘥 𝘴𝘪𝘦𝘣𝘪𝘦 𝘤𝘩ł𝘰𝘱𝘢𝘬ó𝘸, 𝘬𝘵ó𝘳𝘺𝘤𝘩 𝘱𝘰łą𝘤𝘻𝘺ł𝘰 𝘤𝘰ś 𝘸𝘪ę𝘤𝘦𝘫! Przed nimi wiele wyzwań, bólu i rychłej nadziei jednak zawsze trzeba mieć nadzieję na lepsze jut...