Zimowy Żołnierz

52 5 8
                                    

Tony uciekł wzrokiem i odsunął butelkę od ust. Chyba jedyny nie krzyczał jeszcze Peter, który siedział przy stole i patrzył na Avengersów z zdziwieniem. Antoś poniekąd był pewien, że to głównie przez niego i jego słabość drzwi zostały wszystkim zabrane.

-Wszyscy zrozumieli, nie będzie drzwi, żaden wazon nie został zbity, a kłótnie były i zawsze będą o byle co! -warknął na nich do zrozumienia żeby się rozeszli. Nie zauważył nawet tego, że bronił Tony'ego i szkodził samemu sobie. Stark przez ten czas ukrywał obandażowaną dłoń, ale musiał się poprawić więc użył owej wolniej dłoni.

-Dlaczego nagle stoisz po stronie Stark'a?! - spytał Clint.

-Umh! Nie stoję po jego stronie! -wymamrotał pod nosem. -Po prostu zrobiłem to dla dobra ogólnego..

-Czyli? - spytał Banner.

-Właśnie jakie dobro ogóle?- dołączył Clint gdy Tony wpatrywał się w pół pustą butelkę z mlekiem.

-W ogóle po co komu drzwi i tak za nimi tylko śpicie.. -wzruszył ramionami.

-Bo to nasza sfera prywatności? - powiedział Clint.

-Ugh przestańcie w końcu - warknął Tony - co wam szkodzi kurwa spróbować? Zawsze łazienki są na dolnych poziomach.

-Tyle strefy prywatności co bez tych drzwi.. -prychnął. -Dobra może Natashy i Wandzie oddam drzwi, bo to kobiety, ale reszta to jeden człowiek jest co wy macie za prywatność z siebie.. -przewrócił oczami Kapitan. -A w łazience jest kabina i wanna i przecież można zrobić sobie głupią kolejkę kto idzie po kim, ale wielkie mi halo się zrobiło.

-Poza tym większość pokoi ma własne łazienki - stwierdził Tony.

-Ughhh -Clint podniósł ręce do góry i warknął głośno.

-Dobra ja nie komentuje - rzekł Banner - choć może te doświadczenie coś nas nauczyć.

-I dobrze rozejdźcie się.. -pomachał im blondyn. Tony westchnął i napił się mleka nie mając siły na słuchanie kłótni. One też go męczyły. Mężczyzna odwrócił się do Stark'a i spojrzał na niego. -Nie pasuje im moja renowacja..

-Yhym - wy mamrotał.

-Jedz kotku jedz.. -pogłaskał go po głowie i odszedł od niego w stronę windy, a on mruknął cicho i popatrzył za nim. Cap usiadł po turecku przed metalowymi drzwiami i czekał na Zimowego Żołnierza. Gdy zobaczył, że blondyn siada przy windzie odwrócił wzrok i spojrzał w zabandażowaną dłoń, która go bolała.

-Co się panu stało w dłoń? -spytał cicho Pajączek siedząc obok Tony'ego.

-Nic takiego Pete - odparł - mam nadzieję, że nie przestraszyłem cię zbytnio - powiedział ciszej i poparzył na niego.

-J-ja naprawdę nie chciałem.. -w jego oczach pojawiły się łzy. -Bardzo przepraszam.. -szepnął.

-Hej Peter to nie twoja wina dzieciaku - powiedział i pogłaskał go po głowie - i nie przepraszaj.

-M-moja, nie potrzebnie tyle pytałem.. -zaczął cicho szlochać i wycierać od razu łzy. Cap rozłożył się na ziemi znudzony czekaniem i popatrzył do góry nogami na Tony'ego i Peter'a.
Brunet westchnął i postawił butelkę na blacie przesunął się w stronę Peter'a i wtulił go w siebie.

-No już Pete nie płacz - wyszeptał - to nie jest twoja wina.

-J-jest.. -powiedział cicho przez łzy.
Steve widząc ich smutne miny podszedł cicho do nich i zamknął ich w wielkim uścisku.

-Co się stało? -spytał cicho.

-No już spokojnie - tulił go do siebie - Pete czuję się winny naszej sprzeczki - wytłumaczył trzymając szczelnie w ramionach Spider-Man'a.

Los bywa różny lecz zawsze prowadzi do przeznaczenia!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz