Nie mając już sił

44 4 3
                                    

-Nie mam już siły - mruknął.

-No właśnie, bo prawie nic nie zjadłeś, mam cię karmić? -uniósł brew najwidoczniej rozbawiony sytuacją.

-Po co karmić? - mruknął i popatrzył w talerz.

-Prosta odpowiedź tak czy nie?

-Nie zjem więcej Steve - rzekł - nie mam już ochoty.

-Czyli dobrze. -Cap wytarł dłonie w ścierkę i podszedł dwoma krokami do Tony'ego stanął praktycznie między jego nogami i wziął od niego delikatnie talerzyk. Jednak mężczyzna nie zareagował tak jak zwykle reagował. Po chwili pół przytomnie zrozumiał co się stało. -Uwaga leci samolocik -na widelcu miał mały kawałek omleta i próbował dać do buzi Antosia, który podniósł wzrok na Steve'a i spojrzał na niego z zapytaniem. -Otwieraj hangar, bo jak samolot ma wylądować? - na ck niechętnie otworzył usta. -Widzisz i obyło się bez wtargnięcia wrogów. -uśmiechnął się i delikatnie włożył mu do buzi posiłek.

-Yhym - mruknął cicho i zaczął gryźć to co miał w ustach. Blondyn nabrał ponownie kolejną małą porcje na widelec i czekał aż Stark przełknie.
Nie musiał długo czekać gdyż po chwili on przełknął to co miał w ustach. Choć tak bardzo nie chciał jeść to wiedział, że z Steve'm nie ma szans.

-Uwaga kolejny samolot z dostawą leci do hangaru ziuuum -przybliżył widelec do buzi Ironmana, który miauknął cicho i popatrzył na Steve'a błagalnym choć zmęczonym wzrokiem. -Aa rozumiem czyli siły zbrojne mają wkroczyć tak? - pokiwał głową na nie choć nadal nie otworzył ust na dostawę jedzenia. -Samolot spadnie, rozbijesz i pozbawisz życia niewinnych ludzi. -dalej trzymał przy nim jedzenie. Tony westchnął cicho i otworzył usta. Lecz Rogers najpierw zamiast dać mu omlet z widelca przysunął do niego twarz i polizał go po nosie, a później i tak go po karmił.
Na owy czyn Tony zmarszczył nosek, a jego oklapnięte uszy podniosły się. Jednak mężczyzna i tak wziął jedzenie z widelca. -Coś się stało, że uszy ci tak sterczą na baczność -uśmiech jaki pojawił się na twarzy Kapitana był nieco ckliwy i chytry, ale zmienił się szybko w delikatny uśmiech i taki bardzo niewinny jakby to co zrobił przed chwilą nie miało takiego zajścia.

-Nie wiem - stwierdził gdy przełknął omleta i popatrzył na Steve'a.

-Zostało 3 samoloty -w jego błękitnych oczach pojawił się mały szalony radosny błysk.

-Aż trzy? Nie jeden? - mruknął ale delikatnie się uśmiechnął widząc ten radosny błysk w jego niebieskich oczach.

-Rozdzieliłem wojsko na 5 mniejszych oddziałów aby ci się do hangaru pomieścili i później byli razem w bazie.

-Porównywanie żołnierzy do jedzenia to nie jest zbyt dobry pomysł - mruknął.

-To do czego mam porównywać jedzenie abyś je zjadł?

-To jedzenie? - powiedział - Nie wiem - po masował się po klatce.

-Stanę się zaraz twoim najgorszym wrogiem i koszmarem zarazem. -powiedział to poważnie i z nutką obojętności co przyszło mu bardzo trudno.

-Przepraszam - miauknął cicho i spuścił głowę w dół.

-Leci samolot. -mówił to nadal poważnie. Tony przyjął samolot do lotniskowca i zamknął hangar. Lecz zanim Steve wepchał widelec z jedzeniem do buzi Tony'ego wepchał mu do paszczy swój język przez co lekko pożałował gdy Stark go ugryzł.
Mężczyzna zachichotał cicho i puścił jego przy gryziony język na co wystawił swój uśmiechając się niewinnie.

-Tak traktujesz wrogów? -uniósł brew.

-Hehehe - zachichotał cicho - może?

-Bardzo nie ładnie traktujesz wrogów  -odłożył widelec i odsunął trochę talerz. Złapał jego uda pod dłonie i przysunął twarz do jego. Tony cicho miauknął, a jego ogon zaczął delikatnie ruszać się na boki. -Lubisz być terroryzowany? -powiedział poważnie i zmniejszył ich odległość jeszcze bardziej.

Los bywa różny lecz zawsze prowadzi do przeznaczenia!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz