Talk

169 12 0
                                    

,,,

Siedziałam w hali odlotów. Denerwowałam się. Gdzie będę mieszkać? Co dalej zrobię? Muszę kupić jakieś mieszkanie. Mam teraz pieniądze. Muszę je dobrze spożytkować. Zaczęłam się zastanawiać. Gdzie chcę mieszkać? Może lepiej jak zrezygnuję ze studiów i wyjadę? Do Soczi? Znam już rosyjski, ale nie jestem Rosjanką. Na pewno nie zwiąże się z Rosjaninem. Będę sama. Ale zostając w Szanghaju będę musiała się ukrywać. Shang i reszta tak łatwo mi nie wybaczą. Będą chcieli się mnie pozbyć. Może Europa? Spojrzałam na tablice odlotów.

- Paryż, Rzym, Londyn... - przeczytałam po cichu. No nie wiem. Wzięłam głęboki wdech.

- Mówi Pani może po chińsku? - podeszła do mnie kobieta w średnim wieku. Skinęłam głową.

- Mogłaby Pani mi powiedzieć gdzie powinnam iść? - podała mi swój bilet. - Nie rozumiem koreańskiego. - Podniosłam się z krzesła.

- Leci Pani ze mną. - odparłam. - Do Szanghaju, tak? - skinęła głową.

- Oh czyli tutaj mam czekać? - skinęłam głową.

- Może Pani usiąść koło mnie. - wskazałam wolne miejsce. - Pokażę Pani na pokładzie co i jak.

- Dziękuję. - uśmiechnęła się wdzięczna. - Jest Pani Chinką?

- Tak. - przyznałam.

- Z Szanghaju? - przytaknęłam. - Ja jestem z Pekinu. - uśmiechnęłam się. - Ale mój syn postanowił na jakiś czas zostać w Szanghaju, bo jego dawna miłość wróciła z zagranicy.

- Rozumiem.

- Okropnie się teraz dzieje w Chinach. - zerknęłam na nią. - Mój mąż nie może dojść do porozumienia z nikim.

- Przykro mi.

- Ah no tak młodzi to nie w polityce siedzą. - machnęła ręką. Uśmiechnęłam się. Kogoś mi przypominała. - Czym się Pani zajmuje?

- Sztuką, a dokładniej malarstwem. - odparłam. Pożałowałam ,że pomogłam tej kobiecie. Teraz przez cały czas ,aż do Szanghaju będzie mnie zamęczać. Dostałam wiadomość od Katii, więc wykorzystałam ten prestekst by uwolnić się od kobiety. Zadzwoniłam do Rosjanki.

- O której będziesz w Szanghaju? - zapytała dziewczyna.

- O osiemnastej, ale nie musisz mnie odbierać. Poradzę sobie. - zapewniłam.

- Przyjaźnimy się. - zdziwiłam się. - Będę o osiemnastej piętnaście pod lotniskiem. Zadzwoń jak dolecisz. - rozłączyła się. Schowałam telefon do kieszeni. Ciekawe, pomyślałam.

,,,

- Zna Pani rosyjski? - spoglądnęła na mnie kobieta. Spojrzałam na nią. Dziwnie mierzyła mnie wzrokiem.

- Tak. - przytaknęłam. - Mieszkałam rok w Rosji.

- Oh Rosja jest cudowna. - uśmiechnęła się. - Jak się Pani nazywa?

- Shancai. - odparłam.

- Huaze Shancai? - popatrzyłam na nią zaskoczona. Skąd zna moje nazwisko? - Jestem Yen Xianmei. - zrobiłam duże oczy. Matka Mezhou?

- Pomyliła mnie Pani z kimś innym. - skłamałam.

- Na pewno nie. - uśmiechnęła się. - Mezhou mówił mi dużo o Tobie.

- Nie znam nikogo o takim imieniu. - podniosłam się. Chciałam stąd uciec.

- Twój ojciec nie mówił ,że wróciłaś do Szanghaju. - chwyciła mnie za rękę. Usiadłam. - Mezhou bardzo się ucieszył ,że się znów spotkaliście. Chciałam zabrać rękę ,ale mi to uniemożliwiła.

- Nie wiem o czym Pani mówi. - brnęłam dalej w swoje.

- Czemu kłamiesz? - zacieśniła uchwyt na moim nadgarstku.

- Czego Pani chce ode mnie? - byłam zła.

- Mój syn Cię kocha, a ja chcę jego szczęścia. - powiedziała. Milczałam patrząc jej w oczy. - Mogłabyś wrócić do domu. Znów wszystko odzyskać ,a mój Mezhou byłby szczęśliwy.

- Ale ja nie mam do czego wracać. - wyrwałam dłoń z jej ręki. - Nie jestem już tą Shancai ,o której Pani myśli. - chwyciłam walizkę. - Przykro mi.

- Proszę Cię. - znów mnie zatrzymała przed odejściem. - Czy tego by nie chciała twoja rodzina?

- Nie mam rodziny. - rzuciłam.

- Nie wolno Ci tak mówić. - skarciła mnie.

- Mogę mówić co chcę. - syknęłam. - Nie mam rodziny, a tym bardziej nie mam do czego wracać, więc proszę ,żeby dała mi Pani spokój.

- Przecież rodzina jest najważniejsza. - pokręciłam głową. - Nie pamiętasz jak bawiliście się z Mezhou w Władywostoku? - próbowała prawić mi kazanie. - Zawsze byłaś taką utalentowaną i pogodną dziewczynką. Co się stało ,że stałaś się... taka?

- Jaka? - oburzyłam się jej słowami. Nie wiedziała jak ująć to w słowa.

- Taka smutna. - przyznała w końcu. Zmieszałam się. Myślałam ,że chodzi jej o mój wygląd i zachowanie. Nie pamiętałam jej za dobrze. Zawsze przebywała z moimi rodzicami, więc nie znałam jej zbyt dobrze. Nie sądziłam ,że ktoś kto przyjaźni się z moimi rodzicami może mieć inne spojrzenie na świat.

- Zostałam sama.

- Jak to możliwe skoro rodzice tak bardzo Cię kochają? - dociekała. Nie kochają, pomyślałam.

- Po prostu. - uśmiechnęłam się. - Dziękuję, że chociaż Pani nie widzi we mnie tylko zła. - zmarszczyła czoło.

- Jak mogę widzieć w Tobie zło, skoro mój syn tak Cię kocha? - zaśmiała się. - Według niego jesteś najzdolniejszą i najpiękniejszą dziewczyną jaką zna.

- Mezhou tak o mnie mówi? - ucieszyłam się.

- Oczywiście. - uśmiechnęła się. - Przemyśl to i może daj szansę rodzicom. - pokręciłam głową.

- Dziękuję.

,,,

BTS- J-HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz