tell me about it

435 22 3
                                    

,,,

- Shancai? - odebrałam telefon od brata. Siedziałam w pracowni i mieszałam właśnie farby.

- Tak. - potwierdziłam i dodałam więcej błękitu do popielatej farby. - Co się dzieje Lei? - rzadko do mnie dzwonił. Tylko wtedy ,gdy działo się coś poważnego.

- Ziwei wychodzi za mąż. - mówił o naszej starszej siostrze, dzięki której zostałam wysłana do Soczi. Prychnęłam.

- O no proszę. - odezwałam się szorstko. - Kto jest tym nieszczęśliwcem? - spytałam z ironią. Już współczułam wybrankowi siostry.

- Pamiętasz rodzinę Kim z Korei? - przytaknęłam. - Z Sehunem. - omal nie zachłysnęłam się własną śliną. Paletka z farbami spadła mi na posadzkę. Wzrok wszystkich studentów zwrócił się ku mnie. Nachyliłam się i zaczęłam sprzątać po sobie.

- Z Sehunem? - nie dowierzałam. Mówiłam ciszej, by jeszcze bardziej nie zwrócić na siebie uwagi.

- Tak.

- A co u YeRi? - pamiętałam to rodzeństwo. Od dzieciaka było mówione ,że YeRi i Lei wezmą w przyszłości ślub.

- Przyjęła moje oświadczyny. - no teraz to mnie zatkało.

- A ona przypadkiem nie umiera? - zapytałam. Kojarzyłam ,że chorowała na białaczkę.

- Udało jej się wyzdrowieć po przeszczepie szpiku. - odpowiedział. Byłam w niemałym szoku.

- A nie miała czasem narzeczonego w Korei? - jak jeszcze byłam w Soczi to takie słuchy tylko mnie dochodziły.

- Ma. - odparł w czasie teraźniejszym. Co w ogóle mnie rozwaliło.

- No to co? Wchodzisz w trójkąt braciszku? - zakpiłam z niego.

- On idzie do wojska, a YeRi przeprowadza się do Szanghaju. Będzie studiować na Mingde. - zrobiłam wielkie oczy.

- Masz czas się jakoś spotkać? - wolałam z nim porozmawiać o tym wszystkim w cztery oczy.

- Po jutrze wracam z Seulu. - skinęłam głową. - Ale nikt mnie nie napadnie? - on jeden wiedział czym się zajmuję.

- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Odkąd wróciłam z Rosji dużo się pozmieniało. Nie mam już takich wpływów. - przyznałam szczerze.

- Zabawa w mafię nie jest fajna Shancai. - znów zaczął swoje idiotyczne porady.

- Z czegoś muszę się utrzymać. - warknęłam.

- Przecież zawsze możesz wrócić.

- Serio? - spytałam pełna irytacji. - Nie mówisz chyba poważnie. Dawno zostałam wydziedziczona, a rodzice wyrzekli się mnie z dniem mojego wylotu do Soczi.

- To nie prawda. - nie zgadzał się ze mną. - Oni chcą twojego dobra.

- Nie mam zamiaru wrócić i czekać ,aż znajdą mi męża i karzą rodzić dzieci. - byłam zła. - Ziwei zniszczyli już życie. Ty jesteś kolejny. Ja sobie na to nie pozwolę.

- Shancai...

- Daj znać jak będziesz już w Szanghaju. - przerwałam mu. - Cześć. - rozłączyłam się.

,,,

- Cześć. - w drzwiach stanął Hoseok. Uśmiechał się.

- Ładnie wyglądasz. - skomplementował mnie.

- Dziękuję. - dałam mu buziaka w polik na przywitanie...

- A to za co? - zaśmiał się zamykając drzwi. Był w dresach.

- Tak sobie. - wzruszyłam ramionami. - I gdzie Ci twoi tancerze? - spytałam rozglądając się po długim korytarzu.

- Nie przyszli. - zrobił smutną minkę. - Więc przepraszam Cię, ale będziemy tylko we dwójkę. - puścił do mnie oko. Zaśmiałam się.

- Oj to bardzo nieładnie z ich strony. - zbliżyłam się do niego i położyłam dłonie na jego ramionach.

- Też tak uważam. - pokiwał głową. - Ale chyba sobie poradzimy? - złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.

- Sami? - spytałam nim zdążył złączyć nasze usta.

- Tylko sami. - zapewnił szeptem i dyskretnie wsunął swoją dłoń pod moją bluzkę...

,,,

- O boże! - podniosłam się przerażona. - Jestem spóźniona! - spojrzałam na zegarek. Za trzydzieści minut muszę być na torze.

- Spokojnie... - Hoseok podszedł do mnie i zaczął całować po obojczyku. Tymczasem ja próbowałam zebrać myśli do kupy.

- Nie rozumiesz. - odwróciłam się do niego przodem. Obydwoje byliśmy nadzy, więc nie dziwię się, że miał ochotę na więcej, a moje słowa do niego nie docierały.

- To mi wytłumacz... - poprosił wciąż kusząc.

- Jeśli nie stawię się na torze mogę mieć spore problemy. - trochę się ogarnął.

- Jakim torze? - nie rozumiał.

- Nielegalne wyścigi ,coś ci to mówi? - stwierdziłam , że nie ma sensu ukrywać tego przed nim.

- Bierzesz udział w nielegalnych wyścigach? - był zly. - Wiesz jak bardzo jest to niebezpieczne?

- Błagam nie rób mi teraz kazań o byciu rozsądnym. - wskazałam na niego ,a potem siebie.

- Nie zmieniaj tematu. - zbeształ mnie i zaczął wciągać na siebie spodnie.

- Gdzie moja bluzka? - nie moglam jej znaleźć.

- Pod krzesłem. - wskazał wygnieciony t-shirt.

- Zawieziesz mnie? - spojrzał na mnie osłupiały. - Proszę. - nalegałam.

- Gdzie to jest? - spytał jeszcze bardziej wściekły.

- Jakieś piętnaście minut stąd. - założył bluzę i wskazał drzwi.

- Wezmę tylko kluczyki. - odetchnęłam z ulgą. Nie zabiją mnie za spóźnienie.

,,,

- Dziękuję. - pocałowałam go namiętnie i wysiadłam z auta.

- Shancai musisz mi to wyjaśnić. - powiedził wciąż się bocząc.

- Wynagrodzę Ci to. - puściłam do niego oko i pobiegłam w stronę toru.

,,,

Ojoj 18+ ? 😌

Za mocno czy może być?

BTS- J-HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz