,,,
- Dziękuję , że pozwoliłaś mi się u Ciebie zatrzymać. - uśmiechnęłam się wdzięczna do Katii.
- Cieszę się, że będę mogła z kimś porozmawiać, a nie tylko dzwonić po znajomych, u których jest inna godzina. - zmyła makijaż i wyglądała zupełnie inaczej. Delikatniej i ładniej.
- Niestety... będę w Szanghaju tylko do piątku. - spojrzała na mnie przerażona.
- Co? Przecież dopiero przyleciałam. Nie umiem chińskiego. Miałaś mi pomóc. - kurde. Ma rację. Jak ja mam ją z tym wszystkim zostawić tutaj sama? Obiecałam, że nie będzie sama.
- Przepraszam, ale muszę wyjechać. - powiedziałam naprawdę czując się nie w porządku, ale nie mogłam narażać swojego życia i Hoseoka przez prawie nieznaną mi dziewczynę.
- Miałaś mi pomóc. - powtórzyła.
- Ale nie mogę. - odparłam znowu.
- Jesteś kłamcą! Powinnam Cię teraz wyrzucić z domu! - krzyknęła i podniosła się z kanapy.
- Katia...
- Czemu? - burknęła. - Powiedz dlaczego. - założyła ręce na krzyż. Jej zmienności mnie nie co zaniepokoiła, ale nie chciałam zostać bez dachu nad głową.
- Wyjeżdżam z Hoseokiem na wakacje. - skłamałam. Nie chciałam jej w to mieszać.
- Na ile? - westchnęłam ciężko.
- Dwa tygodnie. - zastanowiła się chwilę.
- Czyli wrócisz do Szanghaju? - skinęłam głową. Co mogłam innego zrobić? - Jakoś przeżyję te dwa tygodnie. Ale nie mogłaś tak od razu? - miała pretensje. - Myślałam, że się wyprowadzasz! - zaśmiała się, a ja się tylko uśmiechnęłam. Chciałam już tylko położyć się do łóżka i zasnąć.
,,,
- Huaze Shancai! - wywołała mnie nauczycielka. Wystąpiłam przed szereg. Znajdowałam się na sali lustrzanej.
- Na wagę! - nakazała. Posłusznie ruszyłam w stronę urządzenia. Byłam w samym body. Patrząc w lustro wyglądałam jak szkielet. Weszłam na wagę.
- Przytyłaś! - wrzasnęła mi do ucha. - Cały kilogram. Spojrzałam na licznik. Wskazywał czterdzieści sześć kilogramów. Spojrzałam na nauczycielkę. Zamachnęła się. Poczułam pieczenie policzka. Zeszłam z wagi i wróciłam do szeregu.
- To ,że jesteś córką ministra nie znaczy , że będziesz miała ulgi! - krzyczała za mną. Dziewczyny obok śmiały się ze mnie. Stałam tylko wpatrzona w podłogę. Ruszyliśmy do szatni. Jedna z dziewczyn mnie popchnęła.
- Myślisz ,że tatuś pomoże Ci zrzucić nadwagę? - syknęła w moją stronę.
- Masz się za lepszą od nas? - podeszła do mnie druga i szarpnęła za włosy. Pamiętałam je. Kia i Lui. Pochodziły z bogatych rodzin. Ich ojcowie byli...
- Nikt Cię nie lubi. - odezwała się znów Lui. - Nikt nie zna nawet twojego imienia. - zacisnęłam dłonie w pięści.
- Nikomu na tobie nie zależy! - wybiegłam z szatni. Uciekłam stamtąd. Nie mogłam dłużej tego znieść. Zatrzymał mnie jakiś mężczyzna.
- Jesteś aresztowana w sprawie morderstwa Xiao Ximena. - usłyszałam z jego ust. Jintao założył mi kajdanki. Prowadził mnie korytarzem.
- Co? - zdziwiłam się. - Ja nikogo nie zabiłam! - byłam przerażona. Policjant ciągnął mnie do wyjścia.
- Przyniosłaś wstyd rodzinie! - głos mojego ojca rozbiegł się po całym korytarzu. Odwróciłam się by spojrzeć na jego twarz. Stał wraz z moją matką i rodzeństwem. Ojciec podszedł do mnie. Dotknął mojej twarzy i zamachnął się.
- Jesteś czarną owcą naszej rodziny. - powiedział. Rozpłakałam się. Nie chodziło już o ból, ale o to co powiedział.
- Nic nie zrobiłam! - krzyknęłam. - Nie zrobiłam niczego złego! - czułam łzy.
- Wyrzekam się Ciebie. - mówił dalej. - Nie jesteś już moją córką.
- Tato... - Jintao mocniej ścisnął moje nadgarstki.
- Od teraz nie jesteś już Huaze. - syknął.
- Tato pomóż mi! - prosiłam. - Nikogo nie zabiłam! - mężczyzna odwrócił się do mnie tyłem.
- Nikt Ci nie uwierzy. - jego ton był lodowaty. - Nie należysz już do rodziny. - czarny płaszcz ciągnął się za nim jak peleryna. Z każdą chwilą oddalał się ode mnie.
- Mamo! - krzyczałam. - Pomóż mi! - ale matka nawet się nie poruszyła. Stała jak zwykle ze skamieniałą twarzą. Nigdy nie przeciwstawiła się mojemu ojcu. Nigdy nie stanęła w mojej obronie.
- Lei! Uwierz mi! - błagałam. Moja siostra ruszyła za ojcem w stronę drzwi. Lei jeszcze chwilę stał z matką patrząc w moją stronę.
- Nie zostawiajcie mnie samej! - prosiłam, ale i oni w końcu wyszli. - Mamo! - krzyknęłam.
,,,
Obudziłam się z krzykiem. Płakałam przez sen. Wiedziałam ,że to tylko koszmar, ale poczułam się tak strasznie samotna. Oddychałam strasznie szybko. To było takie realne. Wiedziałam ,że jeśli doszło by do takiej sytuacji. Nawet jeśli byłabym niewinna ojciec by nic nie zrobił.
- Shancai wszystko okej? - Katia stanęła w progu. Jej twarz oświetlało tylko światło z ulicy wpadające przez okno.
- Tak... Przepraszam ,że Cię obudziłam. - skinęła głową i ziewnęła.
- Na pewno okej? - zapytała. - Strasznie krzyczałaś. - mówiła po rosyjsku, więc musiałam się bardziej wysilić. Bo obudzeniu i takim koszmarze nie łatwo jest pozbierać myśli do kupy.
- Przepraszam. - powtórzyłam się. - Miałam po prostu zły sen. - odparłam w końcu i przetarłam oczy.
- Dobrze. - przystała na to. - Jeśli chciałabyś porozmawiać to jestem obok.
- Dzięki. - uśmiechnęła się i wróciła do siebie.
Dlaczego śniło mi się coś takiego? Dlaczego przypomniałam sobie rodziców? Westchnęłam ciężko i spróbowałam zamknąć oczy. Zaśnij, nakazalam sama sobie. Ale już nie potrafiłam.
,,,
Trochę zima się obudziła ,co? Haha następne rozdziaky będą miały miejsce w śnieżnym miejscu 🥰
CZYTASZ
BTS- J-Hope
Fanfiction🎖️#8 jhope - 30.09.2021 Historia opowiadająca o artystce ,która musi przeciwstawić się rodzicom by podążać za pasją. Odcięta od finansów i zostawiona sama sobie wraca do rodzinnego miasta - Szanghaju. Próbuje powrócić do starych przyzwyczajeń ,ale...