life

107 10 0
                                    

...

Od rana pojechałem odebrać ubrania na wieczór. Zaprosiłem Shancai na imprezę ,którą organizują artyści z całego świata. Spotkanie ma się zacząć od krótkiego zwiedzania Luwru, a potem mamy przenieść się do głównej sali, w której odbędzie się aukcja charytatywna. Po długich prośbach dziewczyna się w końcu na to zgodziła. Ale było to ciężkie. Zupełnie jakby bała się tam pójść, a przecież sama prowadziła już nie jedną swoją wystawę w Rosji. Nakłoniłem ją do ubrania lilowego kompletu, w którym wyglądała niezwykle elegancko, ale nie należało to do najłatwiejszej rozmowy.

- Wyglądasz prześlicznie. – odparłem.

- Jak prokurator! – krzyknęła.

- Nie chciałaś sukienki przecież. – nie rozumiałem jej oburzenia.

- Ugh! Nie możemy po prostu zwiedzić tego Luwru? Musiałeś wymyślić jakąś imprezę ze śmietanką towarzyską? Przecież będę na tapecie każdego! - wsciekała się strasznie. Zacząłem podejrzewać ,że to związane z ciążą.

- Jesteś córką ministra Chińskiej Republiki Ludowej! – krzyknąłem. – Spotykasz się do tego ze mną! Na co Ty liczysz? Że nikt nie będzie na Ciebie zwracał uwagi?! - próbowałem tym samym tonem przemówić jej do rozumu.

- Tak! – huknęła i wciągnęła na siebie ubrania. Była wściekła. – Zakładam te ciuchy tylko dlatego ,że nie chcę zrobić Ci wstydu! – nic nie powiedziałem już więcej. Tematem tego balu lub imprezy, jak zwał tak zwał, były maski. Musiałem ją ubłagać ,żeby ubrała czarną maskę. Wbrew wszystkiemu nawet chętnie ją przyjęła. Po tym jak obiecałem jej ,że następne miejsce wybiera tylko ona, a ja nie mam prawa sprzeciwu. Dopiero wtedy stwierdziła ,że maska jest okej. 

- Może dzięki temu nikt mnie nie pozna? - zapytała samą siebie. Zacząłem się jej obawiać. Jest gorsza niż była. Bardziej wkurzająca i próbująca na każdym kroku udowodnić swoją rację.

- Na pewno. - odparłem zmęczony już tymi namowami. Już samemu mi się odechciało tam iść. Najchętniej rzuciłbym to wszystko w chuj.

Weszliśmy do Muzeum. A raczej do jakiejś śmiesznej bocznej Sali. Wszędzie grała muzyka. Zwiedzający byli wystrojeni. Wszyscy śmiali się i rozmawiali w naprawdę różnych językach.

- Huaze Shancai? – podeszła do mnie od razu wysoka i szczupła kobieta. Miała brąz włosy do ramion.

- Tak. – skłoniłam się od razu uradowana ,że kobieta mnie zna. Jestem jej wielką fanką.

- Studiowała Pani w ENSBA w Paryżu? Czytałam o Pani wiele artykułów. – uśmiechnęła się. Hoseok zerknął na mnie. Nie wiedząc kim jest kobieta.

- To słynna malarka. – szepnęłam po koreańsku do chłopaka.

- Bardzo Ci dziękuję. – była bardzo spokojna. Zawsze wydawało mi się, że jest raczej chaotyczną osobą. Przynajmniej patrząc na jej obrazy. - Czy miałabyś ochotę spotkać się na kawę? – zaproponowała, a mnie zamurowało. - Mam dla Ciebie pewną propozycję, ponieważ od dawna śledzę twoją pnącą się wciąż ku górze karierę.

- Jejku… Oczywiście. To będzie dla mnie zaszczyt. – powiedziałam od razu.

- Mów mi Catherine. - podała mi dłoń.

- Dziękuję Catherine.

- Tak ,już lepiej. – zaśmiała się. - Nie lubię ,gdy takie młodziutkie gwiazdeczki zwracają się do mnie per Pani.

- Młodo wyglądasz. – stwierdziłam.

- Oh nie przesadzajmy! –machnęła ręką. Jednak nie myliłam się co do tego ,że jest lekko szalona. - Zapraszam Was za mną. Musicie poznać Pana Ramosa. - znałam to nazwisko. – Pan jest artystą z Korei, prawda? – zwróciła się do Hoseoka. Skinął głową. Pierwszy raz to ktoś rozpoznał mnie ,a nie jego. Była to dziwna sytuacja. Wyszliśmy na taras. Przy barierce stała para.

– Johanie przedstawiam Ci moją ulubioną parę dzisiejszego wieczoru. - uśmiechnęła się Catherine. - Oto młodziutka Huaze Shancai w towarzystwie Jung Hoseoka z samej Korei. - uśmiechnęła się kobieta do małżeństwa. Mężczyzna miał około siedemdziesięciu lat. Jego głowę pokrywały siwe włosy. Na nosie miał markowe okulary. Był ubrany w elegancki garnitur. Kobieta towarzysząca mu była wyższa od niego o głowę. Miała na sobie granatową suknię, przylegającą do jej ciała. Trochę odrzuciła mnie ta elegancja. Bałam się ,że zaraz palnę jakąś głupotę.

- Bardzo miło mi was poznać. - zwrócił się do nas mężczyzna. - Pański zespół nie chciał ze mną podjąć współpracy. - zaśmiał się patrząc na Hoseoka. Kim on jest? Popatrzyłam szybko na Hope'a.

- Bardzo miło Pana poznać Panie Hilfiger. - uśmiechnął się. Czy ja właśnie poznałam twórcę marki Tommy Hilfiger?

- Pańska żona? - wskazał mnie. - Z moją się już Pan poznał. Prawda Dee? - kobieta się uśmiechnęła. Nie sądziłam, że Hosek zna tak dobrze angielski.

- Huaze Shancai. - przedstawił mnie Hoseok. - Moja narzeczona. - mężczyzna podał mi rękę.

- Córka ministra Huaze? - zapytał. Skinęłam głową. Rozeznany facet, pomyślałam.

- Miejmy nadzieję ,że kiedyś nasze drogi jednak skrzyżują się na planie. - uśmiechnął się mężczyzna. Miał totalnie bielutkie zęby. Sztuczna szczęka jak nic.

- Tymczasem pokój jesteście w Paryżu zapraszam na pokaz mojej nowej kolekcji. - przedsiębiorca jak się patrzy. - Może uda się coś znaleźć dla pańskiej narzeczonej. - Hoseok się tylko uśmiechnął i odeszliśmy od nich "nie chcąc przeszkadzać. "

...

- Czy to był Tommy Hilfiger? - zapytałam szeptem ,gdy wracaliśmy na salę.

- Tak. - chłopak ściszył głos. - Nigdy nie chcieliśmy podjąć się współpracy z nim ,bo... No po prostu jego ciuchy nam nie odpowiadają. Minęło już tyle czasu, a on nadal pamięta to. - zaśmiałam się.

- Ma dobrą pamięć. - stwierdziłam.

- Chodźmy stąd już. - uśmiechnęłam się rozbawiona jego przejęciem.

...

BTS- J-HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz