,,,
- Pytam czy jesteś wciąż użyteczna?! - ktoś szarpnął mocniej naderwany już i tak rękaw mojej kurtki. Czarna tkanina przerwała się w pół. Straciłam równowagę. Runęłam na brudną podłogę hali. Mimo związanych rąk podniosłam się w miarę szybko. Choć wciąż kręciło mi się w głowie odzyskałam w miarę jasność umysłu. Straciłam przytomność. Nie wiem gdzie jestem. Ximen patrzył na mnie. Uśmiechał się. Na tyle szeroko, że dostrzegałam jego złote zęby. Wtedy uderzył mnie po raz pierwszy po ocuceniu. Z otwartej dłoni. Wysadził soczystego liścia. Poczułam szczypanie, a po chwili drętwy smak krwi. Zataczając się do tyłu potknęłam się o coś. Wpadłam w jakąś kałużę. Woda chlupnęła. Uniosłam głowę, aby ujrzeć twarz tego debila. Śmiał się w głos. Po chwili odkryłam co było przyczyną mojego upadku. Nie co, a kto. Przeraziłam się widząc znaną sylwetkę.
- Nie! - krzyknęłam. - Zabiję Cię! - warknęłam i stanęłam na równe nogi. Po hali rozbiegł się jeden huk. A zaraz po nim drugi. To były strzały. Ktoś miał broń. Jedna z kul przeszyła nogę Ximena, a druga przeleciała tuż przy jego głowie. Jęknął i osunął się na kolana.
- Shancai! - tylko jedna, beznadziejna osoba mogła mnie znaleźć. Odwróciłam się. Ciemne włosy lepiły się do czoła. Z bladych warg sączyła się krew. Był zły, wręcz wściekły. Nigdy nie miał dobrego cela. Mimo jego odrzucającego sposobu bycia i traktowania mnie jak ściery od podłogi ucieszyłam się na jego widok. Spotkaliśmy się wzrokiem. Widziałam ulgę w jego spojrzeniu.
- Sukinsyn...już nie żyjesz! - usłyszałam słowa Ximena. Obróciłam głowę. Naciskał spust. Mierzył w Shanga.
- Shang! - rzuciłam się na Ximena. Jednak kula wyleciała z pistoletu i poszybowała do celu. Chłopak uderzył w betonowe podłoże magazynu. Wokół jego głowy wytworzyła się ogromną kałuża krwi. Z krańca hali dobiegła mnie okropna litania przekleństw. Przerażona dźwiękiem rzuciłam się w bieg. Nie wiem jakim cudem pokonałam tę odległość. Chłopak klęczał. Trzymał kurczowo brzuch. W pierwszej chwili nie wiedziałam dlaczego. Jednak ,gdy nachyliłam się bliżej zobaczyłam powiększającą się wciąż czerwoną plamę.
- Shang... - szepnęłam przerażona.
- Shancai..mówiłem ci, że masz ...opuścić Szanghaj. - wystękał. Spojrzałam w jego oczy. Czarne jak sadza.
- Przepraszam...- wydukałam. Zaczął pluć krwią. - Musimy jechać do szpitala. - chwyciłam go za rękę i pociągnęłam do góry. Szarpnął mnie w swoją stronę. Chwyt był na tyle silny ,że przywarłam do niego swoim ciałem.
- To ja Cię przepraszam...- sapał. - Miałem o Ciebie dbać...
- Nie mów tak... - przerwałam mu, aby nie wybuchnąć płaczem. - Wiesz jaka jestem. To moja wina...
- Huaze Shancai. - pierwszy raz użył mojego prawdziwego imienia. - Uciekaj stąd. Miałem policję na ogonie... - osunął się na ziemię.
- Shang! - wrzasnęłam z przerażenie. W panice położyłam go sobie na kolanach.
- Byłaś dla mnie jak młodsza siostra. - uśmiechnął się i zamarł.
- Nie... proszę Cię. - szlochałam. - Nie rób mi tego! - jego oczy zastygły.
- Przepraszam... - szepnęłam cicho powtarzając się niby echo.
,,,
- Jesteśmy z policji. - jakiś mężczyzna podszedł do mnie.
- Pamiętasz mnie? - dociekał. - Hu Jintao. - skinęłam głową. - Zabiorę Cię stąd. - pomógł mi wstać. Nie mogłam odkleić spojrzenia od leżącego Shanga. Jego ciała...
- Twój ojciec w porę nas zawiadomił. - mówił policjant. - Bardzo dobrze ,że zgłosiłaś to Tacie. - przytakiwałam. Byłam w szoku. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam pustkę.
- Jung Hoseok jest bezpieczny i został już przetransportowany do szpitala. - skinęłam głową.
- Coś Cię boli? - zaprzeczyłam. - Na wszelki wypadek również przewieziemy Cię do szpitala. - otworzył mi drzwi radiowozu.
- Nic nie zrobiłam! - krzyknęłam wyrywając się z jego uścisku. - Nie chcę iść do więzienia! - mężczyzna chwycił mnie za ręce.
- Wiemy. - zapewnił. - Jesteś niewinna. Oczyszczono Cię z wszelkich zarzutów... No, już się nie martw. - uśmiechnął się do mnie.
- Dlaczego zginął... Dlaczego na moich rękach? - zaczęłam przypominać sobie śmierć Shanga. Dlatego tak zawsze mi pomagał. Przypominałam mu siostrę, która zginęła przez Czerwone Smoki. Dlaczego nie wiedziałam o tym wcześniej? Dlaczego tak ryzykowałam? Dlaczego go nie posłuchałam. Gdybym wyjechała wcześniej z kraju...
- Przepraszam... - wyszeptałam. - Przepraszam. Strasznie przepraszam... - rozpłakałam się. Mężczyzna usadził mnie na fotelu i zapiął pasy.
- Już w porządku. - powiedział. - Już po wszystkim. - odjechaliśmy z miejsca śmierci Shanga.
,,,
CZYTASZ
BTS- J-Hope
Fanfiction🎖️#8 jhope - 30.09.2021 Historia opowiadająca o artystce ,która musi przeciwstawić się rodzicom by podążać za pasją. Odcięta od finansów i zostawiona sama sobie wraca do rodzinnego miasta - Szanghaju. Próbuje powrócić do starych przyzwyczajeń ,ale...