friends

171 12 0
                                    

,,,

- Shancai! - krzyknęła Katia podbiegając do mnie.

- Cześć. - uśmiechnęłam się ,gdy mnie przytuliła.

- Dobrze Cię widzieć! Jak podróż? - wzięła moją walizkę i ruszyła w stronę auta.

- Masz samochód? - zdziwiłam się.

- A nie mówiłam Ci? - zaśmiała się.

- Nie. - odparłam.

- A co z Hoseokiem? - wzruszyłam ramionami.

- Nie odzywa się do mnie. - przyznałam. Nie napisał ani jednej wiadomości, ani razu nie zadzwonił. Po prostu wyszłam i nasza historia się urwała, pomyślałam.

- Okej. - skinęła głową i zapakowała walizkę do bagażnika.

- Do widzenia Huaze Shancai! - usłyszałam głos matki Mezhou. Pomachałam do niej i wsiadłam do samochodu.

,,,

- Co to za odstrzelona babka? - zapytała blondynka, gdy już siedziałyśmy w aucie.

- Mama mojego przyjaciela. - uśmiechnęłam się na myśl o tym co kobieta o mnie mówiła. Dawno nie słyszałam ,żeby ktokolwiek powiedział tyle miłych rzeczy na mój temat.

- Bliskiego? - skinęłam głową. - Jak się nazywa? - dociekała. Strasznie szybko mówiła.

- Yen Mezhou. - zrobiła duże oczy.

- Syn prezydenta? Serio? - przytaknęłam. Przez całą podróż zastanawiałam się co zrobić? Mezhou naprawdę mnie kocha? Chciałby się ze mną ożenić? Ta myśl podnosiła mnie na duchu, ale też przygnębiała. Chciałabym powrócić. Zostać żoną Mezhou i wieść życie w dostatku. Nie przejmując się niczym. Z Mezhou zawsze świetnie się dogadywałam. Ale co z tego jeśli ja kocham Hoseoka? Jak mogłabym związać się z Mezhou i go okłamywać? Gdzieś tam głęboko w środku wierzyłam ,że jeszcze Hoseok z nas nie zrezygnuje. Że będzie walczył. Jednak brak jakiejkolwiek formy nawiązania ze mną kontaktu nie rokował dobrze.

- A podoba Ci się? - wzruszyłam ramionami.

- Całkiem przystojny. - wyjęłam telefon żeby pokazać jej nasze wspólne zdjęcia.

- Ulala - zaśmiała się. - Ale chyba wygląda na sztywniaka. - przyglądnęłam się jej.

- Może to lepiej? - zapytałam. - Przynajmniej by mnie utęperował...

- Ale czekaj! - przerwała mi. - To twój przyjaciel czy potencjalny mąż?

- Nie wiem. - rzuciłam. - Nie gadajmy już o tym. - zakończyłam temat.

,,,

- Może wybierzemy się na jakąś kolację na miasto czy coś? - zaproponowała, gdy wyszłam z łazienki.

- Jestem zmęczona. - przyznałam. - Innym razem.

- No to może coś zamówimy? - wzruszyłam ramionami.

- Jak chcesz. - stwierdziłam. - Nie jestem głodna.

- Jesteś chuda jak szkapa. - zwróciła mi uwagę. - Jadłaś coś w ogóle na tym swoim wyjeździe? - zastanowiłam się chwilę. Faktycznie mało jadłam, ale zazwyczaj mało jem ,bo nie mam pieniędzy.

- Nie wiem. - odparłam.

- Co Ty taka jakby Ci ktoś na mały palec nadepnął? - spojrzałam na nią. Nie słyszałam o tym powiedzeniu.

- Nie wiem co to znaczy.

- No wiesz... Jak uderzysz się w kant małym palcem to boli jak diabli. - wyjaśniła. Skinęłam głową.

- A, rozumiem. - uśmiechnęłam się. - Po prostu myślałam ,że trochę inaczej ułoży mi się z Hoseokiem.

- A Ty ciągle o nim. - powiedziała niezadowolona. - Jutro zaraz po uczelni pójdziemy na zakupy.

- Zakupy? - zapytałam przerażona. Od dłuższego czasu ubieram się w lumpach lub komuś coś podwędzę.

- Przecież Ty masz same szmaty, a nie ubrania. - zrobiłam wielkie oczy. - Do tego w tak okropnej kolorystyce!

- Mi się podobają. - broniłam się. - Są praktyczne.

- Błagam Cię! - zaśmiała się wyjmując jedną z moich bluzek. - Widzisz to? - przyłożyła materiał do światła. - Jest już tak sprawna ,że prześwituje! Nie mówię już o tych dżinsach ,które mają multum przetarć!

- Dziury są w modzie. - odwarknęłam.

- Przy nogawkach? - wzruszyłam ramionami.

- Dobra pójdziemy na te zakupy. - przejęłam od niej ubrania i wrzuciłam je z powrotem do walizki. Podskoczyła uradowana. - Ale musisz mi pomóc znaleźć jakieś ładne mieszkanie.

- A masz pieniądze? - skinęłam głową. - Skąd?

- Nie ważne. - szybko ucięłam.

- Będę miała kłopoty? - pokręciłam głową. - Ty będziesz miała? - znów zaprzeczyłam. - No dobra. Umowa stoi. - podała mi rękę.

- Dzięki. - uścisnęłam jej dłoń.

,,,

- Ale szukamy czegoś tutaj w Szanghaju czy gdzie? - dziewczyna wlazła do mnie, gdy próbowałam usnąć.

- Jeszcze nie wiem. - przewróciłam się na bok i zakryłam poduszką.

- To czego ja mam szukać? - oburzyła się.

- Jutro porozmawiam z rektorem i będę wiedzieć.

- Chcesz zawiesić studia? - przejęła się.

- Nie.

- To po co chcesz z nią rozmawiać?

- Zastanawiam się nad ponowną wymianą. - usiadłam na łóżku, bo widziałam ,że i tak nie da mi zasnąć.

- Gdzie? - zdziwiła się.

- Do Soczi.

- Czemu tam? - posmutniała.

- Bo lubię Rosję. - przyznałam.

- Ale miałaś mi pomóc. - upierała się. - Zostać tu.

- Nie mogę. - usiadła na brzegu mojego łóżka.

- Ktoś Ci grozi? - przewróciłam oczami.

- Nie, po prostu nie chcę zostać w Szanghaju. - oznajmiłam. - Nie czuję się tu dobrze.

- Rozumiem. - skinęła głową. - Świetnie mówisz po rosyjsku ,więc sobie poradzisz. - stwierdziła.

- A Tobie jak idzie chiński? - zapytałam. Zdałam sobie sprawę ,że w ogóle nie zapytałam jak sobie radzi.

- Średnio. - popatrzyła na mnie. - A tak serio to w ogóle. Nikt nie chce ze mną rozmawiać, bo nie znam chińskiego. Ze wszystkim muszę radzić sobie sama.

- Dlaczego w ogóle tu przyjechałaś? - nie rozumiałam jej.

- Rodzice mówili ,że to prestiżowe miasto, a ja nie chciałam ich zawieść. - odparła. - Zresztą myślałam ,że będzie świetnie. Będę sama się sobą rządzić. Robić co chcę, wychodzić kiedy chcę... Ale teraz...

- Rzeczywistość jest trochę inna. - szturchnęłam ją. - Inaczej miało to wyglądać, co? - uśmiechnęła się.

- Totalnie inaczej. - zerknęła na mnie. Miała szklane oczy. Przytuliłam ją.

- Niczego nie obiecuję ,ale dopóki będę w Szanghaju możesz na mnie liczyć. - powiedziałam.

- Dzięki. - podniosła się i poszła do swojego pokoju. Dlaczego Hoseok tak łatwo z nas zrezygnował?

,,,

BTS- J-HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz