potential

102 12 0
                                    

...

Siedziałam w drogiej restauracji razem z Mezhou i naszymi rodzicami. Lei miał do nas dojechać. Rozmawialiśmy na temat możliwości mojego zamążpójścia. Nie byłam przychylna temu pomysłowi, ale według rodziców było to jedyne ,dobre wyjście.

- Idę do toalety… - spojrzałam w stronę wyjścia. Musiałam trochę się przewietrzyć. Znieruchomiałam. W drzwiach stał mężczyzna ubrany na czarno w kominiarce. Zrobiłam krok w tył.  Spojrzałam w stronę Mezhou. Zaniepokoił się moim zachowaniem.  Podniósł się , a wtedy ubrany na czarno wyciągnął broń i zaczął strzelać do kogo popadnie. Runęłam na ziemię. Mezhou szybko podbiegł do mnie i pomógł wstać. Wszędzie leżały martwe ciała ludzi. Krew była wszędzie. Obróciłam się by zobaczyć co z naszymi rodzicami. Byli już przy nich ochroniarze. Do nas też podbiegli.

- Nisko na nogach! - pouczył mnie Mezhou i ciągnął za sobą. Odwracałam się co chwilę. Bałam się o rodziców. Nogi uginały się pode mną. Nie kontrolowałam oddechu. Czułam, że zaraz zemdleje. Jeden z pocisków przeleciał tuż koło mojej głowy. Spojrzałam przerażona na przyjaciela ściskającego moją dłoń. Wbiegliśmy na klatkę schodową.

- Biegnij i nie zatrzymuj się! - nakazał Mezhou wskazując schody prowadzące w dół. Pokręciłam głową.

- Shancai! - wstrząsnął mną. - Masz uciekać! Jesteś w ciąży! - rozbrzmiały kolejne strzały. Syrena alarmowa zawyła. Czerwone światła zapaliły się. Przygryzłam wargę i zacisnęłam pięści. Ruszyłam po schodach w dół. Ani razu nie obejrzałam się za siebie. Biegłam i biegłam. Wciąż w dół. W końcu zatrzymałam się przy drzwiach. Nacisnęłam klamkę ,ale ani drgnęła. Podbiegłam do gaśnicy ,aby spróbować nią otworzyć wyjście. Wtedy dostrzegłam postać znajdującą się na końcu korytarza. Niebezpiecznie szybko zbliżała się w moim kierunku. Wybiłam szybę i chwyciłam sprzęt. Próbowałam rozwalić nim klamkę, ale nie skutecznie.

- Córka Huaze? - złapał mnie za ramię. Wzdrygnęłam się. Czego oni chcą?

- Czego od nas chcecie? - zapytałam. Przywarł mnie do ściany. Wyrwał gaśnicę. Przyłożył łokieć do szyi.

- Zgrywasz bohaterkę?! - warknął. - Jesteś zwykłą dziewczyną, która przypadkiem urodziła się w bogatej rodzinie! Myślisz ,że takim jak wy wszystko uchodzi na sucho?! - o co im chodzi? Ta nowa ustawa o podatkach i służbie zdrowia im się nie spodobała? Boże... Już odzywczaiłam się od potyczek politycznych mojego ojca.

- Nic o mnie nie wiesz. - syknęłam. Naciskał na moją krtań. Stanęłam na palcach. Zaśmiał się.

- Tu się mylisz. - czułam nieprzyjemny ucisk na szyi. Patrzyłam w jego czarne oczy i nie mogłam wierzyć, że tacy ludzie myślą ,że mam wpływ na politykę.

- Myślisz ,że pozwolę Ci za niego wyjść? - oparł ciężar ciała na moim przełyku. Zaczęłam się dusić. Próbowałam się wydostać, ale bez skutku. Szarpałam się i wiłam, ale był silniejszy.

- A może pozwolę by wychował moje dziecko jako swoje? - zaczęło robić mi się czarno przed oczami. Wtedy ściągnął kominiarkę. Ujrzałam jego twarz. Twarz Hoseoka. Mojego ukochanego. Chciałam coś powiedzieć ,ale obraz zaczął mi się rozmazywać. Przerażona obserwowałam go. Czułam pustkę. Może to lepiej tak umrzeć? Nagle skrzywił się. Uścisk zelżał, a ja upadłam na podłogę. Mimo straszliwego bólu głowy podniosłam się na równe nogi. Spojrzałam w stronę chłopaka. Walczył z kimś. Nie potrafiłam rozpoznać postaci.

- Szybko! - ktoś złapał mnie za rękę. Rozpoznałam w nim Shanga. Osłupiałam. To on żyje? - Zanim zjawią się inni! - wywarzył jakoś drzwi i wybiegliśmy na jezdnię. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy. Chłopak zatrzymał się przy czarnym subaru. Otworzył mi drzwi i wepchnął do środka. Zatrzasnął je i wsiadł za kierownicę. Odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Usłyszałam strzały. Po chwili nasza tylna szyba nie istniała. Odwróciłam się, aby zobaczyć kto nas ściga. Cztery samochody deptały nam po piętach. Shang skręcił gwałtownie w prawo. Zakręt był ostry. Wjechaliśmy na podziemny parking. Nie cierpię takich! Jest w nich ciemno i nisko. Okropnie! Chłopak spojrzał w lusterko. Za nami podążał w dalszym ciągu korowód czterech aut. Zaciągnął ręczny i odwrócił samochód o sto osiemdziesiąt stopni. Wcisnęło mnie w fotel. Krzyknęłam kiedy ledwo co wyminęliśmy słup. Kolejny manewr prawie mnie wykończył. Nie wiem jakim cudem udało mu się przejechać pomiędzy dwoma samochodami. Od ich lusterek dzieliły nas minimetry. Wstrzymałam oddech. Dwa z ścigających nas pojazdów wjechały w ściany. Po chwili wybuchły. Huk rozniósł się po całym parkingu. Skręcił i poprowadził nas wprost na barierki. Rozwalił je i dołączył się do ruchu na jezdni. Zerknęłam przez ramię. Wciąż Hoseok nie odpuszczał, a za nim jechał Mezhou. Chłopak przełożył bieg i wcisnął gaz. Nie wiedziałam co się dzieje. Wtedy wjechali nam w tył. Trzask. Grzmot. Walnęłam z całej siły w pulpit. Shang uderzył głową o kierownicę.

- Jasna cholera! - wytarł nos w rękaw. Materiał pokryła krew. Dotknęłam skroni ,która pulsowała mi niemiłosiernie. Na palcach pojawiła się czerwona ciecz.

- Mógłby odpuścić! - warknął do lusterka. Drugi raz wjechano nam w bok. Bałam się o dziecko. Co jeśli poronię? Nie chciałam tego. Byłam już przyzwyczajona do dziecka. Mówiłam do niego. Rozmawiałam z nim. Nie chciałam go stracić. objęłam brzuch. Shang skręcił w boczną uliczkę. Zaciągnął ręczny i stanęliśmy. Automatycznie otworzyłam drzwi i wybiegłam niego. Usłyszałam strzały. Upadłam na ziemię. Chciałam się podnieść, ale ktoś zdzielił mnie porządnie w twarz. Podniosłam głowę. Spoliczkował mnie Hoseok. Po czym chwycił za szyję i podniósł do góry. Pisnęłam cicho.

- Naprawdę musi coś dla Ciebie znaczyć. - ściskał moje gardło. Miałam ochotę zedrzeć z niego skórę i wydrapać oczy. Co za świnia! Pieprzony gnojek! - Skoro tka ryzykujesz życie dziecka. - Mezhou wyciągnął broń i podszedł bliżej. Shang zniknął. Nie wiedziałam co się dzieje.

- A co zrobisz jak powiem Ci, że wyrwę z twojego brzucha nasze dziecko? - rzucił mnie na ulicę. Uderzyłam mocno o podłoże. Bałam się co się zaraz wydarzy. Drugi podszedł bliżej. Zamachnął się i wymierzył piękny cios prosto w twarz drugiego. Martwiłam się o dziecko. Że coś mu się stanie. Nie chciałam tego.

- Nie warz się jej więcej tknąć! - wyprostował pięść. Podał mi rękę i pomógł wstać.

- Nienawidzę Cię. - usłyszałam. - Nigdy nie pozwolę Ci być szczęśliwą! - rozbrzmiały strzaly. Poczułam przeszywające ciepło na plecach. Mezhou krzyknął i upadłam na ziemię.

...

Kończymy już historię. Kilka rozdziałów i koniec historii. Macie jakieś szczególne prośby? 💕

BTS- J-HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz