- Wstawaj! Brooklyn, do cholery, wstawaj! - Mrucząc ciche przekleństwa wzdrygnęłam się przez dreszcze, które przeszły przez moje ciało, gdy została ze mnie zdjęta puchowa kołdra.
- Kimkolwiek jesteś... chyba nie wiesz co właśnie zrobiłeś. - Mruknęłam w irytacji przez chłód, który mnie ogarnął.
- Wstawaj! Masz dziś spotkanie z nowym prawnikiem. - Świetnie. Nie dość, że budzą mnie we wczesnych godzinach rannych w SOBOTĘ, to jeszcze mam zmarnować ten dzień na użeranie się z jakimś pieprzonym prawnikiem! Jest pięć innych dni w tygodniu w których mogłabym się spotkać z tym głupim adwokatem, a oni wybierają mój dzień święty. Nigdy nie ukrywałam, że soboty należą do mnie i do mojego łóżka i oni o tym dobrze wiedzą. Przez to głupie spotkanie naruszą mi cały plan na dzisiejszy dzień, tylko dlatego bym po raz ęty odpowiadała na te same pytania, a moje odpowiedzi i tak do nikąd go nie zaprowadzą. Wiem co zrobiłam, znam także powód tego występku oraz po wysłuchaniu po raz tysięczny sędziego na Sali sądowej znam jego konsekwencje. Dlaczego tak trudno im zrozumieć, że nie mam ochoty o tym rozmawiać. Jestem kobietą i jeśli mówię „nie, bo nie" to oznacza jedno, wielkie, jebane „NIE!".
***
Mamy drugi rozdział, wiem, że dodaje go dość późno, ale chce pisać, więc pytam, czy ktoś czyta? Miło by było, gdyby pod rozdziałem znalazł się choć jeden komentarz oraz gwiazdka :)
pozdrawiam, Roksiak x
CZYTASZ
Lawyer || h.s ✔
Fanfiction- Jeśli mam Cię bronić to musisz powiedzieć mi prawdę, Brooklyn. - Mówię prawdę. - Nie jestem tak ślepy jak pozostali, by wierzyć w tę bajeczkę i nie widzieć, że coś ukrywasz... Treści zawierają wulgaryzmy jak i sceny przeznaczone dl...