dzień pogrzebu
Brooklyn nerwowo chodziła po mieszkaniu ubrana w czarną dopasowaną sukienkę. W mieszkaniu panowała głucha cisza przerywana jedynie stukotem czarnych butów, które brunetka miała na nogach. Brooklyn była niezwykle przejęta dzisiejszym dniem, bała się konfrontacji z rodziną jej byłego szefa. Ostatnie kilka dni oboje z Harrym dali sobie na przemyślenie w samotności możliwości przejęcia kancelarii. Byli pewni, że to właśnie to chcą robić w przyszłości, ale bali się odpowiedzialności wiążącej się z prowadzeniem działalności, zwłaszcza, że nie byli teraz z dobrych stosunkach, co komplikowało wiele spraw.
W pomieszczeniu wybrzmiał dźwięk przychodzącego połączenia. Brooklyn biegiem rzuciła się w kierunku telefonu i przeciągnęła szybko po ekranie przyjmując rozmowę.
- Czekam w samochodzie - usłyszała po drugiej stronie głos bruneta i mimo, że było to tak naprawdę nic nie znaczące zdanie to sam dźwięk głosu był dla niej zbawienny. Para nie widziała się przez ostatnie dni co bardzo dołowało Brooklyn, zwłaszcza, że wciąż nie wyjaśnili sytuacji jaka była między nimi. Dziewczyna nadal nie znała powodu dla którego Harry przestał się z nią kontaktować, a chłopak sam nie rwał się, by jej o tym powiedzieć.
Brunetka wyszła z budynku i żwawym krokiem szła do samochodu Stylesa. Podchodząc do pojazdu otworzyła drzwi od strony pasażera co przykuło uwagę Harry'ego, który wcześniej nie zauważył Brooklyn.
- Cześć - dziewczyna mruknęła wygodnie siadając w fotelu i zapinając swoje pasy.
- Cześć - chłopak westchnął i przekręcił kluczyki w stacyjce budząc maszynę do życia i włączając się do ruchu.
Droga na cmentarz minęła im w całkowitej ciszy. Żadne z nich nawet nie próbowało zabrać głosu, oboje byli pogrążeni we własnych myślach.
***
- Chyba dopiero teraz dotarło do mnie to, że on naprawdę odszedł - Brooklyn zaczęła łamiącym się głosem, gdy wraz z Harrym stali nad otwartą mogiłą swojego szefa. Chłopak pogrążony w myślach ułożył wiązankę kwiatów obok grobu i spojrzał na dziewczynę, która przecierała właśnie dłońmi swoje policzki.
- Do mnie też... Zastanawia mnie cały czas dlaczego ukrywał chorobę przed wszystkimi.
- Ciężko mi o tym myśleć...
- Może to zabrzmi dziwnie, ale wciąż czekam na jakiś znak co mamy zrobić ze spadkiem... - Harry odezwał się po chwili ciszy, wciąż intensywnie wpatrując się w trumnę, która leżała na dnie grobu.
- Mnie też to męczy - Brooklyn westchnęła i ryzykując odtrąceniem złączyła swoje palce z palcami bruneta. Harry'ego przeszedł dreszcz, jednak nie odsunął ręki i ścisnął na chwilę mocniej rękę dziewczyny.
- Kogo my tu mamy? - Para odwróciła się na dźwięk głosu dochodzącego zza ich pleców. - Mam nadzieję, że przyszliście tu powiedzieć nam, że w magiczny sposób udało się wam zmienić testament ojca.
- Przyszliśmy pożegnać naszego szefa, mamy do tego prawo. - Brooklyn syknęła w kierunku syna pana Evansa. Dziewczyna nie pałała sympatią do mężczyzny już od pierwszej chwili i zastanawiała się jak taki uprzejmy człowiek jak Jonathan mógł mieć takiego syna jak Alvin, który nie był nawet trochę podobny do ojca.
- Macie tupet - prychnął. - Nie macie prawa przyjąć tego spadku!
- Alvin... - jego siostra złapała go za dłoń, próbując uspokoić.
- Mam nadzieję, że jesteście rozsądni i odmówiliście przyjęcia spadku.
- Właściwie to... - zaczął Harry i ścisnął dłoń Brooklyn, którą nadal trzymał.
- Postanowiliśmy go przyjąć.
***
Hop, hop, jesteście tutaj jeszcze?
CZYTASZ
Lawyer || h.s ✔
Fanfiction- Jeśli mam Cię bronić to musisz powiedzieć mi prawdę, Brooklyn. - Mówię prawdę. - Nie jestem tak ślepy jak pozostali, by wierzyć w tę bajeczkę i nie widzieć, że coś ukrywasz... Treści zawierają wulgaryzmy jak i sceny przeznaczone dl...