EPILOG

5.2K 112 106
                                    

trzy miesiące później

Do moich uszu dobiegł płacz dziecka, który mnie otrzeźwił. Pokręciłem głową i rozejrzałem się. Zauważyłem moją Brooklyn, która płakała wciąż trzymając moją dłoń.

- Chce pan przeciąć pępowinę? - Zaskoczony patrzyłem na lekarza i nawet nie wiem kiedy w mojej dłoni znalazły się nożyce, a zaraz później słyszałem gratulacje lekarza.

Usiadłem na krzesełku obok łóżka Brooklyn, która na piersi trzymała nasze maleństwo.

- Jest piękny - usłyszałem szept brunetki, gdy całowała główkę naszego synka.

- Byłaś bardzo dzielna, kochanie - ukradłem szybkiego całusa i patrzyłem na moją rodzinę uśmiechając się szeroko, a nasz syn zacisnął rączkę na moim palcu.

- Witaj na świecie, Raphaelu

_____________________________________________

półtora roku później

Piękny, dostojny dworek przystrojony co najmniej jak na powitanie pary królewskiej cały emanował szczęściem. Mocno świecące słońce tworzyło wokół niego jakby poświatę, a znajdujące się wszędzie kwiaty w kolorze pudrowego różu idealnie współgrały z fasadą budynku.

Równo przystrzyżona, bijąca zielenią trawa zdobiła teren wokół obiektu. Biały łuk ozdobiony także pudrowymi różami stał pośrodku pola zieleni. Do niego prowadził biały dywan, po którego obu stronach w rzędach ustawione były również białe krzesła.

Wszystko wyglądało spójnie i tradycyjnie, ale tak właśnie życzyła sobie panna młoda, bo Brooklyn ceniła sobie klasykę. Uwielbiała prostotę, jednak nie nudę, dlatego podczas przygotowań krzyczała na każdego kto uważał taki wystrój za mało oryginalny.

Brunetka od zawsze marzyła o ślubie w plenerze, a zakochany na zabój Styles nie miał serca nie spełnić zachcianki przyszłej żony.

Zrobiłby wszystko, żeby była szczęśliwa.

_____________________________________________

- Raph! - Zdezorientowany Harry od kilku minut rozglądał się w poszukiwaniu syna.

Nadszedł czas by udać się na plac obok dworku, a małego półtorarocznego chłopca nagle wcięło.

Brunet westchnął zrezygnowany i nerwowo przetarł twarz dłońmi.

- Harry? - Mężczyzna odwrócił się i zobaczył Stellę, która na rękach niosła jego syna, który tak jak jego tata ubrany był w granatowy garnitur a pod szyją miał muszkę w kolorze pudrowego różu.

Brooklyn zadbała o każdy szczegół.

- Stella... - brunet odebrał chłopca od brunetki tuląc go do siebie. - Gdzie był? Szukam go od kilku minut.

- Przydreptał do Brooklyn - zaśmiała się i poczochrała małemu włoski, na co Raphael skrzywił buzię. Był równie pedantyczny w kwestii fryzury co jego ojciec. - Leć już.

Pogoniony przez Elle mężczyzna udał się wraz z synem pod łuk naprzeciwko, którego na krzesłach siedzieli już zaproszeni goście.

- Jak tatuś wygląda? - Starszy Styles uśmiechnął się do syna, na co ten wyszczerzył buzię w uroczym uśmiechu. - Jest dobrze? - Malec pokiwał twierdząco głową, a Harry postawił go na ziemi i poprawił mu muszkę łapiąc za małą rączkę.

Harry czuł jak wraz z pierwszymi dźwiękami piosenki (w mediach) zaczyna go paraliżować strach. Miał wrażenie, że garnitur zaraz go pożre, a włosy związane w mały koczek z tyłu głowy wypadną.

Lawyer || h.s  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz