- ... ganialiśmy się po całym ogrodzie. Tata cały w mące, a ja na tych pulchnych nóżkach zapierdalałam umazana jajkami. Wtedy wszystko było inne. Rodzice byli w domu, zajmowali się mną. Całowali wszystkie siniaki i otarcia, a gdy tylko zaczęłam sama sobie robić kanapki to byli w domu tylko przejazdem. Traktowali dom jak hotel, a mnie jak dodatek do niego i tak już zostało. – Wzięłam kolejny kęs pizzy i odłożyłam ją na talerz, upijając łyk coli ze szklanki.
- Myślałem, że masz lepszy kontakt z rodzicami.
- Nie mam. Udają idealną rodzinkę oraz to, że wiedzą o mnie wszystko i tak cholernie się martwią, a nie wiedzą nic. To gra, którą prowadzą od wielu lat. Ja jestem tylko pionkiem, który ma już dość ciągłego przestawiania. – Skończyłam a między nami zapadła cisza. Spojrzałam na zegar naprzeciwko i zdałam sobie sprawę, że Harry znów przesiedział ze mną cały dzień. Tak, widywaliśmy się codziennie odkąd sprawił, że w duchu przyznałam mu rację. Czyli widujemy się codziennie od trzech dni.
- Dobra, dosyć smutków. – Spojrzałam na niego zdziwiona, a on się zaśmiał i przerzucił mnie przez ramię. Mój pisk słyszało całe Los Angeles. Przysięgam.
- Harry, zostaw! – Zaśmiałam się. – Czemu idziesz na taras? Harry, zostaw! Nie idź na taras. No błagam... - I już byłam w wodzie. - ...Cię.
Spojrzałam na bruneta, a ten tylko się śmiał i mi się przyglądał. Zgromiłam go wzrokiem i podpłynęłam do drabinki i wyszłam z basenu, a Harry zmierzył mnie wzrokiem. Tak, panie Styles, napatrz się, bo mam białą koszulkę i widać mi stanik.
- To nie było miłe. – Odezwałam się wyrywając go z transu.
- Owszem, było.
- Nie-e, ale to będzie. – Zaśmiałam się i podeszłam do niego szybko go tuląc, czym sprawiłam, że jego koszula stała się... mokra... ups. - Ojej i co teraz? – Próbowałam się nie zaśmiać, ale nie wyszło mi.
- Pożałujesz, Tooker, wiesz?
- Mam się bać? – Uniosłam brwi.
- Tak, masz się bać. – Uśmiechnął się i ruszył szybko w moim kierunku, gdy ja tylko wydałam z siebie pisk i ruszyłam przed siebie. - Wracaj tu, psycholu! – Zaśmiałam się.
- Chyba Cię coś boli, adwokacino! – Mnie zabolało, gdy przystanęłam na chwilę a rozpędzony brunet wpadł prosto na mnie. – Złaź spaślaku! – Jęknęłam.
- Nie jęcz, nie w takich okolicznościach! – Zaśmiał się. – I co? Złapałem się.
- Raczej przygniotłeś. Jak na dwudziestopięciolatka jesteś strasznie dziecinny. – Zaśmiałam się, gdy brunet siedział już obok mnie na trawie.
- To chyba dlatego, że zbyt szybko dorosłem... - I tu mnie zagiąłeś.
***
Opóźniona siódemka :D Muszę Was trochę pomęczyć (o ile jest kogo) :D
Pozdrawiam, Roksiak_x
CZYTASZ
Lawyer || h.s ✔
Fanfiction- Jeśli mam Cię bronić to musisz powiedzieć mi prawdę, Brooklyn. - Mówię prawdę. - Nie jestem tak ślepy jak pozostali, by wierzyć w tę bajeczkę i nie widzieć, że coś ukrywasz... Treści zawierają wulgaryzmy jak i sceny przeznaczone dl...