Przede mną siedzi chłopak, którego w banku pomyliłam ze strażnikiem. Hybryda.
Pamiętam jego wyprany z emocji ton, gdy wydał rozkaz. Piski przechodniów i krew spływającą po ulicy. Cofam się pod ścianę kontenera. Pamięta mnie? Czemu mi pomógł? Powoli przełykam ślinę. Rozpoznał mnie i chce się mnie pozbyć? W końcu byłam niewygodnym świadkiem morderstwa. Tego jak w nietypowy, nawet jak na hybrydę sposób, użył swoich umiejętności. Z obawą spoglądam na swój lewy nadgarstek. O nie. Cholera. Nie mam czytnika. Zgubiłam go? Nie. Nie. Nie. Niby jak ja się z tego wytłumaczę? Mrugam szybko powiekami, by się nie rozpłakać. Nic z tego. Natłok emocji tego wieczoru uderza ze mną z wzmocnioną siłą. Przesuwam dłoń na talię. Próżno szukam tam kieszeni bluzy, którą wcześniej odebrała mi Finley. W jej kurtce nie znajdę tego, czego tak desperacko potrzebuję. Panika przenika mnie na wskroś i mną kieruje. Drżę, a z mojej piersi wyrywa się urwany szloch. W gardle powraca palący smak alkoholu, na skórze znowu czuję żar płomieni. Cuchnący dym dostaje się do moich płuc i pozbawia mnie oddechu. Kolana przeszywa nagły ból. Chyba na nie upadam. Walczę o oddech, ale nie potrafię pozbyć się obrazu wykrzywionych w złości twarzy strażników. Aresztują mnie. Zabiorą do Instytutu na testy i nigdy stamtąd nie wrócę. Przestanę istnieć jak Albert Blake.
– Spójrz na mnie. – Szorstka dłoń unosi mój podbródek. Rozprasza mnie błysk licznych pierścieni, które zdobią poznaczone drobnymi bliznami palce.
Mrugam, by pozbyć się łez. Nie mogę się skupić, jednak wykonuję polecenie. Napotykam szare tęczówki, ale nie potrafię się w nie patrzeć. Nie, gdy z tyłu głowy przeraża mnie myśl o tym, co zrobią ze mną, gdy wrócę do miasta. Jak zareaguje mama? Będzie zawiedziona? Wściekła? Od początku mówiła, że ta impreza to zły pomysł. Żałuję, że jej nie posłuchałam. Żałuję, że dałam się podpuścić Hunterowi. Żałuję teraz bardzo wielu rzeczy. Kręci mi się w głowie. Gdy wrócę... o ile wrócę...
– Patrz na mnie i oddychaj.
Twarda nuta w jego głosie sprawia, że na chwilę się otrząsam. To hybryda, ostrzega mnie cichy głos z tyłu głowy. Nie mam bransoletki. Nic nie zaalarmuje mnie, jeśli ten spróbuje na mnie wpłynąć. Czy właśnie to robi? Jestem przekonana, że tak, dopóki ponownie nie skupiam wzroku na jego tęczówkach. Nadal są szare..
– Oddychaj – przypomina mi.
Ton jego głosu jest dokładnie taki, jaki zapamiętałam. Twardy, bezbarwny. Stworzony jedynie do tego, by wydawać polecenia. Cała ta sytuacja nie wpływa na niego nawet w najmniejszym stopniu. A przynajmniej takie sprawia pozory. Czemu jest taki opanowany? Chyba jednak nie chce mnie zabić, skoro nie pozwala mi się udusić. Moje serce nadal bije w przyśpieszonym rytmie, ale nie jest to już szaleńcze łomotanie. Nawet nie zauważam, kiedy mój oddech wraca do normy. Spuszczam wzrok, a moje spojrzenie zatrzymuje się na znajomej obręczy.
– Zabrałeś ją. – Odsuwam się od niego. – Dlaczego ją zabrałeś?
– Potrzebuję jej. Tylko znowu nie panikuj. Nie zamierzam używać wpływu, jeśli to cię martwi.
Próbuję. Powoli przełykam ślinę. Jednak mnie rozpoznaje. Wie, że wiem do czego jest zdolny. Niewiele myśląc zadaję pytanie, które chodzi mi po głowie od naszego wcześniejszego spotkania.
– Jak to zrobiłeś? Użyłeś wpływu, chociaż nie złapałeś z nimi kontaktu wzrokowego...
– Nieistotne – przerywa mi.
Podnosi się i opiera się o skrzynię, na której wcześniej siedział.
– Ty też jesteś obdarzona. Potrafisz leczyć, prawda?
To raczej stwierdzenie. I tak potwierdzam skinieniem głowy. Nie wiem do czego zmierza, ale ani trochę mi się to nie podoba. Ukradkiem zerkam w stronę otwartej klapy. Na dworze jest ciemno, ale w oddali nie majaczą już cienie drzew. Jedziemy teraz przez rozległe pola, a pociąg nie porusza się tak leniwie jak wtedy, gdy próbowałam do niego wskoczyć.
– Świetnie. W takim razie użyjesz swojej mocy.
Powoli podnoszę się z podłoża. Krzywię się. Moje kolana trochę się buntują, ale gdy opieram się o skrzynię, ból maleje.
– Chcesz żebym cię uleczyła? – Mierzę go uważnym spojrzeniem.
Nie wygląda, jakby był ranny. Nie zauważyłam tego też w jego ruchach. Nie to w sumie większego znaczenia. Nawet gdyby właśnie wykrwawiał się na podłodze, wątpię, czy byłabym w stanie mu pomóc. Według Kodeksu mogę użyć wpływu tylko na specjalnych zajęciach lub w sytuacji zagrożenia życia, jeśli wcześniej przeszłam odpowiednie szkolenie. Jeszcze nigdy nie użyłam wpływu. Wolę nie zastanawiać się nad tym, co bym się stało, gdyby ktoś dowiedział się, że złamałam Kodeks, aby pomóc hybrydzie. Równie dobrze mogłabym wyskoczyć z pędzącego pociągu. W obu przypadkach zniknęłabym na zawsze i nikt nie wiedziałby, gdzie mnie szukać.
– Pomogłem ci się tu dostać. Masz okazję się odwdzięczyć.
Kręcę głową.
– Nie, nie prosiłam o to. I nie mogę ci pomóc. Nie zamierzam łamać Kodeksu, a poza tym nie jestem pewna, czy w ogóle potrafię.
– Przekonamy się o tym.
– Nie – powtarzam z większym naciskiem, na co ten odpycha się od skrzyni i robi dwa kroki w moją stronę.
Wyciągam przed siebie rękę, jakby to miało go powstrzymać i cofam się do ściany. Nie przejmuje się tym i całkowicie zmniejsza dzielący nas dystans.
– Co zrobisz? – Głos mi drży. Nie wiem, czy nie drżę cała. – Zamierzasz na mnie wpłynąć?
– Poniekąd, ale nie w taki sposób jak myślisz. Nie kłamałem. Nie użyję na tobie mocy. To mogłoby zakłócić twoją, a cenię sobie swoje zdrowie.
– Więc jak? – pytam, a ten zamiast odpowiedzieć łapie mnie za ramiona i ciągnie za sobą do uchylonych drzwi ładownych.
Szarpię się, ale gdy ten niebezpiecznie zbliża się do krawędzi kontenera, zamieram. Po drugiej stronie wita mnie jedynie ciemność. Im bliżej odsuniętej blachy się znajdujemy, tym wyraźniej słyszę szum wiatru i donośne bębnienie deszczu. Pada? I nagle nie jest to aż tak istotne, bo ten po prostu mnie puszcza. Usiłuję go wyminąć, a on odpycha mnie w tej samej chwili. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Czuję, jak lecę do tyłu, a wiatr zdaje się porywać mnie w swoje objęcia. Huk sunącego po torach pojazdu i włosy, które za pomocą deszczu przylepiają mi się do twarzy, dezorientują mnie do tego stopnia, że tylko po omacku wyciągam dłonie, aby się czegoś złapać. Wypchnął mnie z pociągu. Całkowicie tracę równowagę, a moje tenisówki zsuwają się z krawędzi kontenera. Czuję gwałtowny ucisk na przedramieniu i znowu częściowo jestem w środku. A przynajmniej moje stopy twardo opierają się o podłoże. Wolną ręką natrafiam na metalową krawędź i zaciskam na niej palce.
– Zwariowałeś?! – próbuję przekrzyczeć wiatr.
W uszach mi huczy, więc nie jestem pewna, czy coś odpowiedział. Nagle czuję jego dłoń na podbródku. Przesuwa ją po szyi na mój kark, a później w górę. Cicho syczę, gdy ten palcami niezbyt delikatnie zbiera moje włosy i kieruje moją głowę tak, bym patrzyła na niego. Otwieram usta, by coś powiedzieć, ale dociera do mnie, że i tak nie przekrzyczę turkotu maszyny i świszczącego wiatru. On wcale na to nie liczy. Po prostu się na mnie gapi, a jego ostre rysy twarzy sprawiają, że mrozi mnie nawet to obojętne spojrzenie. Nagle rozluźnia jeden palec z uchwytu na moim przedramieniu. Mocniej zaciskam drugą dłoń na metalu, ale palce zdrętwiały mi na tyle, że nie jestem pewna, jak długo jeszcze wytrzymam Chłopak odgina kolejny palec. Posyłam mu błagalne spojrzenie. Cholera. Czy on odlicza? Zaciskam mocniej szczękę, by nie szczebiotać zębami. Piszczę, gdy nagle gwałtownie wychylam się z kontenera, prosto w ciemność. Moja ręka wślizguje się z jego uścisku, który ten mocno zaciska na nadgarstku.
Muszę mu pomóc. Uświadamiam to sobie, gdy przypominam sobie, co zrobił z dwoma strażnikami z banku. Nie wydawał się szczególnie wstrząśnięty swoim śmiertelnym rozkazem. To, że wypchnie mnie z pociągu również najwidoczniej nie ma dla niego znaczenia. Pomógł mi dostać się do środka, a teraz oczekuje, że się odwdzięczę. Jeśli nie, gotowy jest cofnąć swoje zobowiązanie.
– Zrobię to! – krzyczę, gdy ten ostatecznie rozluźnia uchwyt.
Pytanie do Was! Która z postaci na tę chwilę najbardziej Was intryguje? Dajcie znać w komentarzu!
![](https://img.wattpad.com/cover/372130179-288-k798082.jpg)
CZYTASZ
Me & the devil
FantastikW ściśle kontrolowanym przez władze mieście: Ona posiada zakazane moce i by uniknąć zniewolenia musi zdobyć miejsce w elitarnym kręgu władzy. On pochodzi z szlachetnego rodu, który gardzi tym, co magiczne. Aby nie okryć hańbą nazwiska musi wzmocnić...