Rozdział 22

18 2 0
                                    

– Jak miło, że się przesunąłeś. Dziękuję – wykrzykuję, tłumiąc narastający śmiech i wybiegam z toalety, zanim zdąży się zemścić.

Nagromadzone od rana napięcie zamienia się w dziwną wesołość, gdy biegnę korytarzem. Wal się Hunter. Ledwo dobiegam do sali przed rozpoczęciem zajęć. I chociaż kilka razy nieskutecznie próbuję skupić na sobie uwagę siedzącej z przodu Finley, czuję się trochę lepiej. Potrafię nawet skoncentrować się na lekcji z przygotowania obronnego. Dzisiaj rozmawiamy o odpowiednim zachowaniu w przypadku katastrof klimatycznych. Pisanie notatek pochłania mnie na tyle, że z niechęcią odrywam się od zeszytu, gdy nagle coś z brzdękiem upada tuż obok mojej nogi. To długopis, w dodatku nie mój. Schylam się i po niego sięgam. Nie jest to tania, plastikowa wersja, jaką co roku otrzymujemy w szkolnej wyprawce. Korpus wykonany jest z granatowego, połyskującego w świetle jarzeniówek metalu, jednak najbardziej mieni się litera wygrawerowana ozdobnym stylem litera F. Nie mam wątpliwości, do kogo należy. Wyciągam dłoń, by dotknąć ramienia Finley, ale w ostatniej chwili rezygnuję. Nie mogę pozwolić, by słowa Huntera zawładnęły moimi akcjami. Nie będę działać pochopnie. Obracam długopis między palcami i dopiero teraz dostrzegam wsuniętą za skuwkę karteczkę. Zerkam w stronę profesora. Jest skupiony na tablicy, na której rozrysowuje schemat budowy schronienia w lesie. Wyciągam skrawek papieru i odginam go, by poznać zawartość.

Następna przerwa. Sala Klubu Planszówek.

Unoszę jedną brew. To dość nietypowe miejsce na spotkanie. Nie jestem pewna, czy w przeciągu tego roku szkolnego byłam tam choć raz. Mimo obaw, gdy tylko rozbrzmiewa dzwonek, wydostaję się na korytarz i kieruję do wskazanego przez Finley miejsca. Sala na szczęście jest otwarta i pusta. Rozglądam się, jednak nie ma tu niczego nadzwyczajnego. Stojące w kilku rzędach szafki pełne pudełek z rożnymi rodzajami gier i trzy, małe stoliki z rozłożonymi stanowiskami do szachów. Siadam przy jednym z nich. Po upływie pięciu minut wyciągam karteczkę i jeszcze raz zapoznaję się z zawartością. Gdzie ona jest? Przecież niczego nie pomyliłam.

Wchodzi, a właściwie wślizguje się do środka cztery minuty przed końcem przerwy. Nie patrzy na mnie. Staje przy drzwiach i na wbudowanym w nie panelu przesuwa suwak. Oszklona szyba ciemnieje, aż do momentu, gdy przechadzający się przez korytarz uczniowie są całkowicie niewidoczni.

Wiercę się na krześle, a gdy Finley podchodzi i siada naprzeciw, niechcący strącam kilka figurek z szachownicy.

– Przepraszam – mówię, chwytając jej spojrzenie. Kolejne słowa wyrzucam z siebie w błyskawicznym tempie, w obawie, że ta znowu mi przerwie i odejdzie. – Tak bardzo cię przepraszam. Nie chciałam cię w to wszystko mieszać i sprawić ci kłopotów. Naprawdę nie mam problemu z tymi pigułkami. Biorę je bardzo rzadko, ale sytuacja z moją matką wyprowadziła mnie z równowagi. Źle policzyłam dawkę. Jestem strasznie głupia i zła na siebie. Dziękuję, że tak bardzo mi pomogłaś. Wiem, że zwykłe przepraszam nic nie wnosi, ale naprawdę jest mi przykro. Nie chcę, żebyś mnie unikała.

I to by było na tyle z daniem Finley odrobinę przestrzeni. Ta jednak nie wydaje się być zła. Sięga po moją dłoń ponad stolikiem i delikatnie ją ściska, a ja odrobinę rozluźniam się na krześle.

– Obiecaj, że będziesz brała je tylko wtedy, kiedy naprawdę ich potrzebujesz i nie więcej niż jedną dziennie. Nieważne co. – Patrzy na mnie stanowczo.

– Przysięgam – mówię szczerze i odwzajemniam uścisk.

– I lepiej pilnuj się tej przysięgi. Wierzę ci, Shade. Naprawdę ci wierzę, dlatego nie możesz mnie zawieść, bo nie będzie mnie tutaj, aby cię pilnować.

Z dezorientacją rozglądam się po sali. Nie będzie jej tutaj? W szkole? Do zakończenia roku mamy przecież trochę czasu. Chyba że...

– Zapisujesz się do strażników? – pytam zaskoczona.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz