Czekam, aż się poruszy, gotowa, by w każdej sekundzie rzucić się do drzwi, które ukradkiem namierzam. Nic takiego nie ma miejsca. Jego ciało zwisa bezwładnie. Jak szmaciana marionetka, lecz zamiast sznurków, nadgarstki krępują mu grube kajdany. Śniadanie, które tata spakował mi do auta przewraca mi się w żołądku. Po raz pierwszy widzę Morrigana w tak opłakanym stanie. Przypominam sobie nasze drugie spotkanie. Wtedy, z mocno krwawiącą raną, do której uleczenia mnie zmusił, wydawał się gotowy zabić mnie w sekundzie, w której uzna mnie za zbędny balast. Teraz, nawet gdyby jego ruchów nie krępowały metalowe łańcuchy, wątpię, czy byłby w stanie choćby unieść ogoloną głowę, która zwisa, przyklejona do jego klatki piersiowej. Z tej perspektywy nie widzę jego twarzy. Może dobrze. Jeśli pokrywają ją szramy, siniaki w różnym stopniu gojenia i ślady po nacięciach, podobne do tych, które widnieją na jego rękach i nogach, jedynych partiach skóry, której nie zasłania laboratoryjny kitel, to wcale nie chcę na nią patrzeć.
– Jest nieprzytomny. – Wzdrygam się, na dźwięk głosu Naczelnika.
Zapomniałam, że tu jest, chociaż dłonie cały ten czas opiera na moich ramionach. Tym jednym zdaniem potwierdza moje przypuszczenia, choć przez chwilę rozważałam też to, czy Morrigan nie jest zwyczajnie martwy. Wygląda jak trup.
– Zostawię cię tu, by nie zaburzać twoich myśli. Skup się na hybrydzie i spróbuj przypomnieć przebieg wydarzeń. Masz pięć minut, więc liczę, że dobrze je wykorzystasz.
Zabiera dłonie i kieruje się w stronę drzwi. Powinnam krzyknąć. Poprosić, by się zatrzymał. Nie chcę zostać tu sama. Głos grzęźnie mi w gardle. A co, jeśli Morrigan nagle się obudzi i uzna, że przyszłam mu na ratunek? Stoję nieruchomo w miejscu, w którym mnie opuścił, dopóki z głośników nie rozbrzmiewa jego głos.
– Rusz się Walker – ponagla mnie, a gdy nie reaguję, dodaje surowiej – głupia dziewczyno, podejdź do niego. Niczego sobie nie przypomnisz, jeśli będziesz tak bezczynnie sterczeć. Jest nieprzytomny. Przecież cię nie ugryzie.
Rozglądam się po pomieszczeniu i napotykam czerwony laser z kamery, przez którą mnie obserwuje. Kiwam głową, chociaż nie do końca jestem przekonana. Na pewno jest nieprzytomny? Z każdym krokiem na przód moje nogi wydają się coraz bardziej ociężałe. Skupiam spojrzenie na metalowych kajdanach. Wyglądają na solidne. Nadgarstki Morrigana są zakrwawione. Próbował się wyrwać? Najwidoczniej bezskutecznie. Trochę mnie to pociesza, a trochę mi nie dobrze. Obiecałam, że go uwolnię. I nie kiwnęłam palcem w tym kierunku. Przez te kilka dni biegałam między przesłuchaniami w Instytucie, pracą w pensjonacie i poszukiwaniem sztyletów, podczas gdy jego traktowano jak szczura laboratoryjnego. Krzywię się na widok licznych plamek po wkłuciach w miejscach, gdzie igła przerywała fakturę jego skóry. Czy ja też skończyłabym w ten sposób, gdyby Instytut dowiedział się, że jestem hybrydą? Zaciskam pięści. Dobrze znam odpowiedź. Nie wiem, dlaczego to robię. Moja dłoń sama kieruje się w stronę twarzy chłopaka. Gdy opuszki palców stykają się z jego trupio zimną skórą, z trudem powstrzymuję się, by nie odskoczyć. Unoszę jego głowę i wedle poleceń Naczelnika, po prostu mu się przyglądam. Wyschniętym, popękanym ustom, zaschniętej krwi, która prawdopodobnie spłynęła z jego złamanego nosa i szarym tęczówkom. Kurwa. Nie reaguję na tyle szybko, by zobaczyć, jak te całkowicie wypełnia czerń. Odsuwam dłoń w momencie, gdy jego usta, zachrypłym głosem wypowiadają polecenie:
– Podejdź do gabloty. Rozbiją ją, podnieś kawałek szkła i poderżnij sobie gardło.
– Nie... – protestuję, ale mój umysł zaćmiewa mgła.
Wszystkie dźwięki z zewnątrz stają się przytłumione. Moje nogi same kierują mnie w stronę szklanych gablot. Nie, proszę. Protestuję w myślach. Ryk mojej opaski dobiega jakby zza ściany, a przecież widzę, jak migocze na moim nadgarstku. Jedyne, co słyszę wyraźnie, to polecenie Morrigana. Nie potrafię mu się sprzeciwić. Zmusić swoich mięśni, by przestały się poruszać. Od gabloty dzielą mnie już tylko dwa metry. Stój, rozkazuję samej sobie, jednak dużo głośniejsze jest to chrapliwe polecenie. Podejdź do gabloty. Nie chcę. Ale robię to i chociaż z całej siły próbuję się powstrzymać, zaciskam dłoń w pięść i wymierzam cios, jakbym przed sobą widziała worek treningowy. Brzęk szkła i krzyki wbiegających do laboratorium strażników nie są tak głośne jak niewyjaśniona chęć, by chwycić mieniący się w świetle lamp ostry odłamek z roztrzaskanej witryny. Zaciskam na nim palce i zbliżam do szyi. Po policzkach spływają mi łzy. Nagłe, mocne szarpnięcie odciąga moją dłoń i przyszpila ją do ściany. Nie, nie. Muszę wykonać polecenie. Szarpię się, ale Naczelnik nie potrzebuje zbyt wiele siły, by mnie unieruchomić. Ktoś krzyczy. Czyjeś dłonie podwijają rękaw mojej koszuli. Krzywię się, gdy bolesne ukłucie przeszywa moje przedramię. Nie słyszę już głosu Morrigana. Właściwie niczego już nie słyszę, a majaczące przede mną twarze zlewają się w jedną plamę.
CZYTASZ
Me & the devil
FantasyW ściśle kontrolowanym przez władze mieście: Ona posiada zakazane moce i by uniknąć zniewolenia musi zdobyć miejsce w elitarnym kręgu władzy. On pochodzi z szlachetnego rodu, który gardzi tym, co magiczne. Aby nie okryć hańbą nazwiska musi wzmocnić...