Rozdział 58

5 0 0
                                    


Loki nie żyje.

To pierwsza myśl, która powraca do mnie, gdy odzyskuję przytomność. Kulę się za skrzyniami. Mam zamknięte oczy. Dopóki ich nie otworzę, nie muszę się z tym mierzyć. Mogę udawać, że wszystko jest w porządku. Niedługo. Finley rozwiewa moje nadzieje. Słyszę jej zmartwiony głos. Dobiega gdzieś z oddali.

– Sprawdźcie, czy nikt z was nie poplamił ubrań. Naprawdę nie wiem, czemu nie mogą posprzątać przed pokazem...

Zatykam uszy. Brudny materiał. To jej zmartwienie. W tym momencie jej nienawidzę. Tak jak Morrigana, który powstrzymał mnie przed wbiegnięciem na arenę. Tak jak Najwyższego. Nie. Do niego czuję większą nienawiść. To ona sprawia, że się podnoszę. Myślę o Lokim. Nie wydał mnie. Jutro jego poświęcenie pójdzie na marne, jeśli niczego z tym nie zrobię. Chwytałam się emulsji jak kotwicy. Z opcji dodatkowej przerzuciłam ją na pewnik. Udało mu się. Naprawdę ją stworzył i gdyby go nie złapali to... dlaczego go złapali? Przecież obiecał, że będzie przesadnie ostrożny, obiecał, że to nie potoczy się w ten sposób, że nawet jak go złapią, to nic mu nie będzie. Ta ostatnia myśl budzi we mnie iskierkę nadziei.

Spokojnie, upominam się. Myśl logicznie. Z strzępków wspomnień odtwarzam jedną z naszych ostatnich rozmów. Nie przyśniłam sobie jej. Na pewno nie. Loki niemal wprost zapewnił mnie, że przeżyje. Nawet, jeśli zaciągnął go na arenę, użyje emulsji, która podtrzyma jego funkcje życiowe. Czy tak się stało? Zaciskam szczękę, by pozbyć się drżenia podbródka. To Loki. Znam go. Nie wspomniał o tym dla zabawy. Nieprzypadkowo podkreślił, że ma dobę. Nie. To ja mam dobę. By do niego dotrzeć i go uzdrowić. Nie prosił o to wprost, ale musiał być pewny, że mi się uda. Potrafię to zrobić. Potrafię go uleczyć. Tylko najpierw muszę dotrzeć na Urwisko. To tam, do ukrytych pod ziemią laboratoriów trafiają ciała tych, którzy według Instytutu nie zasługują na godny pochówek.

Ocieram twarz. Dopiero teraz czuję mokre ślady na policzkach. Nie pozwalam, by dotarła do mnie reszta emocji. Chcę czuć wściekłość mieszaną z wiązkami nadziei, dzięki której mam siłę, by wyjść zza skrzyni i wśród modeli odszukać jedyną znaną mi osobę, której udało się uciec z podziemnych więzień. Nie jest to trudne. Morrigan jako jedyny nie pozbywa się właśnie swojego stroju. Idę prosto na niego. Nie wiem czy to intuicja, czy po prostu przeczucie, ale w tym samym momencie odwraca się w moją stronę. Widzę, jak ostrzegawczo unosi palec. Nie wie jakie mam zamiary, ale zgaduję, że nie trudno doszukać się ich na mojej twarzy. Pieką mnie policzki, a krew buzuje w żyłach.

– Jednak przyjdę na tę imprezę – mówię głośno, pozornie lekkim tonem. – Musisz podać mi adres.

– Cokolwiek robisz, nie mam na to czasu. – Obniża ton, gdy zatrzymuję się jakieś pół metra od niego.

Odwraca się.

– Mam coś, czego szukasz – mówię, nim zdąży odejść.

Wzdrygam się, gdy w ułamku sekundy znajduje się przy mnie i zaciska dłoń nad moim łokciem.

– Wiem o przepowiedni. O tym, że próbujesz skompletować ją w całość. Mi się udało. Oddam ci ją, jeśli pomożesz mi wkraść się do podziemi Strefy Skażonej – wypowiadam te słowa szybko, jakbym obawiała się, że w połowie braknie mi odwagi.

Nie widzę jego twarzy. Nie wiem co myśli. Jest zaskoczony? Mocniej ściska moje ramię. Przyciąga mnie na tyle blisko, że nikt z kręcących się obok modeli i modelek nie widzi sztyletu, którego ostrze przykłada między moimi żebrami. Robi mi się niedobrze. Skąd go ma? Szperał w moim pokoju? A jeśli tak, to kiedy? Jestem pewna, że sztylet nadal tam był, gdy wczoraj sięgałam po dziennik, by pokazać Hunterowi ostatni fragment proroctwa.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz