Rozdział 54

10 0 0
                                    

– Wolałem się mylić. Łudzić, że nie okażesz się tak słaby jak twoja matka.

Na dźwięk ochrypłego oboje odwracamy się gwałtownie w stronę drzwi. 

Vincent Shelby utyka, gdy wchodzi do pokoju. Podtrzymuje się ściany i mimo bladości jego skóry, zapadniętych policzków i chorowitego wyglądu, samo spojrzenie wystarczy, byśmy zamarli. Bije od niego surowość, której nie szczędzi też w tonie:

– Ona też spoufalała się z wadliwymi – cedzi i wykrzywia wargi. – I zobacz, jak skończyła.

Spuszczam wzrok. Tylko przez chwilę zerkam na Huntera. Gdy się podnosi, rzuca mi ukradkowe, ostrzegawcze spojrzenie. Nie wiem co oznacza, ale nie mam odwagi, by się poruszyć. Piłam whisky. Jeśli jego ojciec się dowie... czuję bolesne ukłucie między żebrami. Nie teraz. Błagam. Nie teraz. Powoli wypuszczam powietrze, nabieram i przez chwilę wstrzymuję je w piersi. Koncentruję się na krokach Huntera. Zatrzymuje się. Nie ośmielam się unieść głowy i na nich spojrzeć.

– Spoufalała? – W głosie Huntera wyczuwam zaprzeczenie. – Matka należała do składu likwidacyjnego. Tak jak ty. Zginęła w walce z Morriganami.

W pokoju rozlega się suchy, pozbawiony wesołości śmiech. Mimowolnie drżę. Zaciskam dłonie w pięści, by pozbyć się natarczywego mrowienia.

– Pozwoliłem ci żyć złudzeniami, w obawie, że przejmiesz jej nawyki. Najwidoczniej to za mało. Jej zła krew zgorszyła też ciebie. Uczyniła cię słabym, podatnym na uroki wadliwych.

– Matka nie była słaba...

– Nie przerywaj mi – ostrzega go z zadziwiającą siłą. – Twoja matka zachwiała wszystko, nad czym tak ciężko pracowaliśmy. Sprawiła, że od nowa musiałem budować pozycję w Kręgu. Zbyt naiwna, zbyt wątła. Pozwoliła im się omamić, ale nie w ten sposób, który kiedyś ci przedstawiłem. Nikt na nią wtedy nie wpłynął synu. Sama weszła w przeklęte płomienie, łudząc się, że może ich uratować. Nie potrafiła wykonać zadania. Nie nadawała się do tego. I ty też się nie nadajesz. Dałem ci wystarczająco dużo środków i czasu, a ty zamiast wykorzystać szansę, uganiasz się za wadliwą. Jeszcze dziś przeniesiesz wszystkie dokumenty do mojego pokoju. To koniec twojego wątpliwie przydatnego udziału w tej sprawie. Rozumiesz?

Hunter milczy. W ciszy, która skala pomieszczenie słyszę donośne bicie swojego serca. Siedzę nieruchomo, z włosami zakrywającymi twarz. Zbyt przerażona, by się poruszyć. I zbyt poruszona nagłym napływem informacji.

– Zapytałem, czy rozumiesz? – Mężczyzna ponawia pytanie.

Jego bezwzględny ton wskazuje na to, że odpowiedź może być tylko jedna.

– Tak. – Głos Huntera jest przygaszony.

– Skup się na szkoleniu i znajdź odpowiednie towarzystwo. Plugawa mutacja do nich nie należy.

Nasłuchuję jego kroków. Gdy zatrzaskuje za sobą drzwi, z ulgą wypuszczam powietrze. Dopiero teraz zbieram się na odwagę, by unieść głowę. Hunter nie drgnął nawet o milimetr. Stoi w tym samym miejscu, odwrócony plecami. Nie próbuję zgadywać, jak się czuje. Ja też nie przyjęłam najlepiej do wiadomości tego, że matka okłamywała mnie przez całe życie. Po cichu zsuwam się z łóżka. Zbliżam się do niego powoli. Waham się i ostatecznie opieram dłoń na jego ramieniu.

– Idź do siebie, Walker.

Czuję się, jakby wymierzył mi policzek. Powinnam była przywyknąć do chłodku w jego głosie, więc czemu tam się dziwię? To, że przez kilka poprzednich dni nie skakaliśmy sobie do gardeł niczego nie zmienia.

– Czyli wracamy do normalności – kwituję gorzko i się odsuwam.

Wymijam go i kieruję się w stronę łazienki. Niespodziewanie zaciska dłoń na moim ramieniu i odwraca w swoją stronę. Zmieszana posyłam mu pytające spojrzenie. Nie patrzy na mnie.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz