Rozdział 8

22 3 0
                                    

– Zamierzasz za pomocą tego rzucić jakieś czary, wiedźmo?

Z zaskoczenia podskakuję na drewnianej ławce i upuszczam karty. Błyszcząca talia rozsypuje się na wydeptanej trawie. Unoszę wzrok. Przede mną stoi jeden z kumpli Huntera. Nie znam jego imienia, więc w myślach przezywam go lizusem. Domyślam się, że zaczepia mnie albo na jego polecenie, albo aby mu się przypodobać.

– Zaburzasz moją proroczą aurę, więc jeśli nie chcesz, bym rzuciła na ciebie klątwę, idź dręczyć swoich przyjaciół – odpowiadam słodkim tonem i zbieram karty.

Nie odpowiada. Po prostu się wycofuje. Jestem nieco zaskoczona, że tak łatwo odpuszcza, ale zagadka rozwiązuje się, gdy obok siebie rozpoznaję śmiech Finley. Chłopak może zadzierać ze mną, ale nie jest na tyle głupi, by na oczach Huntera pogrywać z jego kuzynką.

– Masz. Przyniosłam ci coś bez procentów. Straszna dyskryminacja. Oprócz wielkich napoi do drinków, mieli tylko ten jeden kartonik.

Automatycznie sięgam po sok, który mi podaje. Marszczę brwi, gdy rozpoznaję ilustrację na opakowaniu. Rzucam ukradkowe spojrzenie na Huntera. Finley przyniosła mi ten sam kartonik soku, który dzisiaj mu wręczyłam. To przypadek, czy raczej forma przypomnienia o naszej dzisiejszej rozmowie? Może chce sprawić, bym szybciej wyniosła się z ogniska? Zastraszyć mnie? Nie ma opcji. Gapię się w jego stronę tak długo, aż w końcu udaje mi się złapać jego spojrzenie. Ten niespodziewanie podnosi się i rusza w moją stronę. Krzyżuję dłonie na piersi. Czekam na atak, jednak ten w ogólne na mnie nie patrzy. Całą uwagę skupia na Finley.

– Jeśli wrócisz do domu pijana, twoja matka mnie zamorduje – mówi i bez ostrzeżenia sięga po kubeczek, który ta trzyma w dłoni.

Dopiero wtedy na mnie spogląda. Przez krótką chwilę, obdarza mnie wyzywającym spojrzeniem. Gestem wznosi toast i wypija drinka Finley, która wpatruje się w niego z osłupieniem. Niech będzie. Uśmiecham się, wbijam słomkę w kartonik i pociągam dużego łyka. Chętnie wzniosę z nim toast. Za to, żeby się udławił. Hunter odwraca się i rusza w stronę zapasów. Finley przeklina go głośno. Zrywa się z miejsca i próbuje go dogonić. Przecisnąć się, przez tłum tańczący obok ogniska. Krzywię się, gdy upijam kolejny łyk. Początkowo obawiam się, że sok jest przeterminowany. Wyjmuję papierową słomę i delikatnie naciskam kartonik. Dociera do mnie ostry zapach alkoholu. Coś kłuje mnie w piersi. Automatycznie wrzucam napój. Nie zrobił tego. Rozglądam się w panice, jakby zaraz na polanie mieli pojawić się strażnicy strachu i aresztować mnie za złamanie kodeksu. Widzę jedynie grono wygłupiających się absolwentów. Nie zmienia to faktu, że Hunter przesadził. Nie kontroluję tego, co robię. Wstaję i ruszam za nim. Wyleję mu zawartość kartoniku na głowę. Przysięgam. Mam nadzieję, że alkohol, którego sam zapewne tu dolał, wypali mu oczy. Niespodziewanie na kogoś wpadam. Jego kumpel łapie mnie za dłoń.

– Gdzie się tak śpieszysz, wiedźmo? Uczyń mi ten, wątpliwie ogromny zaszczyt i uracz tańcem.

Nie wiem co kombinuje, ale nim zdążę zareagować obraca mną i porywa do tańca. Moje próby wyminięcia go, ze śmiechem traktuje jak choreografię. Kieruje mną w stronę ogniska. Siłuję się z nim. Próbuję ignorować uderzenia gorąca i odsunąć się od ogniska, ale ten za każdym razem blokuje mi drogę i zmusza do przesunięcia bliżej płomieni.

– No dawaj Shade, rzuć jakieś zaklęcie – drwi i uchyla przed ciosem, który wymierzam w jego policzek.

Próbuję raz jeszcze, ale tym razem chłopak po prostu chwyta moją rękę. Przyciąga mnie do siebie i unosi nad ziemię. Dudni mi w uszach. Trzask ogniska słyszę najwyraźniej. Śmiechy zgromadzonych wokół osób dobiegają jakby z oddali. Zaciskam mocno zęby. Nie chcę, by drżała mi szczęka. Próbuję się wyszarpnąć. Wierzgam nogami, ale to sprawia, że ten podchodzi bliżej ogniska. Strużka potu spływa mi po czole. Nie chcę być tak blisko ognia.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz