Rozdział 56

7 0 0
                                    

Przesuwam między palcami pognieciony skrawek papieru. Mimo upływu lat nadal mieni się w świetle lampki. Wygląda łudząco podobnie do tych, które staruszka przekazała Hunterowi w chacie. Jeśli się nie mylę i to naprawdę jest ostatni fragment przepowiedni, to z tymi, które posiada on, mamy całość. Jeśli się nie mylę. Próbuję przeanalizować fakty. Jak fragment przepowiedni znalazł się w rękach Seth'a Payne'a, skoro pierwotnie należał do Jamesa Blacka, straconego przy poprzednim Święcie Sprawiedliwości? Może to forma zapłaty za jego usługi? Pamiętam, jak zaświeciły mu się oczy na widok sztyletu, który zaoferowała mu matka. Czy tak było i w tym przypadku? Robił interesy z Blackiem, a ten zaoferował mu coś cennego zamiast pieniędzy? Tylko czego tak desperacko mógł pragnąć Black, oprócz oczywiście ucieczki. Instytut z jakiegoś powodu zdecydował się stracić jednego z najlepszych strażników. Potencjalnego kandydata na miejsce Naczelnika strażników. A w końcu tak bardzo im się przysłużył. Jest tylko jeden sposób, bym mogła przekonać się, czy moja teoria jest słuszna. Potrzebuję pozostałych fragmentów. Zgarniam ten do kieszeni i ruszam do pokoju Huntera, lecz gdy tylko wystawiam stopę na korytarz, natychmiast z powrotem znikam za drzwiami, które przytomnie zostawiam uchylone. Vincent Shelby stoi w progu pokoju swojego syna. Na szczęście odwrócony do mnie plecami.

– Nareszcie coś zaczyna do ciebie docierać. Dobrze zrobiłeś. – W jego głosie jest więcej szorstkości, niż pochwały.

Dociera do mnie dźwięk zatrzaskiwanych drzwi i ciężkie kroki, gdy mężczyzna wraca do swojego pokoju. Czuję nieprzyjemny ucisk w żołądku, nie mający nic wspólnego z tym, że nie zjadłam dzisiaj kolacji. To słowa pana Shelby'ego sprawiają, że mam ochotę zwymiotować. Najlepiej wprost na Huntera. Pani Coltrane się myliła. Jednak więcej w nim żądnego władzy i sukcesu ojca, niż empatii matki. I teraz za tę pomyłkę zapłaci, chyba że w porę uda mi się ją ostrzec.

Wyrywam się z amoku, sięgam po bluzę i zbiegam na dół. Jeśli Pan Shelby już wie, z pewnością zaraz wyda nakaz aresztowania staruszki, o ile już tego nie zrobił. Nie mam za wiele czasu. Przemykam się na zaplecze i na palcach kieruję w stronę drzwi ewakuacyjnych. O tej porze jest tu niemal zupełnie ciemno, poza nikłą, zieloną poświatą rzucaną przez znaki wskazujące drogę do wyjścia. Palcami ledwo muskam klamkę, bo nagle coś szarpie mnie za ramię do tyłu. Błyskawicznie wysuwam się z tego uścisku, odskakuję by zwiększyć dystans i odwracam się, gotowa do zadania ciosu. Przynajmniej treningi strażników na coś się przydają, myślę z przekąsem i na widok mojego przeciwnika nie opuszczam gardy. Hunter wykrzywia usta w drwiącym uśmiechu, a następnie otwiera je, gotowy wypowiedzieć jakieś oszczerstwo. Nie mam na to czasu. Pani Coltrane nie ma na to czasu. Zamiast go wysłuchać ostrożnie przesuwam się w stronę wyspy kuchennej i rzucam w jego stronę pierwszą rzecz, którą napotyka moja dłoń. Uchyla się w ostatniej chwili, a miska z brzękiem turla się po podłodze. Kiedyś trafię. Z tą myślą chwytam pierwszy ze sterty talerzy i ciskam nim do przodu. A później kolejny, lecz Hunter przechwytuje talerz nim zamieniam go w latający dysk. Z frustracją odkłada go na blat i opiera dłonie po obu stronach moich ud, zamykając mnie tym samym w klatce ze swoich ramion. A gdyby tak...? Zaciskam dłonie wokół jego szyi i wybijam się, by ciężarem ciała opaść na jego ramię i zmusić go do zerwania uścisku, gdy nagle oślepia mnie wiązka światła. Na kuchennym zapleczu robi się przerażająco jasno. Hunter co prawda odsuwa dłoń od blatu, ale tylko po to, by podtrzymać mnie przed upadkiem. Jednak to nie jego bliska obecność tak mnie martwi. Ktoś zapalił światło. Ktoś właśnie wszedł do kuchni. Wyobrażam sobie krzyk mojej matki i dezaprobatę w głosie ojca, gdy słyszę coś w rodzaju przeciągłego wzdechnięcia.

– Eww ludzie – Loren teatralnie wykrzywia usta w grymasie obrzydzenia. Stoi kilka metrów od wejścia, a w dłoni ściska zestaw świeżo wypranych ścierek kuchennych. – Jesteśmy dosłownie w miejscu, gdzie przeważają pokoje z łóżkami. Znajdźcie sobie coś wolnego, bo nie mam ochoty szykować jedzenia w miejscu, gdzie...

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz