Rozdział 45

10 1 0
                                    

Budzę się i gwałtownie podrywam do pozycji siedzącej. Oddycham szybko, choć nie nękał mnie koszmar. W powietrzu wyczuwam coś dziwnego. Nieznajomy zapach, który kojarzy mi się z rześkością powietrza. Może to tylko moja podświadomość, podsycona snem, którego nie pamiętam? Zaciskam dłonie w pięści i rozluźniam palce. Nie potrafię wytłumaczyć tego nagłego zrywu. Spięcia mięśni. I nagle to słyszę. Cichy szczęk zamka. Spoglądam w stronę drzwi w momencie, gdy klamka odskakuje na swoje miejsce. Zrywam się z łóżka i wybiegam na korytarz. Jego sylwetka znika na schodach. Biegnę za nim. On jakimś cudem porusza się, niemal bezszelestnie. Moje kroki odbijają się na każdym stopniu.

– Stój – proszę cicho.

Mój głos roznosi się wśród panującej w hotelu ciszy, jednak on nie odwraca się nawet na sekundę. Rozmywa się w czerni. Zlewa z nią, jakby stanowili jedność. Na półpiętrze opadam z sił. Przytrzymuję się barierki i walczę o to, by nie spaść ze schodów. Ten krótki wysiłek kompletnie mnie wykończył. Nie wiem ile wiszę tak i wpatruję w błysk czytnika, który ponownie spoczywa na moim nadgarstku. Przeklęty Morrigan. Czy ja jestem jakąś darmową wypożyczalnią? To żarzący się w moich żyłach gniew popycha mnie do przodu. Dzięki niemu w końcu się podnoszę i wracam do pokoju.

Opieram się o umywalkę w łazience i spoglądam na swoje oblicze. Zapadnięte policzki. Blada skóra. Rozczochrane włosy. Wyglądam żałośnie. Jestem żałosna. Zaciskam dłonie na ceramice tak mocno, aż bieleją mi knykcie. Tańczę tak, jak mi grają. Mam być przykładnym obywatelem? Wypierać się posiadania wpływu, traktować to jako hańbę? Jasne, nie ma sprawy. Mam żyć w strachu, obawiać się o każdy dzień i przyzwyczajać do wizji więziennej celi Instytutu? Zrobione. Ze złością uderzam pięścią w lustro. Szkło rozpryskuje się na miliony kawałków. Ostre odłamki przecinają mi skórę, a dwa wbijają się w policzek. Wyciągam je ze złością, a te z brzdękiem odbijają się o ceramiczną płytę umywalki, nim całkiem giną w odpływie. Prostuję się gwałtownie i staję przodem do drzwi. Nie tylko brzdęk właśnie słyszałam. Ktoś jest w moim pokoju. Próbuję zapanować nad rosnącym we mnie niepokojem i odepchnąć myśli, które szydzą z tego, w jakim stanie się teraz znajduję. Co jeśli to Morrigan? Wrócił na moje wołanie? Wcale tego nie chcę. Gdy go wołałam, nie myślałam racjonalnie. Wybieram kilka odłamków lustra, które najbardziej nadają się do rzucania i na palcach wycofuję się pod ścianę prysznica. Jeśli mam walczyć, to z odległości. To moja jedyna szansa, biorąc pod uwagę fakt, że kilka minut temu dostałam zadyszki po przebiegnięciu kilku schodków. Rzucam pierwszym odłamkiem, gdy męska sylwetka wsuwa się do łazienki. Uchyla się w ostatniej chwili, nim szkło wbija się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą była jego głowa. Za wolno, jak na Morrigana. Pozostałe odłamki wypadają mi z dłoni, gdy rozpoznaję mojego gościa.

– Też za tobą tęskniłem. – Loki prostuje się z gracją i śle mi zawadiacki uśmiech, jednak ten blednie, w miarę, gdy jego zmrużone oczy przyzwyczajają się do zapalonego w łazience światła i skanuje mnie uważnym spojrzeniem.

Loki tu jest. Nie potrafię w to uwierzyć. A może po tylu dniach letargu wreszcie dopadły mnie halucynacje? Może Morrigan też nie był prawdziwy? Szczypię się w ramię. To niedorzeczne. Loki nie zapuszcza się dalej, niż poza teren Dziury.

– Jesteś tutaj? – pytam głupio i niepewnie stąpam krok na przód.

– Dawno mnie nie odwiedzałaś. Chciałem osobiście pogratulować ci sukcesu i upewnić się, że nie zmieniłaś stron.

Drży mi podbródek. To głupie. Nie chcę teraz płakać i nawet nie mam ku temu konkretnego powodu. Albo mam ich zbyt wiele. W odpowiedzi jedynie kręcę głową, bo obawiam się zdać na łaski zdradzieckiego głosu. Loki przysuwa się do mnie powoli. Jak do ranionego zwierzęcia, którego nie chce spłoszyć i gdy dzieli nas jeden, duży krok, wyciąga dłoń. Ujmuję ją i dopiero wtedy przyciąga mnie do swojej piersi, a ja wybucham niekontrolowanym szlochem.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz