Rozdział 29

9 1 0
                                    

Dopiero w pokoju z ulgą opadam na łóżko. Teraz wydaje się dużo bardziej przyjazne, niż kilka godzin temu, gdy zaplątana w kołdrę i koce toczyłam nierówną walkę, by się wydostać. Zerkam na budzik. Za chwilę wybije czwarta, co oznacza, że od pracy dzielą mnie trzy godziny. Najchętniej zamknęłabym oczy i w pełni wykorzystała każdą minutę. W weekendy ruch jest największy, a chmara gości oczekuje, że spełnię wszystkie oczekiwania od ręki. Zmuszam się, by usiąść. Mój wzrok pada na drzwi szafy, a konkretniej na odłamany kawałek drewna. Powinnam to czymś zakryć, nim mama się zorientuje. Biorąc pod uwagę oryginalne sposoby zapraszania uczestników do udziału w zadaniu, mogłam trafić gorzej. Clarke otrzymała zaszyfrowaną wiadomość. Włamała się do biblioteki, by ją odczytać. Zajęło jej to tyle czasu, że ledwo zdążyła dotrzeć na miejsce zadania. Parker znalazł u siebie pustą kartkę i fiolkę z tym samym symbolem, który znajdował się na grocie strzały i liście Huntera. Postanowił to wypić i gdy jego żołądek zaprotestował, szczęśliwie zwrócił zawartość na kartkę, którą ciągle miał przed sobą. Serum zawarte w wymiocinach odsłoniło ukryty druk. Przez większość drogi powrotnej śmialiśmy się z jego kreatywnego rozwiązania sprawy. Poczułam się tak, jakbym zawarła z nimi sojusz. Sojusz, który rozpadnie się, gdy tylko zobaczą, że lokalizator wskazuje na pensjonat.

Wsuwam dłoń pod koszulkę i wyciągam fiolkę z płynną, mieniącą się mazią. Uśmiecham się pod nosem. Wykiwałam ich. Teraz muszę tylko zadbać o to, by utrzymać ją przy sobie do poniedziałku. Nie chcę chować jej w pokoju i według zasad nie mogę trzymać jej przy sobie. Zerkam na lokalizator. Moje imię podświetla się na niebieski kolor, jednak tak jak przy imionach pozostałych uczestników, widnieje przy nim okrągłe zero. Nie otrzymałam żadnego punktu. Najwyższy czas to zmienić.

Wychodzę z pokoju i kierując się odbiciem światła z fluoroscencyjnych oznaczeń schodzę dwa piętra niżej. Uchylam niewielkie drzwiczki do schowka, który służy nam do przechowywania czystych ręczników i pościeli. Jutro znajdę lepszą kryjówkę. Zatrzymuję się przed półką, na której piętrzą się idealnie poskładane ręczniki. Woń kwiatowego zapachu proszku do prania wypełnia moje nozdrza. Zaciągam się nim i przez chwilę czuję się tak, jakbym leżała już w swoim łóżku. Aby nie odwlekać dłużej tej chwili staję na palcach i wyciągam dłoń z fiolką. Rodzice zawsze sięgają najpierw po ręczniki z niższych partii, a ja muszę mieć pewność, że nikt przez pomyłkę nie wyrzuci mojej zdobyczy. Chcę wsunąć ją między dwa ręczniki, gdy nagle wierzch mojej dłoni przykrywa coś ciepłego. Nim zdążę zareagować, fiolka umyka mi z dłoni. Gwałtownie obracam się do tyłu, jednak odbijam się o kogoś i ląduje plecami na szafce.

– Nie jesteś taka sprytna jak myślisz. – Hunter podrzuca w dłoni fiolkę, którą dopiero co mi odebrał.

W ciemności widzę jedynie zarys jego twarzy. Uśmiecha się. Marzę o tym, by zedrzeć mu ten głupi uśmiech. To ja znalazłam fiolkę pierwsza i wykiwałam ich na dachu. Nie po to, by oddać mu ją, nim zdobędę choć jeden punkt. Gwałtownym ruchem sięgam po zwinięty w kostkę ręcznik i rzucam nim w jego twarz, a drugą rękę wyciągam w kierunku dłoni, którą podrzuca fiolkę. Hunter łapie ją pierwszy. Moja prowizoryczna tarcza w postaci ręcznika opada zmięta na podłogę, a ten wolną ręką przyszpila moje ramię do ściany. Nie mam wątpliwości, że czuje szybkie falowanie w mojej piersi. Pewnie napawa go to satysfakcją. Stoimy na tyle blisko siebie, że bez trudu mogę dojrzeć ciemniejsze przebarwienia na kostkach i knykciach jego dłoni. Przestaje bawić się fiolką. Na moich oczach chowa ją do kieszeni jeansów.

– Więcej tak nie rób – Jego głos jest cichy, zabarwiony ostrzegawczym tonem. – No chyba, że chcesz skończyć jak Trevor.

Marszczę brwi.

– Trevor? Kim, do cholery, jest Trevor?

– Naprawdę? – Odsuwa się. W odróżnieniu ode mnie, do tej pory wydawał się wręcz niewzruszony sytuacją. Teraz jego sylwetka wydaje się trochę spięta. – Nie wiem czy potraktować to jako akt twojej wspaniałomyślności czy głupoty. Gość prawie wrzucił cię do ogniska, zepchnął z dachu fabryki, a ty nie kryjesz w sobie choć krzty przezorności, by poznać jego imię.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz