Rozdział 46

7 0 0
                                    

Hunter opiera się o próg i mierzy mnie zirytowanym spojrzeniem.

– Wróciłaś do żywych – komentuje i zawiesza spojrzenie na koszulce, która luźno zwisa na moich ramionach. – Nadal wyglądasz okropnie, czego chcesz?

– Ciebie też miło widzieć. Tak, chętnie wejdę do środka, dziękuję za zaproszenie. – Uśmiecham się i nurkuję pod jego ramieniem. – Swoją drogą, twoja twarz również wygląda okropnie. Co się stało? Znowu nękałeś jakiegoś dziesięciolatka?

Robię kilka kroków do przodu i niemal potykam się o stojące na środku przejścia buty. W pokoju Huntera panuje kompletny bałagan. Chyba po raz pierwszy widzę go w takim stanie. Rozrzucone na podłodze i na niezasłanym łóżku papiery. Usłana z ciemnoszarego proszku ścieżka po umazanych nią panelach prowadzi do stosu na wpół spalonej kupy rzeczy, w której ciężko rozróżnić cokolwiek. Nie nadążam się przyjrzeć, bo Hunter ciągnie mnie z powrotem do wyjścia. Oh nie. A więc znowu chce zagrać w grę, pod tytułem: jestem większy, silniejszy i skoro cię nie potrzebuję, to pozbędę się ciebie bez trudu? Nie tym razem. Korzystam z tego, że przepchnął mnie aż pod drzwi. Zatrzaskuję je, przekręcam klucz i zaciskam go w pięści. Hunter wydaje się nieco zaskoczony, jednak szybko w jego zielonych tęczówkach iskrzą się gniewne ogniki. Otwiera usta, by mnie zbesztać, ale go uprzedzam.

– Zamknij się – ostrzegam go, jednak ten nie słucha.

– Nie Shade. To ty się zamknij i mnie posłuchaj. Cokolwiek robisz, nie mam na to czasu. Albo w tej chwili oddasz mi klucz, albo sam ci go...

Bez uprzedzenia rzucam klucz w głąb pokoju. Słyszymy cichy brzdęk, gdy przesuwa się po panelach. Hunter zaciska szczękę. Wygląda tak, jakby chciał mi przywalić. Prostuję się i rzucam mu wyzywające spojrzenie. Kręci głową z irytacją i cofa się, by odnaleźć jedyny przedmiot, który pozwoli mu się mnie pozbyć. Powodzenia, myślę. Nawet ja nie wiem, gdzie poleciał. Podążam za nim i rozsiadam się w jednym z foteli przy stoliku kawowym. Obserwuję jak schyla się i zagląda po łóżko. Ma napięte mięśnie, a żyła wojowniczo pulsuje na jego skroni. Czyżbym działała mu na nerwy? Ups. Lepiej niech uzbroi się w wielkie pokłady samokontroli. Dopiero się rozkręcam. W odróżnieniu od niego, niewiele mam już do stracenia.

– Czego chciałeś? Wczoraj – rzucam lekkim tonem na początek, zupełnie tak, jakbym w zwyczaju miała wpadać do niego na ploteczki.

Hunter przestaje zbierać porozrzucane na podłodze papiery. Plik kartek, które ma w dłoni, odrzuca na łóżko i posyła mi chłodne spojrzenie.

– Wyrazić szczery zawód i zaskoczenie faktem, że ukończyłaś Inicjację na szóstym miejscu.

Gówno prawda. Gdyby faktycznie tak było, nie kryłby się za tym fałszywym, wyuczonym spojrzeniem.

– Dzięki, również ci gratuluję – odpowiadam z przekąsem.

– Nie przyszłaś na ogłoszenie wyników. Skąd wiesz, że się dostałem?

– To chyba oczywiste – wywracam oczami. – Niestety.

Widzę, jak gdzieś pod warstwą irytacji i gniewu, spowodowanego moim nagłym wtargnięciem, walczy, by połechtane ego nie uniosło kącików jego warg. Wygrywa tą walkę. I kolejną, bo nagle schyla się i spod papierów wyciąga klucz. Gestem pokazuje mi drogę do wyjścia. Nie ruszam się. Beztrosko odchylam głowę na oparcie fotela. Hunter wznosi oczy do góry, jakby modlił się do fałszywych bogów. Dwa kroki wystarczają, by znalazł się tuż obok. Pochyla się i bez ostrzeżenia unosi mnie do góry i przerzuca przez ramię.

– Miło, że wpadłaś – mówi, nie kryjąc sarkazmu i poważnym tonem dodaje – nie rób tego więcej.

Nie szarpię się z nim. Pozwalam, by niósł mnie pod drzwi i odzywam się dopiero, gdy słyszę brzdęk klucza:

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz