Rozdział 49

11 1 0
                                    

Zaciskam dłoń na rękojeści noża. Zamachuję się po raz drugi, ale cel złośliwie odskakuje na bok. Przeklęta limonka turla się po blacie, aż do jego krawędzi. Łapię ją w locie, tym razem przytrzymuję palcami i dopiero przekrajam na pół. Odkrawam plasterek, zawieszam go na brzegu kieliszka i gotowego drinka stawiam przed Parkerem, który przez cały ten czas obserwuje moje działania z lekkim powątpieniem.

– Przypomnij mi raz jeszcze, dlaczego stwierdziłaś, że to dobra decyzja, by zamienić się z Loren i stanąć za barem? – kpi i upija łyk zamówionego napoju.

Jego usta natychmiast wykrzywiają się w grymasie. Uśmiecham się niewinnie. Być może dodałam odrobinę za dużo alkoholu. Parker jest moim pierwszym klientem tego dnia, a dawno nie miałam okazji, by przygotować choćby najprostszego drinka. Odkąd dołączyłam do strażników robi to tylko Loren, która dzisiaj łaskawie zamieniła się ze mną na role. Recepcja jest zbyt na widoku, a ja potrzebuję ubocznej kryjówki, by obserwować gości wchodzących do holu. Bar nadaje się do tego idealnie.

– Nie doceniasz mojego talentu. – Udaję oburzenie i z uprzejmym uśmiechem kieruję się do łysiejącego mężczyzny, który woła o filiżankę herbaty.

Nie mogę wyjawić Parkerowi prawdy. To w poprzedni piątek po raz pierwszy zobaczyłam tu mężczyznę w płaszczu. Jeśli dzisiaj się pojawi, chcę o tym wiedzieć, ale niekoniecznie z nim rozmawiać. Nie zamierzam trzeci raz przechodzić przez to, co matka uważa za jedyne słuszne wyjście. Zaparzam herbatę i wracam do Parkera. Drink, który mu zaoferowałam miał być podziękowaniem za pomoc w przejściu do dziesiątki. No cóż, przynajmniej nie może narzekać, że oszczędzam na alkoholu. Przy kolejnym łyku nie krzywi się aż tak bardzo.

– Skoro upiłeś, mogę dolać ci trochę soku – proponuję.

Kręci głową i dopija drinka za jednym zamachem. Parskam śmiechem na widok jego skrzywionej twarzy. Nie jestem potworem. Nalewam soku pomarańczowego do szklanki i mu podaję. Wypija połowę i dopiero odzyskuje mowę:

– Pali. Bardzo. Jestem w stanie przyjąć, że po tym przełknę dosłownie wszystko. Nawet twoją reakcję na moją następną prośbę.

Unoszę do góry jedną brew.

– Chodzi o Clarke. Podoba mi się. Chcę ją zaprosić na randkę i absolutnie nie mam pojęcia jak to zrobić i gdzie ją zabrać.

Nachylam się w stronę chłopaka nad ladą i rzucam mu zaskoczone spojrzenie.

– Clarke?

– Nie mam u niej szans? – pyta z obawą.

– Nie, to nie tak – mówię szybko. – Zaskoczyłeś mnie i tyle. Kiedy chcesz ją zaprosić?

– No dzisiaj – bąka. – To ostatni weekend przed tym, aż przyjmiecie mundury. Później ciężko będzie was złapać, gdy mistrzowie wypełnią wasz grafik treningami.

– Podejdź do niej i po prostu zapytaj. Jeśli będziesz owijać i się plątać, może się zirytować. Clarke szybko się irytuje – urywam, by się zastanowić. Z czego Clarke ucieszyłaby się najbardziej? Jej temperament nie pasuje mi do romantycznej schadzki nad jeziorem.

– Czekaj czekaj... – stopuje mnie, wyraźnie przerażony pierwszą wizją. – Mam po prostu zapytać? Tak zwyczajnie? Hej, pójdziesz ze mną na randkę?

– Zadziała na sto procent. – Oboje podskakujemy w miejscu, gdy nagle obok Parkera przysiada się Hunter. – Jeśli oboje cofniecie się do przedszkola.

Dodaje, a na jego wargi układają się w kpiącym uśmiechu. Odsuwam się i krzyżuję dłonie na piersi. Łudziłam się, że nie zobaczę go aż do północy. Umówiliśmy się, by wtedy podsumować wszystko, co udało nam się do tej pory ustalić.

Me & the devilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz