Przesuwam opuszkami palców po gładkiej powierzchni materiału, z którego wykonano maskę. Jest zadziwiająco lekka. Z daleka jej wzór i połysk sprawiał, że łudząco przypominała marmurową płytę, którą ktoś uformował na kształt ludzkiej twarzy. Odkładam ją do kosza, na stos identycznych masek i wracam do patrolowania zaplecza. Rano, gdy szukałam koszuli na tyle eleganckiej, by móc ubrać ją na Święto Sprawiedliwości, przyszedł list. Po raz pierwszy (nie licząc święta Odrodzenia) nie weszłam z rodzicami na arenę, by obejrzeć ceremonię. Rozdzieliłam się z nimi tuż po dotarciu do miasta i za okazaniem specjalnej przepustki, którą otrzymałam w liście, dostałam się na zaplecze mieszczące się pod trybunami areny. Zamiast koszuli, ubrana w mundur strażnika od godziny patroluję sekcję, w której pozostawiono stroje, na późniejszy pokaz mody. Niezbyt to ekscytujące, ale nie narzekam. Całkiem dobrze słyszę stąd wszystko, co dzieje się na arenie i nikt nie zawraca mi głowy. Co jakiś czas pojawia się tu inny strażnik czy mieszkańcy miasta. Do tej pory każdy z nich miał przepustkę, a właśnie tego mam pilnować. Za trybuny mają wstęp tylko upoważnione osoby, związane z organizacją późniejszych atrakcji. Reszta mieszkańców ma obowiązek uczestniczyć w ceremonii. Przez niewielką wyrwę w kurtynie oddzielającej nas od areny próbowałam dojrzeć Huntera. Bezskutecznie. Nie mam pojęcia do jakiej sekcji go przydzielili, ale skoro jest synem dowódcy Ścieku, to musi być to lepsze niż pilnowanie manekinów.
Do tej pory nikogo nie stracono. Udaje nam się uniknąć krwawych celebracji już od czterech lat (a przynajmniej tych jawnych, bo jestem pewna, że w pod murami Instytutu wiele trupów jest pogrzebanych. Jeden zapewne należy do Jamesa Blacka). Może dlatego, że nikt znacząco nie łamie Kodeksu, a przynajmniej nikogo na tym nie przyłapano. Nie po tym, jak cztery lata temu na naszych oczach skazano młodą kobietę. Nie znałam jej. Gdy wstąpiła na arenę, tak jak wiele osób przed nią, nie przeczuwałam, że zakończy swój żywot. Czasem po prostu można to wyczuć, ale ona nie pasowała do schematu. Nie wyglądała jak przestępczyni. Kroczyła niepewnym, kaczym chodem, a lśniące włosy w harmonijnych falach podążyły tuż za nią, gdy dwa razy obróciła się, by rozejrzeć po arenie. Zadbane dłonie, opiekuńczo ułożone na wystającym brzuchu. Gdy weszła, w przeciwieństwie to jej poprzedników, nie rozległy się żadne gwizdy czy złowrogie krzyki, bądź oskarżenia. Jedynie zaciekawione szepty. Co zrobiła? Dlaczego taka dziewczyna, w dodatku z miasta, trafiła na arenę? Wkrótce mieliśmy dowiedzieć się prawdy. Jej dziecko miało urodzić się hybrydą. Najwyższy przeczytał oskarżenie. Tak jak każdy, otrzymała prawo do sprawiedliwego sądu. Mogła zdać się na los bądź głosowanie Rady. Wybrała Radę. Pamiętam, jak tuż przed tym gdy Naczelnik zbliżył się do niej, tuż przed tym, jak jej przeraźliwy krzyk rozdarł powietrze, ojciec zakrył mi oczy. Odsunął dłonie dopiero, gdy tłum uciszył się po komendzie Naczelnika. Musiałam tak siedzieć i patrzeć, jak ceremonia sprawiedliwości się kończy. Jak Krąg i Rada rozpoczynają szczęśliwe celebracje. Wtedy jako atrakcję zaproszono trupę teatralną. Aktorzy rozstawili się na podium, omijając szkarłatną plamę, której nikt nie pozwolił zmazać do końca dnia. Może gdyby wybrała los, nadal by żyła? Ognista fosa, która otacza arenę podzielona jest na pięć części. Każda z nich odgradza jeden z sektorów, w którym znajduje się wyjście z areny. Zielone płomienie są łudząco podobne i za każdym razem, w jednym sektorze fałszywe. Gdyby wybrała los i na nie trafiła, Rada zmuszona byłaby oczyścić ją z zarzutów. Odkąd pamiętam nikt nie powołał się na los. Nie dziwę się. Śmierć na arenie jest szybsza i mniej bolesna, od powolnego konania w płomieniach, które bezlitośnie wżerają się w skórę.
– Przepraszam, poda mi pani pudło z maskami? – Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięczny głos.
Głos, który bardzo dobrze znam. Odwracam się w stronę przybyszy. Wysokich modelów i modelek, ubranych w dziwne stroje i niskiej blondynki. Dziewczyna przechodzi od modela do modela, zbyt zaaferowana poprawianiem strojów, w których każdy ma motyw marmuru, by odwrócić się choćby na chwilę, nawet gdy ponownie prosi mnie o podanie masek. Biorę pudło i podchodzę do niej. Dopiero wtedy prostuje się i na mój widok wytrzeszcza oczy. Zakrywa usta dłonią. Uśmiecham się do niej niepewnie. Rozstałyśmy się w dziwnych warunkach. Głównie przez intrygę Huntera. Ciągle pamiętam słowa Finley, jednak gdy ta rzuca mi się na szyję, rozwiewa tym samym wszelkie wątpliwości. Obejmuję ją. Tęskniłam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że mogę ją dzisiaj zobaczyć.
![](https://img.wattpad.com/cover/372130179-288-k798082.jpg)
CZYTASZ
Me & the devil
FantasyW ściśle kontrolowanym przez władze mieście: Ona posiada zakazane moce i by uniknąć zniewolenia musi zdobyć miejsce w elitarnym kręgu władzy. On pochodzi z szlachetnego rodu, który gardzi tym, co magiczne. Aby nie okryć hańbą nazwiska musi wzmocnić...